Po 13 latach prowadzenia śledztwa ws. śmierci Jolanty Brzeskiej prokuratura się poddała. Nie potwierdziła się żadna z trzech stawianych hipotez: samobójstwo, zabójstwo, nieszczęśliwy wypadek. Nie znaleziono dowodów, które mogłyby pociągnąć śledztwo dalej. Choć najmniej prawdopodobny wątek – samobójstwo – ze względu na profil psychologiczny ofiary właściwie wykluczono.
Czytaj więcej
Prokuratura poniosła porażkę – mimo kilkunastu lat prowadzenia postępowania nie wyjaśniła okoliczności śmierci działaczki społecznej Jolanty Brzeskiej. Czy można było zrobić więcej? – Tak, ale na początku śledztwa – komentuje jej córka.
Śmierć Jolanty Brzeskiej: prawo i pięści
Jolanta Brzeska była działaczką społeczną stowarzyszenia ochrony praw lokatorów w haniebnych czasach dzikiej reprywatyzacji, kiedy bezkarnie po ulicach polskich miast panoszyli się tzw. czyściciele kamienic. Z jednej strony mieliśmy ogromne pieniądze, które stały za nieruchomościami o nieuregulowanej własności, a z drugiej – słabych, biednych i bezradnych ludzi, którzy je zamieszkiwali. A wszystko działo się w z dala od zainteresowania państwa, które robiło niewiele, aby panoszącą się patologię wyplenić.
Brzeska swoim oporem dawała nadzieję, że prawo, a nie kruczki prawne, stoi po stronie zasad i moralności. Zginęła w tragicznych okolicznościach, stając się społecznym symbolem walki w imieniu słabszych i bezbronnych, o których państwo nie potrafiło zadbać. Państwo nie zadbało również o nią, nie potrafiąc przez 13 lat ustalić, co właściwie stało się w Lesie Kabackim, gdzie znaleziono spalone zwłoki stołecznej aktywistki.