Plus Minus: Nie żal panu, że 200-lecie Ossolineum świętujemy we Wrocławiu? Gdyby nie wojna, Lwów wciąż mógłby należeć do Polski, więc Zakładu Narodowego im. Ossolińskich nie trzeba by było w dramatycznych okolicznościach przenosić.
Alternatywna historia mnie nie frapuje. Ossolineum było bardzo ambitnym i przemyślanym przedsięwzięciem fundatora. Zadał sobie on dużo trudu, by zapewnić mu długie trwanie. I to mu się udało, chociaż przez cały czas zakład borykał się i z historią, i z ogromnymi problemami, zwłaszcza politycznymi, a także finansowymi. J.M. Ossoliński przed 200 laty powołał do życia instytucję będącą czymś w rodzaju koła ratunkowego, które pomogło narodowi przetrwać niewolę i zebrać siły, gdy pojawiła się szansa odrodzenia własnego państwa. W 1918 roku, po klęskach wojennych zaborców, Polska wróciła na mapę Europy. Utrzymała się na niej 20 lat, mniej więcej tyle, ile w XVIII wieku upłynęło od I do III rozbioru. We wrześniu 1939 roku II Rzeczpospolita nie miała szans obrony przed napaścią dwóch zbrodniczych totalitaryzmów. U schyłku II wojny stała się przedmiotem gry prowadzonej przez zwycięskie mocarstwa. W nowych granicach pozbawionego suwerenności państwa dla Lwowa i Wilna zabrakło miejsca. Znalazło się dla Szczecina i Wrocławia. Polacy, opuszczając Lwów, zabrali Ossolineum ze sobą, do Wrocławia. Szybko okazało się, jak bardzo temu miastu jest potrzebne.