Zmarł David Lynch. Człowiek o nieokiełznanej wyobraźni

Autor „Miasteczka Twin Peaks”, „Człowieka słonia”, „Diuny” czy „Prostej historii", wielki przyjaciel polskiego festiwalu Camerimage, miał 78 lat.

Publikacja: 16.01.2025 21:55

David Lynch

David Lynch

Foto: AFP

Był jednym z najciekawszych artystów filmowych ostatnich czasów. Reżyserem nietuzinkowym, nie dającym się łatwo zaszufladkować. Twórcą o znaczącej w świecie pozycji, choć nigdy o sławę specjalnie nie zabiegał. Po prostu tworzył. Był sobą.

Urodził się 20.01.1946 roku w Missoula, w USA. Zawsze mówił, że dzieciństwo spędzone na prowincji w poważnym stopniu go ukształtowało.

Czytaj więcej

Reżyser i wizjoner David Lynch nie żyje

— Nigdy nie widziałem niczego w makroskali, zwracałem uwagę na szczegół. Świat mojego dzieciństwa tworzyły małe ulice z równo stojącymi przy nich zadbanymi domami, mleczarz, listonosz, zielona trawa, wiśniowe drzewa w ogrodzie. Ów mały świat szczegółów miał swój dramatyzm i swoją wewnętrzną logikę. Jak kawa i ciasto wiśniowe z „Miasteczka Twin Peaks”. Mógłbym kręcić filmy w Nowym Jorku, jak Woody Allen, ale nie odczuwam takiej potrzeby. Uwielbiam atmosferę prowincji. Wolę robić filmy o ludziach tam mieszkających niż o tych, którzy chodzą po korytarzach CIA, FBI czy Białego Domu.

Studiował malarstwo, ale już w latach 60. poprzedniego wieku zaczął kręcić krótkie filmy. 

David Lynch. Twórca o nieokiełznanej wyobraźni

Wielką światową sławę zdobył dzięki telewizyjnemu serialowi „Miasteczko Twin Peaks”, którym zrewolucjonizował świat seriali. Dowiódł, że mały ekran nie musi pachnieć mydlinami, że może zmuszać widza do myślenia, niepokoić. Bo Lynch wyznawał teorię Hitchcocka, że filmów sensacyjnych nie kręci się tylko po to, by wyjaśnić kryminalną zagadkę. Najważniejsza była dla niego opowieść o współczesnym świecie. O ludziach, którzy na pierwszy rzut oka wiodą spokojne, nudne życie, a w rzeczywistości kryją w sobie mroczne tajemnice, są miotani namiętnościami i niezaspokojonymi pragnieniami. 

Kinomani wysoko cenią filmy Lyncha: „Głowa do wycierania”, „Człowiek słoń”, „Diuna”, „Blue Velvet”, „Dzikość serca”, „Twin Peaks: ogniu, krocz za mną”. Większość z nich to obrazy mroczne i niejednoznaczne. Lynch penetrował ciemne strony ludzkiej osobowości, zaglądał w zakamarki duszy, pokazywał złożoność ludzkich losów. Odwoływał się raczej do podświadomości i intuicji niż do rozumu. Bombardował symbolami, wciągał widza w grę wyobraźni. A przede wszystkim zostawiał widzom ogromne pole do samodzielnych przemyśleń i interpretacji.

Ale przecież potrafił też Lynch zaskoczyć widzów „Prostą historią” — opowieścią w zupełnie innym stylu, pełną wiary w dobro, miłość, wartość rodzinnych więzów. Mówił: „Wierzę, że jest ciemna i jasna strona osobowości człowieka. I że trzeba dążyć do równowagi między nimi.” Choć trzeba przyznać, że zaraz potem znów zgotował swoim wielbicielom niespodziankę pokazując znakomite „Mulholland Drive”, które było właściwie rodzajem zabawy i gry z widzem. 

Wciąż szukał nowych sposobów opowiadania i nowych tematów.  Z uporem przebijał się przez skomercjalizowany show-business wierząc, że ma widzom do zaproponowania coś ważnego: grę wyobraźni, refleksję. Miał nadzieję, że opanowane przez hollywoodzkie bzdety kino znów zacznie odzyskiwać swoją rangę, wzruszać, wybijać z poczucia samozadowolenia, uczyć marzyć. Bo przecież, jak mówił, „właśnie w czasach, gdy jedynym celem staje się robienie pieniędzy, rodzą się największe tęsknoty".

„Inland Empire” - film, który narodził się w Polsce

David Lynch kochał festiwal Camerimage, bardzo przyjaźnił się z jego dyrektorem Markiem Żydowiczem, wierzył, że razem założą w Polsce studio filmowe. Tu właśnie, podczas pobytu na festiwalu, zaczął kręcić swoje „Inland Empire”. Na wideo. Bo był zafascynowany nowymi technikami.

— Film na taśmie celuloidowej jest przepiękny — mówił. — To medium organiczne, które daje ogromne możliwości pokazywania emocji. Można je stale modernizować — doskonalić kamery, obiektywy, projektory. Ale to już dinozaur. Technologia cyfrowa pozwala ulepszać i zmieniać obraz nawet po zakończeniu okresu zdjęciowego. I każdy dzień przynosi nowości w tej dziedzinie, otwierając przed artystami nowe, wspaniałe światy.

