Żeromski: literacki zombi?

Siła seksualności obecna w prozie Żeromskiego do dziś warta jest refleksji. Czy nie jest powielana w setkach popkulturowych odsłon? Czyż o tym samym nie pisze Michel Houellebecq, jeden z najpopularniejszych współczesnych pisarzy?

Publikacja: 10.10.2014 01:50

Pisarz w pracowni w Nałęczowie, rok 1906. Wenus z Milo zerka filuternie z reprodukcji

Pisarz w pracowni w Nałęczowie, rok 1906. Wenus z Milo zerka filuternie z reprodukcji

Foto: POLONA

W letnią porę pełną kanonad od Puszczy Jodłowej młoda Józia Żeromska, przyszła matka Stefana, tak bardzo ukochana przez pisarza, jeszcze nie podejrzewała, że już niedługo będzie nosić pod sercem nowe życie. Na razie od czasu do czasu wynosiła prowiant obdartusom z kosami, którzy pojawiali się w majątku męża. Stefanek urodzi się 14 października 1864 r. w Strawczynie. Właśnie mija więc 150. rocznica jego urodzin.

Po wielu latach Żeromski opisze odgłosy, które prześladowały jego matkę – leśne echa wystrzałów z powstańczych dubeltówek. A kiedy Józia konała na suchoty w 1879 r., jej udręka stała się doświadczeniem, które na zawsze ukształtowało tak bardzo związanego z nią syna.

Śmierć matki, a po czterech latach także ojca, sprawiły, że sierota miał odtąd pozostawać na łasce krewnych i radzić sobie w życiu. Do tego doszły niepowodzenia w kieleckim gimnazjum: Stefan Żeromski trzy razy repetował, a w końcu nie zdał matury. Wtedy też stracił wiarę w Boga i w swym skrupulatnie prowadzonym dzienniku nazwał się wolnodumcem. Pierwsze poważne lektury – hipnotyczny wpływ miał na młokosa jego nauczyciel literatury pozytywista Antoni Gustaw Bem; wreszcie pierwsze westchnienia do spotykanych w parku panienek i doświadczenia seksualne w kieleckich burdelach. Rychło wdał się w romans z zamężną Heleną Radziszewską. W dziennikach, pełnych opisów namiętnych scen miłosnych, nazywał ją Glaukopis (Sowiooka).

Taki był Stefan Żeromski, kiedy w 1886 r. pojawił się w Warszawie, by studiować weterynarię, bo tylko to mógł robić bez matury. Kiepsko rysowały się jego perspektywy i choć czytał i obsesyjnie pisał, to nie mógł liczyć na wsparcie najbliższych. Głodował, nie miał w co się ubrać, przeżywał stany depresyjne. Opisy bytowania w Warszawie w tym okresie są tak dołujące, że przypominają kawałki Joy Division. Wreszcie opuścił stolicę, by dawać korepetycje po dworkach, a będąc guwernerem w Łysowie, najpierw związał się z matką swego podopiecznego, wdową Anielą Rzążewską, by następnie zakochać się z wzajemnością w jej siostrze, zamężnej Natalii Faytt. Na kartach dziennika wyznawał: „[Tylko ta kobieta] pozyska moje nerwy na własność, która mię napoi goryczą i która mię zmusi, abym dla niej samej coś wycierpiał, która mię będzie odpychać ze świadomym czy bezwiednym uporem. Pierwszy ból jest i pierwszym uczuciem miłości. Mnie pociąga, pomimo mej woli, wszelkie n i e. Gdy weźmie na paluszek delikatne włókienka moich nerwów i będzie je skubać i wyciągać – wtedy dopiero drga we mnie dreszcz tajemniczej rozkoszy [...]".

W Polsce przed pierwszą wojną światową było wiele nurtów politycznych, wiele ideologii. Niestety, można powiedzieć z niedużą przesadą, że każdy utwór Żeromskiego odpowiadał nastrojem innej partii politycznej

Grafomania? Z całą pewnością. Jednak dzienniki pisał Żeromski przez dziesięć lat i stały się one podstawą kształtowania się stylu pisarza. Stylu zwanego później złośliwie żeromszczyzną, to znaczy pełnego młodopolskich ozdobników, często zawiłego i dlatego dziś już bardzo mało komunikatywnego. Może jednak coś pozostało z tak wielotorowej i przez to wieloznacznej twórczości pisarza, którego książki ukształtowały całe pokolenie Polaków, i to właśnie to pokolenie, które miało szczęście wybić się w 1918 r. na niepodległość? Czy ten zamordowany w peerelowskich szkołach i w setkach maturalnych prac autor może dziś być nam współczesny? A może Stefan Żeromski to dziś literacki zombi?

Pulsująca miłość

Na pewno siła seksualności obecna na wielu stronach prozy Żeromskiego jest do dzisiaj warta refleksji. Czy nie jest powielana w setkach popkulturowch odsłon? U Żeromskiego broniący się przed nią bohaterowie często nie mają właściwie szans, a nędza materialna i duchowa oraz przemoc sprawiają, że seks staje się jedyną motywacją ich istnienia.

O tym właśnie były „Dzieje grzechu", o tym samym pisze dzisiaj Michel Houellebecq, jeden z najpopularniejszych współczesnych pisarzy. Ale dodajmy – przecież u Żeromskiego nie mamy wyłącznie brutalnej rui, jego opisy rodzącej się miłości w „Syzyfowych pracach" czy w „Zamieci" bez wątpienia należą do najpiękniejszych w naszej literaturze. I zostaną, choć zapewne czytelnicy „Pięćdziesięciu twarzy Greya" nie zdają sobie sprawy z siły ich urody, a powinni.

Rumieniec na twarzy Biruty, oczy Kseni Granowskiej, ciało Salomei Brynickiej, oddającej się ukrytemu w stągwi, poranionemu hrabiemu Odrowążowi. Jeszcze niesamowity, wizyjny rozdział „Przyjdź" z „Ludzi bezdomnych" i sceny miłosne w Nawłoci z „Przedwiośnia"! Żyją tajemnym życiem, może czekają na ponowne odkrycie? A może jest tak, że dzisiaj już nikt nie potrafi o nich przypomnieć, bo to przecież żeromszczyzna?

Miłość ojczyzny ponad wszystkie inne miłości, nienawiść do Moskali i wszystkiego, co jest związane z ich panowaniem w Polsce. Wytrwała walka o niepodległość, którą Stefan Żeromski podjął od lat gimnazjalnych, wielki temat tego pisania. Już w czasach warszawskiego biedowania uczestniczył w kolportażu broszury uwielbianego Teodora Tomasza Jeża „Rzecz o obronie czynnej i o Skarbie Narodowym". Ciąg zdarzeń potwierdził, że Żeromski nigdy nie dał ciała, był patriotą traktującym miłość ojczyzny jako zadanie. Zadanie wypełnił i czynem, i twórczością, czyli tym, do czego został powołany. Niemal w każdym utworze odczuwamy hipnotyczną i pulsującą miłość do kraju takiego, jaki jest, czyli do czegoś absolutnie strasznego.

Bo czym była Kongresówka na przełomie wieków XIX i XX? Wielkim rezerwuarem pełnym ciemnego, zapijaczonego chłopstwa, idiotów z „warstw wyższych" brylujących na paryskich salonach, niezrozumiale szwargocących Żydów Litwaków, przesiedlonych tu z rosyjskich guberni, wreszcie czeredy czynowników z rodzinami. Kraj biedny, pełen chorób i patologii. Jednak Żeromski kochał każde miasteczko tonące w błocie i nędzy, kochał miejskie podwórka studnie, zimne i wilgotne, w których dziecko (pamiętamy to z „Ludzi bezdomnych") niewolniczo pracuje przy przerzucaniu węgla. On niewolniczo pisał i wygłaszał dziesiątki odczytów: o ludowej oświacie, o Mickiewiczu, o Słowackim, o Polsce, która była wtedy tylko w sercach, nie na mapie.

