Zniesienie barier biurokratycznych czy regulacyjnych od dekad przewija się w programach kolejnych rządów, które chcą tym działaniem zrobić ukłon w stronę biznesu, roztaczając aurę budowania przyjaznego państwa. Były już słynne transze deregulacyjne Gowina, była komisja Palikota, konstytucja biznesu Morawieckiego i wiele mniejszych lub większych inicjatyw legislacyjnych, które za jednym zamachem miały usunąć wszystkie bolączki życia gospodarczego i społecznego.
Czytaj więcej
Naród kocha wielkie wizje. Po CPK i przekopie Kaczyńskiego, milionie elektryków Morawieckiego Donald Tusk obiecuje blisko 700 mld zł różnych inwestycji, m.in. w porty i koleje. Ale równie ważna jest deregulacja – pisana przez przedsiębiorców.
Zazwyczaj chodziło o to, aby w jednej ustawie zlikwidować punktowo wiele barier, które są sygnalizowane przez zainteresowanych. Wiele z tych zmian wyszło poza sferę deklaracji i weszło w życie, jednak nie doprowadziło do rozwiązania problemu (może jedynie chwilowo), ponieważ gdy polityczne reflektory zgasły, życie toczyło się dalej i w miejsce starych barier powstawały nowe, czasem mniej oczywiste, ale bardziej wysublimowane.
Głębokie urzędnicze państwo
Polski system legislacyjny od dekad jest ukierunkowany na masową produkcję prawa, a kolejne rządy biją niechlubne rekordy w liczbie uchwalonych stron nowych przepisów. Ten legislacyjny zapał wiąże się z filozofią państwa, która zmierza do uregulowania wszystkiego, zapewniając sobie bezpieczeństwo i kontrolę. To wydaje się niezmienne, odporne na jakąkolwiek opcję polityczną. „Głębokie urzędnicze państwo” żywi się regulacją, bo dzięki temu uzasadnia swój byt. Są też motywacje czysto polityczne – spora część prawa uchwalana jest bez racjonalnej analizy potrzeb. Punktowe zmiany bazujące na politycznych emocjach, np. kilkadziesiąt nowelizacji jednego aktu prawnego, rozszczelniają system, czynią go niespójnym, narażają na błędy i konieczność ponownego łatania systemu. Nietrwałość prawa i koniunkturalność to kolejna przyczyna powstawania barier, które pojawiają się nagle, zaskakując tych, którzy prawo mają stosować. Przed laty wprowadzono proces kontradyktoryjny, który miał na wzór amerykański uprościć relacje na sali sądowej. Przepisy działały kilka miesięcy, a następcy reformatorów szybko zaczęli je zwijać. W ten sposób państwo nagle zaczęło operować na trzech różnych rzeczywistościach prawnych. A energia poszła na odkręcanie nietrwałych zmian. Z Polskim Ładem było podobnie, jego skutki są odczuwane do dziś. Mimo że już na etapie legislacyjnym eksperci sygnalizowali problemy, jakie wiążą się z wejściem nieprzemyślanego prawa.
Czytaj więcej
Podczas przedstawiania programu dla polskiej gospodarki na najbliższe lata, Donald Tusk poprosił prezesa InPostu Rafała Brzoskę o przygotowanie pakietu deregulacji. Propozycja została przyjęta.