Tomasz Pietryga: Deregulacja, czyli w poszukiwaniu Świętego Graala

W historii polskiej legislacji zapisało się wiele akcji deregulacyjnych, które miały ulżyć przedsiębiorcom i obywatelom. Dlaczego zatem ciągle wracamy do punktu wyjścia?

Publikacja: 12.02.2025 04:41

Premier Donald Tusk (P) oraz minister finansów Andrzej Domański (L) podczas wydarzenia „Polska. Rok

Deregulacja ma ułatwić życie przedsiębiorcom

Premier Donald Tusk (P) oraz minister finansów Andrzej Domański (L) podczas wydarzenia „Polska. Rok przełomu”, 10 bm. w siedzibie Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie

Foto: PAP/Paweł Supernak

Zniesienie barier biurokratycznych czy regulacyjnych od dekad przewija się w programach kolejnych rządów, które chcą tym działaniem zrobić ukłon w stronę biznesu, roztaczając aurę budowania przyjaznego państwa. Były już słynne transze deregulacyjne Gowina, była komisja Palikota, konstytucja biznesu Morawieckiego i wiele mniejszych lub większych inicjatyw legislacyjnych, które za jednym zamachem miały usunąć wszystkie bolączki życia gospodarczego i społecznego.

Czytaj więcej

Tusk angażuje Brzoskę do deregulacji. Dobry ruch

Zazwyczaj chodziło o to, aby w jednej ustawie zlikwidować punktowo wiele barier, które są sygnalizowane przez zainteresowanych. Wiele z tych zmian wyszło poza sferę deklaracji i weszło w życie, jednak nie doprowadziło do rozwiązania problemu (może jedynie chwilowo), ponieważ gdy polityczne reflektory zgasły, życie toczyło się dalej i w miejsce starych barier powstawały nowe, czasem mniej oczywiste, ale bardziej wysublimowane.

Głębokie urzędnicze państwo

Polski system legislacyjny od dekad jest ukierunkowany na masową produkcję prawa, a kolejne rządy biją niechlubne rekordy w liczbie uchwalonych stron nowych przepisów. Ten legislacyjny zapał wiąże się z filozofią państwa, która zmierza do uregulowania wszystkiego, zapewniając sobie bezpieczeństwo i kontrolę. To wydaje się niezmienne, odporne na jakąkolwiek opcję polityczną. „Głębokie urzędnicze państwo” żywi się regulacją, bo dzięki temu uzasadnia swój byt. Są też motywacje czysto polityczne – spora część prawa uchwalana jest bez racjonalnej analizy potrzeb. Punktowe zmiany bazujące na politycznych emocjach, np. kilkadziesiąt nowelizacji jednego aktu prawnego, rozszczelniają system, czynią go niespójnym, narażają na błędy i konieczność ponownego łatania systemu. Nietrwałość prawa i koniunkturalność to kolejna przyczyna powstawania barier, które pojawiają się nagle, zaskakując tych, którzy prawo mają stosować. Przed laty wprowadzono proces kontradyktoryjny, który miał na wzór amerykański uprościć relacje na sali sądowej. Przepisy działały kilka miesięcy, a następcy reformatorów szybko zaczęli je zwijać. W ten sposób państwo nagle zaczęło operować na trzech różnych rzeczywistościach prawnych. A energia poszła na odkręcanie nietrwałych zmian. Z Polskim Ładem było podobnie, jego skutki są odczuwane do dziś. Mimo że już na etapie legislacyjnym eksperci sygnalizowali problemy, jakie wiążą się z wejściem nieprzemyślanego prawa.

Czytaj więcej

Donald Tusk prosi Rafała Brzoskę o przygotowanie pakietu deregulacji

Jest jeszcze prawodawstwo unijne, którego jakość często pozostawia dużo do życzenia. Zabójcza w tym kontekście jest chęć nadinterpretacji i rozszerzania regulacji przez polskich urzędników – tak aby dostosować je do rzeczywistości, niekoniecznie z korzyścią dla obywatela – czy brak oceny skutków regulacji w praktyce, kiedy wejdą one w życie.

Rafał Brzoska z odsieczą?

Donald Tusk działa w polityce od dekad, świetnie zna legislacyjne realia i patologie. Ogłoszenie chęci deregulacji i powierzenie tego zadania samym przedsiębiorcom jest ruchem nastawionym na polityczny efekt. Biznes przyjął to wyzwanie z dużym entuzjazmem, pytanie tylko, czy zdaje sobie sprawę, że mierzy się nie z pojedynczymi zmianami, ale z głębokim systemem, który jest jak skoszona trawa – szybko odrasta. Można na te zapowiedzi patrzeć z nadzieją, ale nie warto być naiwnym. Bez rzeczywistej zmiany filozofii działania państwa deregulacja może stać się kolejną walką z wiatrakami lub chwilową odwilżą, która łatwo przekształca się w mroźną zimę.

Zniesienie barier biurokratycznych czy regulacyjnych od dekad przewija się w programach kolejnych rządów, które chcą tym działaniem zrobić ukłon w stronę biznesu, roztaczając aurę budowania przyjaznego państwa. Były już słynne transze deregulacyjne Gowina, była komisja Palikota, konstytucja biznesu Morawieckiego i wiele mniejszych lub większych inicjatyw legislacyjnych, które za jednym zamachem miały usunąć wszystkie bolączki życia gospodarczego i społecznego.

Zazwyczaj chodziło o to, aby w jednej ustawie zlikwidować punktowo wiele barier, które są sygnalizowane przez zainteresowanych. Wiele z tych zmian wyszło poza sferę deklaracji i weszło w życie, jednak nie doprowadziło do rozwiązania problemu (może jedynie chwilowo), ponieważ gdy polityczne reflektory zgasły, życie toczyło się dalej i w miejsce starych barier powstawały nowe, czasem mniej oczywiste, ale bardziej wysublimowane.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Marcin Wojewódka: Czy pensje członków RPP należy oskładkować?
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Pomożecie? Pomożemy, czyli Tusk kokietuje biznes
Opinie Prawne
Bartłomiej Ślażyński, Bartłomiej Rybicki: Wyrok ws. WIBOR - kamyk, który spowoduje lawinę czy eksces orzeczniczy?
Opinie Prawne
Marek Isański: Praworządność po polsku, czyli okradanie z podarowanego majątku
Opinie Prawne
Gruszczyński, Menkes: Cła, sankcje, negocjacje. Jak Donald Trump rozgrywa świat?