Tak, a po paru latach Miller wrócił do tych działaczy i znów został liderem.
I to też był problem. Dla młodych ludzi SLD trącił myszką. Zabrakło młodej odnogi, nikt z kierownictwa nie wyciągnął ręki w stronę młodszych działaczy.
Przecież wyciągnęli rękę w stronę Magdaleny Ogórek. Popierałaś ją?
W pewnym momencie naprawdę trudno było ją wspierać. Magda nie przyjmuje, że zrobiła coś źle, a może warto byłoby się nad tym zastanowić. Trudne to było także dla mnie jako feministki. Mamy młodą kobietę, która ma tytuł naukowy i była zaangażowana w profilaktykę raka piersi. I nagle przychodzi kampania prezydencka i dowiaduje się od niej jakichś dziwnych rzeczy.
Może trzeba ją było zapytać przed startem: Magda, a ty nie chcesz czasem robić czegoś w stylu: napiszmy prawa od nowa?
Dla mnie jako absolwentki prawa Uniwersytetu Warszawskiego hasło „prawo od nowa" to jest jakiś absurd.
Czyli ona wychodziła, a wy byliście zaskoczeni.
Sojusz nie miał wpływu na własną kandydatkę. Warto też pamiętać cały kontekst tego, jak została wskazana jako kandydatka. Tego dnia zmarł Józef Oleksy, który był dla nas ważną postacią. Poszłam na posiedzenie zarządu, myśląc o tym, że będziemy się zajmować żałobą, a tu po raz pierwszy zobaczyłam kandydatkę.
Byłem wtedy w waszej siedzibie. To było kuriozalne. Głosowałaś potem w wyborach prezydenckich na Ogórek?
Jest coś takiego, jak tajemnica głosowania.
Nie bądźmy tacy drobiazgowi.
...(Cisza).
No proszę. Umieram z ciekawości, czy nawet władze SLD darowały sobie głosowanie na nią?
Myślę, że są członkowie i członkinie SLD, którzy na nią nie głosowali.
A tu przy stole siedzą tacy?
Powiem tak: to nie jest jej wina, że wystartowała, ale do końca życia wszyscy powinniśmy pamiętać, co się stało. Nie uciekam przed odpowiedzialnością, ale zaczęliśmy rozmawiać o możliwościach dla młodych w Sojuszu. Byliśmy na smyczy i każdy to widział. Też w ostatniej kampanii: młode pokolenie próbowało ją prowadzić, a część SLD niespecjalnie pomagała.
Kto nie pomagał?
Część kolegów.
A jak nazywają się ci koledzy?
Myślę, że jak zdecydowaliśmy się, że Barbara Nowacka będzie naszą liderką, to zarówno Leszek Miller, jak i Janusz Palikot powinni zająć się kampaniami we własnych okręgach.
Czemu młodzi wolą PiS niż lewicę?
Dają się przekonywać szumnymi hasłami. Prawica namalowała obraz pełen emocji, do którego młodzi mogą się odnieść. Żyjemy w czasach postprawdy, a PiS coś im zaoferował. To pokazuje też, że lewica nie umiała przekonać ich swoimi wartościami. I kończy się to tym, że „Bury" jest bohaterem młodego Polaka.
Bo nie potraficie ich przekonać, dlaczego miałby nie być...
Nawet IPN o tym mówi. Tu nie ma się o co spierać.
Ten sam IPN, który chciałaś z SLD zlikwidować.
Moim zdaniem nie służy temu celowi, dla którego został powołany.
To może trzeba go zmienić, a nie likwidować, bo cel jest słuszny.
Domagaliśmy się likwidacji IPN w tej wynaturzonej wersji, w której funkcjonował.
Sama się przed chwilą na niego powołałaś.
To są rzadkie historie, w których IPN pokazuje, jak było. O wiele częściej reprezentował polski rewanżyzm. No przepraszam, ale jak sobie czasem myślę o Jacku Kaczmarskim, który śpiewał: „Od pogardy mnie zachowaj", to zastanawiam się, czy Antoni Macierewicz na pewno to słyszał... Bo teraz reprezentuje rewanżyzm, pogardę i nienawiść. A to, czego najbardziej nienawidzę w polityce, to właśnie pogarda. Tak samo przeszkadzała mi pogarda Janusza Palikota wobec Lecha Kaczyńskiego.
