Joanna Parafianowicz: Zamiast oddawać w cudze ręce

Problemy są łatwiejsze do rozwiązania, gdy się o nich rozmawia.

Publikacja: 02.06.2020 13:11

Joanna Parafianowicz: Zamiast oddawać w cudze ręce

Foto: Adobe Stock

Mediacja, mimo że funkcjonuje w polskiej rzeczywistości od lat, nadal bywa postrzegana jako nowe zjawisko, które trudno obdarzyć zaufaniem. Osoby w konflikcie, którym adwokat proponuje tę drogę rozwiązania sporu, podchodzą do niej z dystansem. Wskazują, że skoro rozmowy z kontrahentem (przeciwnikiem) nie przyniosły efektu nawet wtedy, gdy stronom towarzyszyli profesjonalni pełnomocnicy, to i mediator nie załatwi sprawy.

Tymczasem, w szczególności teraz, gdy naiwnie byłoby myśleć, że machina wymiaru sprawiedliwości ruszy z impetem, nadrabiając w mig zatory wywołane pandemią koronawirusa (na marginesie, kto by pomyślał, że zatęsknimy za dotychczasową organizacją sądów), alternatywne sposoby rozwiązywania sporów wydają się niekiedy jedynym realnym sposobem na wsparcie klienta.

Czytaj także: Koronawirus: mediacja może pomóc sądom w trudnym czasie pandemii

Przyznaję, że do niedawna sama miałam wątpliwości, czy mediacja działa. Doświadczenie pokazało jednak, iż najważniejszy jest w niej styl prowadzenia i osobowość mediatora, a te elementy ściśle się łączą. O ile bowiem pozostawanie przez mediatora jedynie tłem dla zwaśnionych stron lub okazjonalna aktywność w dyscyplinowaniu uczestników mediacji może w niektórych przypadkach prowadzić do sukcesu, o tyle w szczególności wobec konfliktów rodzinnych tego rodzaju postawa może utrudnić wypracowanie ugody.

Mediator rodzinny, jak każda osoba, która wykonuje ten zawód, musi wykazywać się obiektywizmem i bezstronnością, ale w moim przekonaniu nie może być pozbawiony zdrowego rozsądku i doświadczenia życiowego. Będąc bowiem wyposażonym w te przymioty, jest w stanie zwrócić uwagę zwaśnionych klientów na te aspekty życia i łączących ich zdarzeń, które wymagają obustronnej korekty. Ta uwaga padająca z ust mediatora nie drażni tak, jak podobne słowa wypowiedziane przez pełnomocnika jednej ze stron.

Nie tylko ta, która ze względu na praktykę adwokacką jest mi najbliższa, tj. rodzinna, ale mediacja w ogóle ma tę wyższość nad postępowaniem sądowym, że pozwala nie tylko na odkrycie emocji stron i niekiedy nieuświadamianych motywacji, ale także na dostrzeżenie w drugiej stronie czegoś więcej niźli tylko dążenia do osiągnięcia zysku, wykorzystania czy dorobienia się. Obustronnej szczerości sprzyja zaś świadomość, że słowa, które padną w toku posiedzeń, nie mogą być przytoczone przed sądem, a nagranie przebiegu mediacji nie może stanowić dowodu. Choć rzecz jasna nie każdy musi odnajdywać przyjemność w opowiadaniu o własnym emocjach i słuchaniu o cudzych, to okazać się może, że właśnie ten element mediacji przesądzi o jej powodzeniu.

Najważniejszą zaletą mediacji, której analogii nie sposób odnaleźć w sprawach oddanych pod rozstrzygnięcie sądu, jest ugoda wypracowywana wspólnie przez strony. Siłą rzeczy zaś jest im ona bliższa, a co za tym idzie – daje szanse na bycie respektowaną. Mediacja wreszcie pozwala jej uczestnikom na zachowanie twarzy w tych wszystkich kwestiach, w których bliskie są jej utracenia. Propozycje mediatora bowiem jako niezależnego, choć przyjaznego obu stronom eksperta łatwiej zaakceptować niźli te same rozwiązania podsuwane przez drugą stronę konfliktu.

Choć przed sądem jest czas na opowiedzenie własnej wersji zdarzeń i towarzyszących im emocji, co do zasady nie pozwala on na wysnucie pełnej opowieści o człowieku i sprawie, która jest podłożem konfliktu. Wyrok zatem, choć stanowi rozstrzygnięcie problemu, nie daje rozwiązania – emocje nim wywołane towarzyszą tym, które doprowadziły do sporu. Tymczasem, jak pisał Erich Fromm, „prawdziwe konflikty między dwojgiem ludzi, te, które nie służą do tego, aby coś ukryć czy przerzucać na innych, które przeżywa się w najgłębszych warstwach wewnętrznej rzeczywistości i które jej dotyczą – nie są destrukcyjne".

Skoro tego samego nie można powiedzieć o nieakceptowanych wyrokach zawierających niezrozumiałe dla stron wywody, to czemu tak rzadko dostrzegamy, że rozwiązaniem problemu może być porozmawianie o nim, a nie oddanie go w cudze ręce?

Autorka jest adwokatem, założycielką bloga www.pokojadwokacki.pl

Mediacja, mimo że funkcjonuje w polskiej rzeczywistości od lat, nadal bywa postrzegana jako nowe zjawisko, które trudno obdarzyć zaufaniem. Osoby w konflikcie, którym adwokat proponuje tę drogę rozwiązania sporu, podchodzą do niej z dystansem. Wskazują, że skoro rozmowy z kontrahentem (przeciwnikiem) nie przyniosły efektu nawet wtedy, gdy stronom towarzyszyli profesjonalni pełnomocnicy, to i mediator nie załatwi sprawy.

Tymczasem, w szczególności teraz, gdy naiwnie byłoby myśleć, że machina wymiaru sprawiedliwości ruszy z impetem, nadrabiając w mig zatory wywołane pandemią koronawirusa (na marginesie, kto by pomyślał, że zatęsknimy za dotychczasową organizacją sądów), alternatywne sposoby rozwiązywania sporów wydają się niekiedy jedynym realnym sposobem na wsparcie klienta.

Pozostało 82% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Czy wolne w Wigilię ma sens? Biznes wcale nie musi na tym stracić
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Awantura o składki. Dlaczego Janusz zapłaci, a Johanes już nie?
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Trzy wnioski po rządowych zmianach składki zdrowotnej
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Rząd wypuszcza więźniów. Czy to rozsądne?
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Fiskus wchodzi do internetu. Czy podatnicy powinni się obawiać?