Patriotyzm, czyli powinność

Czy to patriotyzm nakazał Stefanowi Żeromskiemu studiowanie dziejów ojczystych w szwajcarskim Rapperswilu, co sprawiło, że wydane w 1904 r. „Popioły" stały się dla niego książką przełomową? Odniósł wreszcie wydawniczy i finansowy sukces, a do dziś powieść o epopei Legionów Polskich i żołnierzy stojących u boku Napoleona nie ma sobie równych. A może jest tak, że skoro losy Rafała Olbromskiego i Krzysztofa Cedry nas nic nie obchodzą, to już nie ma ratunku dla naszej polskiej, czytelniczej wrażliwości? Zostaje więc tylko George R.R. Martin i jego wielotomowe sagi i książki o wampirach. Przy tym badziewiu historia opowiedziana w „Popiołach" jest popisem krystalicznie czystej formy.

Patriotyzm Żeromskiego przejawiał się także w organizowaniu kursów ludowych w Nałęczowie, gdzie poznał swą żonę Oktawię Rodkiewicz, z którą miał syna Adama. A kilkanaście lat później, w 1914 r., zgłosił się do Legionów Polskich, ponieważ chciał się bić za Polskę: ze względu na wiek i stan zdrowia odmówiono mu. Ta sytuacja od razu kojarzy się z Adamem Mickiewiczem, przebywającym podczas powstania listopadowego w Wielkopolsce. I on chciał walczyć, jednak przez granicę prusko-rosyjską w końcu się nie przedarł, czegoś zabrakło, żył w romantycznych niedopowiedzeniach.

Natomiast Żeromski wypełnił swą powinność do końca. Bo patriotyzm był powinnością. Z Zakopanem ze względów zdrowotnych (miał gruźlicę kości) związał się na wiele lat, tu mieszkał ze swą pierwszą rodziną. W 1918 r. został przewodniczącym tzw. Rzeczypospolitej Zakopiańskiej (Rady Narodowej), sprawującej całkowitą władzę na terenie Zakopanego. Potem dopiero funkcje te przejęły organy nowo tworzącego się rządu polskiego.

Po odzyskaniu niepodległości nie usunął się do samotni, by pisać opasłe powieści i spoglądać z wysokości Parnasu na ludzką ciżbę. Pod koniec pierwszego roku niepodległości odwiedził Belweder i rozmawiał z Józefem Piłsudskim o ziemiach zachodnich. Nie znalazł zrozumienia u Marszałka przygotowującego właśnie wyprawę kijowską. Jak wieść gminna niesie, zirytowany Piłsudski powiedział do pisarza, którego talentu był zresztą wielbicielem: „Mam w dupie pańskie ziemie zachodnie", na co niezrażony Żeromski odparł: „A ja mam w dupie pańskie ziemie wschodnie", odwrócił się i trzasnął drzwiami.

W maju 1920 r. widzimy pisarza na terenach plebiscytowych Warmii i Mazur. Przemawiał tam do ludzi bojących się na ulicy mówić po polsku, co po latach poświadczył w „Na tropach Smętka" Melchior Wańkowicz. I chociaż plebiscyt zakończył się zwycięstwem niemieckim, Żeromski o tych terenach nie zapomniał. Na Pomorze przyjeżdżał często ze swoją nową rodziną, czyli z Anną i córką Moniką. Fascynacja znalazła odbicie w twórczości, a wydany w 1922 r. „Wiatr od morza" legł u podstaw nieprzyznania pisarzowi Literackiej Nagrody Nobla, gdyż krytycy dopatrzyli się w nim zbyt wielu politycznych treści.

Wróćmy jednak do pamiętnego roku 1920. Po Bitwie Warszawskiej Żeromski podróżuje do wyzwolonego od hord bolszewickich Wyszkowa, a potem pisze reportaż „Na probostwie w Wyszkowie", jeden z najlepszych napisanych w Polsce. Wykłada w nim jasno paradoks swoich czasów: bezrobotni, nędzarze, cała polska biedota chwyciła za karabiny i stanęła w obronie Polski. A przecież równie dobrze mogła ulec bolszewickiej propagandzie obiecującej państwo „wolne od panów". Żeromski wzywa, by odrodzone państwo polskie pochyliło się nad biedakiem, żeby odpłaciło mu za jego krew, za wierność ojczyźnie, za irracjonalne poświęcenie sprawie Niepodległej.