W „Inland Empire”, gdzie na ekranie pojawiają się zdjęcia z Polski, pozwolił swojej twórczej fantazji zaszaleć w sposób maksymalny. Ten film powstawał bez scenariusza, jedne obrazy rodziły następne, aktorzy przez cały czas tylko z grubsza wiedzieli, kogo grają. Na ekranie pojawiały się lynchowskie znaki rozpoznawcze takie jak wielkie króliki, czerwone zasłony czy mroczne pokoje bez okien, postacie przenikały się wzajemnie, jakakolwiek logika zawodziła. Nic dziwnego, że nawet najbardziej znani krytycy filmowi świata nie dawali sobie z tym obrazem rady. Ale przecież była to przede wszystkim opowieść o bólu tworzenia, o poszukiwaniach własnej tożsamości, o grze wyobraźni. Lynch pokazywał jak traumatyczny może być proces kreacji, gdy świat realny i świat wymyślony przenikają się ze sobą, a granice między nimi zacierają się coraz bardziej. Jakby reżyser przekonywał, że cenę za wchodzenie w cudze życie płacą nie tylko artyści. Widzowie też nie mogą bezkarnie wkraczać w obce światy. 

Czytaj więcej

Sto twarzy twórcy serialu o Twin Peaks

 „Inland Empire” to również opowieść o przeznaczeniu, fatum, losie, którego nie można oszukać. I o współczesnym świecie, znieczulonym na tragedie innych. Jak w scenie, w której Laura Dern konała na Hollywood Boulevard, wśród ludzi całkiem obojętnych na jej los. Opowiadał o sobie?

Malarz i muzyk

Lyncha pociągały go też inne dziedziny sztuki. Studiował przecież malarstwo i zawsze powtarzał: – Zanim zacząłem malować filmy, malowałem obrazy. W Toruniu Marek Żydowicz zorganizował Lynchowi wystawę „Silence and Dynamism”. Zgromadzono na niej ponad 200 prac plastycznych – oleje, akwarele, litografie, ale też fotografie i krótkie formy filmowe czy wideoklipy.

– Połowy tych prac już nie pamiętałem – przyznawał wówczas wzruszony Lynch. 

Ale to nie wszystko. Artysta również komponował. Wydał m.in. solowy album „Crazy Clown Time”. 

— Nie mam wykształcenia muzycznego – tłumaczył. — Na świecie są wybitni muzycy, którzy mogą nawet uznać, że robię fajne rzeczy, ale powiedzą: „W porządku, Davidzie, tylko nie nazywaj siebie muzykiem”. Ale ja nie myślę o sobie w tych kategoriach. Mam po prostu studio nagrań, pracuję w nim z moim przyjacielem, inżynierem, razem tworzymy. 

Kolejną wielką pasją Davida Lyncha była medytacja transcendentalna. W 1975 w ośrodku Spiritual Regeneration Movement w Los Angeles poznał guru Maharishiego Yogi. Odtąd promował szkoły „latających joginów”, a pomagały mu w tym uznane gwiazdy muzycznego showbiznesu. W 2013 roku nagrał płytę „The Big Dream”, która była ukłonem w stosunku do Yogi. W ostatnich latach kręcił dziesiątki krótkich filmów i teledysków muzycznych. Codziennie prowadził „Weather Report”, w którym promował nową muzykę. 

Od jakiegoś czasu przyjaciele Davida Lyncha martwili się, że stan jego zdrowia pogarsza się. Palił nieustannie papierosy, miał rozedmę płuc, z coraz większym trudem oddychał. Umarł 16 stycznia, cztery dni przez swoimi 79 urodzinami. „Udowodnił, że radykalne eksperymenty mogą przynieść niezwykłe kino” – napisał Ron Howard.  „Był odważny, błyskotliwy, miał ogromne poczuciem humoru — powiedział jeden z jego aktorów, bohater „Dzikości serca” Nicholas Cage — Nigdy nie bawiłem się lepiej na planie filmowym niż pracując z Davidem Lynchem”. 

David Lynch zostawił troje dzieci. Jego córką jest m.in. znana reżyserka Jennifer Lynch. Jeden z jego synów, Austin jest aktorem, drugi, 33-letni, Riley też zajmuje się reżyserią. Na Facebooku napisali: „Teraz, gdy go już z nami nie ma, na świecie zapanowała wielka pustka. Ale, jak mawiał: Patrz na pączek, a nie na dziurę”. Zostaną filmy pełne jego nieposkromionej wyobraźni. I wspomnienia o pięknym człowieku.

Był jednym z najciekawszych artystów filmowych ostatnich czasów. Reżyserem nietuzinkowym, nie dającym się łatwo zaszufladkować. Twórcą o znaczącej w świecie pozycji, choć nigdy o sławę specjalnie nie zabiegał. Po prostu tworzył. Był sobą.

Urodził się 20.01.1946 roku w Missoula, w USA. Zawsze mówił, że dzieciństwo spędzone na prowincji w poważnym stopniu go ukształtowało.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Reżyser i wizjoner David Lynch nie żyje
Film
Dla kogo brytyjskie nagrody BAFTA?
Film
Bob Dylan w czasach Donalda Trumpa, czyli co bard powiedział o prezydencie
Film
Nie żyje Stanisław Brudny, znany również ze „Znachora” i „Akademii Pana Kleksa”
Film
Los Angeles w ogniu. Spłonęły domy Mela Gibsona i Anthony'ego Hopkinsa
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego