Zatrzymanie, zawieszenie, a na końcu zarzuty dla żołnierzy, którzy oddali strzały w kontakcie z „uchodźcami Łukaszenki”, stanowią zły sygnał dla całego wojska. W armii zawrzało. Teraz, po śmierci szer. Mateusza Sitka, żołnierza, który został zaatakowany nożem na granicy, sytuacja staje się jeszcze trudniejsza.
Dziś nie do końca wiadomo, czy zatrzymanie wojskowych wynikało z nadgorliwości żandarmerii i prokuratury, wywołanej utrzymującą się wciąż atmosferą nieufności, czy jednak broniąc granicy, naruszyli prawo. I dziś tego nie rozstrzygniemy, jednak jedno jest pewne: w służbę, której istotą jest poświęcanie się dla ojczyzny, nie może być wpisana kalkulacja ani niepewność. Żołnierze nie powinni mieć wątpliwości, czy po powrocie z akcji zostaną bohaterami, czy przestępcami.
Czytaj więcej
Potrzebne są zmiany prawne i to na już, a nie powszechne oburzenie pobudzonych kampanią wyborczą polityków.
Śmierć na granicy z Białorusią: co z odpowiedzialnością karną żołnierzy?
W Polsce brakuje precyzyjnych przepisów dotyczących działania wojska na granicach, a prace legislacyjne w tej kwestii ślimaczą się od lat. Funkcjonowanie w sytuacjach ciągłego zagrożenia w nieokreślonym stanie prawnym może nieść dla żołnierzy takie samo ryzyko jak „uchodźcy Łukaszenki”. Państwo kieruje wojskowych na granicę, ale nie zabezpiecza ich przed odpowiedzialnością karną, opierając ich działanie na interpretacjach i kalkulacjach.