Czy dzisiaj państwo polskie spełnia wezwanie swego pisarza? Przeczytajmy to raz jeszcze: „O, Polacy! Niech wasze ręce składają się do modlitwy, albowiem ci bezrolni i bezdomni Polskę wybrali. To nic, że tam i sam ten i ów poszedł z rozpaczy za wrogiem. Cały bowiem lud polski poszedł w bój za ojczyznę. Opasali się pasem żołnierskim nędzarze, którzy na własność w ojczyźnie mają tylko grób, i z męstwem, na którego widok oniemiał z zachwytu świat, uderzyli w wojska najeźdźców. (...) Alboż nie widział świat tego nieopisanego zjawiska? Zapomniane zostały wszelkie czyjekolwiek winy i, jak Grecy pod Maratonem, zniweczyliśmy wroga". I jeszcze: „Nie możemy dopuścić do tego, żeby pokonanie czerwonej armii na polu bitwy w obronie granic naszej ojczyzny, w obronie naszego ludu zjednoczonego w szczep jednojęzyczny, nierozdzielny, nierozerwalny, wieczyście samowładny, w obronie naszej mowy i wolności stanowienia praw własną wolą i dla samych siebie – stało się tryumfem warstwy bogaczów, panów, posiedzicieli, a klęską ludzi ubogich i pognębieniem szybkości postępu świata. Pokonawszy bolszewizm na polu bitwy, należy go pokonać w sednie jego idei. Na miejsce bolszewizmu należy postawić zasady wyższe odeń, sprawiedliwsze, mądrzejsze i doskonalsze. Trzeba ruszyć z posad Polskę starą, strupieszałą, gnijącą w jadach, którymi ją nasycili najeźdźcy".

Wydaje mi się, że odrodzona po 1989 r. Polska nie nawiązała do słów swojego pisarza. Świadczy o tym choćby los polskiej wsi, do dziś nieradzącej sobie z nędzą, świadczy wielomilionowa emigracja, którą kolejne rządy po prostu lekceważą w imię praw chorobliwie pojmowanej ekonomii. W tym sensie słowa Żeromskiego pozostają aktualne, są zadaniem, którego dotąd nie potrafiliśmy rozwiązać. Być może także dlatego, że Żeromskiego po prostu nie czytamy. Czy nasz dzisiejszy patriotyzm jest siłą, która potrafi naszą wolność obronić i czynić ojczyznę przyjazną dla wszystkich, czy może realizuje się wyłącznie w dbałości o własny interes? A jak coś się stanie, to trzeba stąd po prostu sp...ć, jak wdzięcznie ujęła to światła przedstawicielka tak zwanego krakówka.

Przerazić komunizmem

Miłość ojczyzny, którą Żeromski uczynił osią swej twórczości, przejawiała się także w opisach jej przyrody, której piewcą pozostał pisarz do końca. Był szczególnie wrażliwy na lokalny krajobraz, przydrożny krzyż, kamień na polu, niebo. Góry Świętokrzyskie i Kaszuby, morskie wybrzeże, oczywiście Tatry, lessowe wąwozy w Kazimierzu. A jedno z najpiękniejszych swoich opowiadań, „Pomyłki", napisał po długim spacerze z psem. Dlatego jego szczególna wrażliwość na polski pejzaż inspirowała pisarzy również w nim rozmiłowanych, i to tak różnych, jak Jarosław Iwaszkiewicz czy Józef Mackiewicz.