Dlatego wystartowałaś z nim w wyborach.
Wystartowałam. Pogarda jest z wielu stron, ale Jarosław Kaczyński doprowadził ją do perfekcji. Gdy go czasem słucham, to tęsknię za prawicowymi politykami z lat 90. Pewnie też dlatego Polacy wspominają Unię Wolności. To byli ludzie o wysokim poziomie ideowości i wyższej kulturze politycznej. Im o coś chodziło.
A tobie o co chodziło, gdy w 2001 wstępowałaś do SLD, który właśnie wygrał wybory?
Wcześniej nie mogłam wstąpić, bo dopiero co skończyłam 18 lat. Miałam marzenie, by skończyć prawo i zajmować się polityką, zrobić coś dla innych.
Od początku miałaś lewicowe poglądy czy może były też jakieś fascynacje Januszem Korwin-Mikkem?
Pochodzę z rodziny, gdzie lewicowe poglądy są na piedestale.
Jak wygląda dom, w którym lewicowe poglądy są na piedestale?
Jak to, jak wygląda taki dom? Co to znaczy?
No nie wiem. Tata gotuje, mama naprawia samochód, a potem wszyscy siadacie i rozmawiacie o gender?
Tata świetnie gotuje, ale rozumiem ironię. To myślenie kliszami zawsze mnie zastanawia. Modele rodzin mogą być i są różne: samotne matki, samotni ojcowie, pary homoseksualne... Każdy ma prawo do szczęścia. Ktoś słucha moich wystąpień i komentuje: jest feministką, to pewnie nie ma męża. A ja mam męża i od dziesięciu lat jesteśmy ze sobą szczęśliwi.
Co za obrzydliwy konserwatyzm!
Powiem ci więcej. Od 14 lat jesteśmy parą!
To okropne, powinno się ciebie wykluczyć z lewicy.
Ty sobie żartujesz, ale niektórzy prawicowi koledzy są naprawdę zdziwieni. A ja się zastanawiam, co siedzi w głowach ludzi, którzy mają takie skojarzenia z kobietą, która deklaruje się jako lewaczka. Powiem jeszcze więcej: co niedziela....
...chodzicie do kościoła?
No co ty. W niedzielę jemy wspólne rodzinne obiady. W lewicowym domu szanuje się pracę i ludzi bez względu na to, kim są i jakie wykonują zawody. Moi rodzice pochodzą z małych miejscowości, od dziecka wiedzą, co to ciężka praca. Mama jest ekonomistką, tata radcą prawnym.
A co czyta się w takim domu?
Miałam przerobione wszystkie opowiadania Jacka Londona, również te o ciężkim losie ówczesnych robotników. Jego „Białego kła" oczywiście czytali wszyscy, ale mnie interesowało więcej. Tak samo nowele Sienkiewicza czy Johna Steinbecka „Myszy i ludzie" i „Grona gniewu". Z młodszych autorów, to Dorota Masłowska czy Filip Springer. I kocham fantastykę. W ogóle ta świadomość, że kobieta czegoś nie może, przyszła z zewnątrz. Ja w moim domu nigdy się z czymś takim nie spotkałam. Panowało w nim przekonanie, że kobieta może wszystko.
I okazało się, że nie może wejść do Sejmu.
To nie jest moje największe marzenie.
Zjednoczonej Lewicy nie ma w Sejmie, a ta mniej zjednoczona jest na przykład w warszawskiej radzie miasta. Co SLD i radna Piechna-Więckiewicz zrobili w sprawie reprywatyzacji?
Od kilku lat współpracuję ze środowiskami lokatorskimi, ale w sprawie reprywatyzacji jasne jest, że żadna z opcji politycznych w Polsce porządnie się do niej nie wzięła. Pani prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz też nie może mówić, że nie wiedziała, co się dzieje, bo lokatorzy cały czas przesyłali do niej dokumenty. Teraz nie powinna mówić, że każdy, kto ją krytykuje, jest z PiS. 80 proc. spraw, które do mnie trafiają jako radnej, to są kwestie mieszkaniowe. Pokazuje to, jak wielki mamy z tym problem.
