To bardzo smutne, z jaką łatwością minister zdrowia etykietuje sędziów, którzy ośmielili się mieć zdanie niż ona sama. Izabela Leszczyna w wywiadzie dla Polsat News określiła przewodniczącego PKW, Sylwestra Marciniaka, „funkcjonariuszem partyjnym”. Stało się to po tym, jak przed świętami sędzia skrytykował działania części członków komisji w sprawie subwencji i dotacji wyborczych dla PiS. Zaalarmował wtedy, że nieuznawanie decyzji Sądu Najwyższego może zagrażać wyborom prezydenckim.
Leszczyna chciała przykleić łatkę Marciniakowi
Wypowiedzi szefa PKW były mocne, a miejscami nawet emocjonalne, ale trudno im przypisać jakiekolwiek polityczne intencje. Wynikały z troski o przyszłoroczne wybory. Marciniak merytorycznie wskazał, jakie zagrożenia kryją się za nieuznawaniem u progu kampanii wyborczej Izby Kontroli Nadzwyczajnej, która od siedmiu lat zatwierdza polskie wybory.
Minister zdrowia nie niuansuje, nie odnosi się do argumentów merytorycznych, od razu strzela z armaty, starając się zdyskredytować człowieka, który odbiega od jej politycznego rozumienia świata. Jego życiorys, dorobek, autorytet, nie mają żadnego znaczenia.
Tym razem jednak Leszczyna mocno przestrzeliła, usiłując przyczepić Marciniakowi łatkę „pisowskiego sędziego”, czyli osoby niewiarygodnej, której motywacje i decyzje nie są oparte na przepisach prawa, ale na przekonaniach politycznych. A publiczna wypowiedź sugerująca, że „szef PKW jest partyjnym działaczem, a nie sędzią” miała wyeliminować go z debaty.
Czytaj więcej
Perturbacje związane z wyborem nowego prezydenta mogą spowodować, że cały proces decyzyjny państwa, nominacyjny, legislacyjny, kontroli nad armią i sprawami międzynarodowymi, się zatnie. Nie warto zbliżać się do tak apokaliptycznego scenariusza.