Warto przypomnieć, że także Jerzy Giedroyc był, jak sam się nazywał, żeromszczykiem. I wspominał: „Byłem krytyczny wobec wieszczów, natomiast pasjonowałem się Brzozowskim i Żeromskim [...]. Ale największy [wpływ] wywarł Żeromski. Byłem żeromszczykiem i w pewnym sensie zostałem nim do dziś. »Przedwiośnie«, które czytałem znacznie później, było dla mnie wielkim przeżyciem [...]". Może właśnie Jerzy Giedroyc jak nikt inny w XX wieku realizował swój patriotyzm na wzór Żeromskiego, wytrwale, mozolnie redagując i wydając paryską „Kulturę" oraz setki książek, które zmieniły Polskę. Sprawiły, że nie daliśmy się czerwonej zarazie. Brat Józefa Mackiewicza wspominał: „Prorokiem pokolenia sprzed pierwszej wojny światowej stał się u nas Żeromski. Jakże go kocham, gdy czytam jego pamiętniki, w których tak się zachwyca Sienkiewiczem, jego wpływem na lud prosty. Ale dla tego, żeby być prorokiem, trzeba mieć kościec, linię, trzeba samemu wiedzieć, czego się chce. W Polsce przed pierwszą wojną światową było wiele nurtów politycznych, wiele ideologii. Niestety, można powiedzieć z niedużą przesadą, że każdy utwór Żeromskiego odpowiadał nastrojem innej partii politycznej. Na pewno nie czynił tego Żeromski dla kariery, był to człowiek czuły na szlachetność, daleki od używania swej literatury dla jakichkolwiek korzyści osobistych. Ale zważmy tylko: oto »Ponad śnieg...« odpowiada jak najbardziej poglądom, upodobaniom i tragediom konserwatystów wileńskich, »Przedwiośnie« znowuż podoba się elementom komunizującym. Są utwory Żeromskiego, które zbliżały się do poglądów endeckich, są inne, które były z nimi sprzeczne. Ten wielki talent przynosił zwątpienie i rozterkę, prawdę powiedziawszy: rozhisteryzował społeczeństwo" (Stanisław Cat-Mackiewicz, „Europa in flagranti").

Niestety, nie rozhisteryzował społeczeństwa w PRL. Żeromski traktowany był jako „nieświadomy wyznawca taktyki klasowej" i został zamordowany jako pisarz w świadomości Polaków. Czy na zawsze? Jest jeszcze coś. Kazimierz Wierzyński pisał: „Jest osobliwym zjawiskiem, że o ile artyzm Żeromskiego stracił tak wiele, moralna wielkość pisarza wydaje się nienaruszona. Mimo, że sztuka jego odchodzi do przeszłości, etos przyświeca jak dawniej".

Ów etos stał się już w wolnej Polsce przyczyną nieuprawnionych powołań. Na początku dekady, w 1994 r., publicysta „Gazety Wyborczej" nominował Stefana Żeromskiego na duchowego patrona „rewizjonistów", czyli tych, którzy ideologicznie związani z komunizmem w późnych latach 50. poczęli odeń odstępować. Wśród nich Jan Kott, Roman Zimand, Leszek Kołakowski, Krzysztof Pomian. Szkoda, że zabrakło w tym wyliczeniu Zygmunta Baumana, który wtedy jeszcze nie awansował na stanowisko pseudomesjasza tego środowiska. Publicysta: „Komunizm był dla nich początkowo realizacją oświeconego rozumu, konsekwencją racjonalizmu i humanizmu". Tyle tylko, że Żeromski po sowieckich zachwytach nad „Przedwiośniem" w słynnej „Odpowiedzi Arcybaszewowi" o komunizmie napisał: „Nikogo nie wzywałem do komunizmu, lecz za pomocą tego utworu literackiego usiłowałem, o ile jest to możliwe, zabiec drogę komunizmowi, ostrzec, przerazić, odstraszyć".

A może chodziło o to, że gdyby Żeromski żył dłużej i przetrwał II wojnę, to dołączyłby do Andrzejewskiego, Konwickiego i Kazimierza Brandysa, wychwalałby bezbożną komunę? Przecież sam był niewierzący. Na szczęście na tę milczącą i obrzydliwą sugestię znajdujemy ponownie odpowiedź w „Na probostwie w Wyszkowie": „Kto na ziemię ojczystą, chociażby grzeszną i złą, wroga odwiecznego naprowadził, zdeptał ją, splądrował, spalił, złupił rękoma cudzoziemskiego żołdactwa, ten się wyzuł z ojczyzny. Nie może ona być dla niego już nigdy domem, ni miejscem spoczynku. Na ziemi polskiej nie ma dla tych ludzi już ani tyle miejsca, ile zajmą stopy człowieka, ani tyle, ile zajmie mogiła".