A powinien stanąć pomnik Lecha Kaczyńskiego na Trakcie Królewskim w Warszawie?
Nie. Enough is enough [z ang. „dość znaczy dość" – przyp. red.].
To ciekawe, bo mówicie, że na Trakcie Królewskim jest miejsce na pomniki...
Jedyny pomnik, który powinien tam stanąć, to pomnik Ignacego Daszyńskiego, bo ta postać bywa zapomniana. To co się wydarzyło wokół katastrofy smoleńskiej, co robi naczelny kapłan sekty smoleńskiej Antoni Macierewicz, tak naprawdę szkodzi jej ofiarom.
Czy naprawdę nie stać nas na wzniesienie się ponad podziały i postawienie pomnika człowiekowi, który był ministrem sprawiedliwości, prezydentem tego miasta, a potem prezydentem kraju i który zginął na służbie?
Na Trakcie Królewskim nie. Mamy w Polsce wiele miejsc, które upamiętniają Lecha Kaczyńskiego.
I nie wszystkie są piękne. Polak lubi działać na przekór. Myślę, że wiele osób, które usłyszały, że jest taki problem z postawieniem pomnika Lecha Kaczyńskiego w Warszawie, nabrały energii, by postawić mu pomnik w swojej miejscowości.
Nie zgadzam się z tezą, że gdyby na Trakcie Królewskim stanął pomnik Lecha Kaczyńskiego, to w innych miejscach by podobne nie powstały.
Oczywiście, jakieś by powstały, ale te uniki warszawskiego ratusza tylko podkręcały atmosferę. W konsekwencji mamy wielką partyjną wojnę o nic.
O nic i o wszystko. Ale może najlepszymi pomnikami dla ludzi, którzy działali politycznie, są miejsca, w których coś konkretnego zrobili dla innych.
Czyli przed Pałacem Prezydenckim.
Lubimy pomniki, a jest mało przestrzeni, w której możemy sobie przypomnieć, że ktoś żył dla kraju. No dobrze, ale przekonałeś mnie do tego, co mówisz. Tylko jakby ten pomnik stanął przed Pałacem Prezydenckim, gdzie mamy co miesiąc rocznice, to myślisz, że to by służyło powszechnej zgodzie?
Uważam, że jak ktoś wymienia absurdalne powody, przez które nie może stanąć pomnik, to niezbyt służy to powszechnej zgodzie. Ratusz powołuje się np. na sondaż Barometr Warszawski.
To przypomina trochę aktualne konsultacje społeczne Prawa i Sprawiedliwości nad ustawą metropolitalną. Nawiasem mówiąc, chyba nie dojrzeliśmy jeszcze do prawdziwych konsultacji społecznych.
Kiedy w końcu nadejdzie ten moment?
Mamy w zwyczaju wyrzucać wszystko do kosza, a nie naprawiać. Dlaczego wyrzucamy gimnazja, a nie staramy się je poprawić? Szkoła PiS nie przygotuje dzieci na świat, który się globalizuje.
Chodzisz na marsze KOD i walczysz o prawa kobiet, które nie dostają alimentów. Widzisz tu jakąś sprzeczność?
Tak. Mateusz Kijowski powinien płacić alimenty.
Dlatego idziesz z nim w marszu...
Pytanie: czy idę z nim?
Tak, idziesz.
Albo obok niego. W Polsce mamy problem z tym, jak egzekwowane są alimenty.
Może nie są egzekwowane, bo jest przyzwolenie na niepłacenie ich.
Nie ma przyzwolenia. Każdy, kto tego nie robi, powinien zostać ukarany. Trudno nazywać się przyzwoitym człowiekiem, gdy nie płaci się alimentów. Na marsze KOD chodzi się z wyższej potrzeby, a nie dla Mateusza Kijowskiego. ©?
rozmawiał Piotr Witwicki (dziennikarz Polsat News)
Paulina Piechna-Więckiewicz jest radną m. st. Warszawy, działaczką stowarzyszenia Inicjatywa Polska, od 2011 do 2016 była wiceprzewodniczącą SLD
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95