Czy stalinowscy pisarze znali prozę Żeromskiego? Znali. Nie wyciągnęli z niej jednak żadnych wniosków, ich strata.

Dlaczego jesteśmy Polakami

Stefan, gdziekolwiek teraz jesteś, proszę cię, połóż się na szezlongu, zapal papierosa i słuchaj! W dzisiejszej Polsce karierę literacką robi się nie tak jak ty. Nawet twoje wyszydzane, wyśmiewane, oplute szklane domy są za cienkie jak na dzisiejsze standardy. Dziś już nie potrzeba ich wymyślać. Teraz, żeby być wybitnym prozaikiem, nie trzeba mieć gruźlicy, bez głodu i chłodu się obejdzie, trzeba tylko i wyłącznie przespać się z tym, z kim wypada. To może być kobieta, może być też facet. Dzisiaj w Najjaśniejszej III Rzeczypospolitej przez łóżko robimy kariery, a nie przez wytrwałe pisanie, jakie kiedyś zaproponowałeś, żadnych rękopisów, żadnego Mortkowicza, twojego wydawcy, szlus! Pojmujesz coś z tego? Nie kumasz, Stefan, nic, ale trudno, spoczywaj w pokoju na ewangelicko-reformowanym cmentarzu w Warszawie. Świetne miejsce. Zawsze, kiedy tam przychodzę, nikogo nie ma.

Czy zatem Żeromski to nasz współczesny? Bez dwóch zdań. Jego dorobek domaga się ponownego odczytania, a także nowoczesnej edycji, kładącej nacisk na te utwory, które do dzisiaj zachowały najwięcej siły wyrazu, najbardziej przemawiają do wyobraźni. W nowej odsłonie zobaczymy, że autor „Uciekła mi przepióreczka" swoją sztuką wciąż skłania nas do odpowiedzi na pytanie, dlaczego właściwie jesteśmy Polakami.

W letnią porę pełną kanonad od Puszczy Jodłowej młoda Józia Żeromska, przyszła matka Stefana, tak bardzo ukochana przez pisarza, jeszcze nie podejrzewała, że już niedługo będzie nosić pod sercem nowe życie. Na razie od czasu do czasu wynosiła prowiant obdartusom z kosami, którzy pojawiali się w majątku męża. Stefanek urodzi się 14 października 1864 r. w Strawczynie. Właśnie mija więc 150. rocznica jego urodzin.

Po wielu latach Żeromski opisze odgłosy, które prześladowały jego matkę – leśne echa wystrzałów z powstańczych dubeltówek. A kiedy Józia konała na suchoty w 1879 r., jej udręka stała się doświadczeniem, które na zawsze ukształtowało tak bardzo związanego z nią syna.

Śmierć matki, a po czterech latach także ojca, sprawiły, że sierota miał odtąd pozostawać na łasce krewnych i radzić sobie w życiu. Do tego doszły niepowodzenia w kieleckim gimnazjum: Stefan Żeromski trzy razy repetował, a w końcu nie zdał matury. Wtedy też stracił wiarę w Boga i w swym skrupulatnie prowadzonym dzienniku nazwał się wolnodumcem. Pierwsze poważne lektury – hipnotyczny wpływ miał na młokosa jego nauczyciel literatury pozytywista Antoni Gustaw Bem; wreszcie pierwsze westchnienia do spotykanych w parku panienek i doświadczenia seksualne w kieleckich burdelach. Rychło wdał się w romans z zamężną Heleną Radziszewską. W dziennikach, pełnych opisów namiętnych scen miłosnych, nazywał ją Glaukopis (Sowiooka).

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Plus Minus
Kompas Młodej Sztuki 2024: Najlepsi artyści XIV edycji
Plus Minus
„Na czworakach”: Zatroskany narcyzm
Plus Minus
„Ciapki”: Gnaty, ciapki i kostki
Plus Minus
„Rys”: Słowa, które mają swój ciężar
Materiał Promocyjny
Nest Lease wkracza na rynek leasingowy i celuje w TOP10