Jej wysokość procedura

To wyjątkowo gorzka historia. Marszałek województwa chciał oddać innym placówkom leki ze zlikwidowanego szpitala, które zalegały mu w magazynach. Coś, co – wydawałoby się – jest oczywiste i proste, w naszej rzeczywistości okazało się niewykonalne. Przeszkodziły bowiem procedury.

Publikacja: 24.06.2015 08:40

Jej wysokość procedura

Wymiana pism z urzędnikami trwała dwa lata, nim w końcu rozłożyli oni ręce. Leki  o wartości ok. 300 tys. zł, w tym te najnowszej generacji, znajdujące się na listach refundacyjnych, poszły z dymem. Winnych brak, bo wszystko działo się lege artis.

Kilka dni temu miałem nieprzyjemny kontakt z  publiczną służbą zdrowia, z której nie korzystam od lat. Teraz się zdarzyło. – Najbliższy  wolny termin do okulisty w grudniu – powiedział miły głos w słuchawce. – To i tak nieźle – skomentowała moja znajoma – bo na wizytę do niektórych specjalistów czeka się nawet kilka lat.  A co w  sytuacji, gdy człowiek zaczyna być poważnie chory i nie ma pieniędzy, by zajął się  nim od  razu komercyjny lekarz? Tych pytań już nikt nie zadaje.

Do takich historii,  ba, znacznie bardziej drastycznych, zdążyliśmy się przyzwyczaić, a nawet na nie zobojętnieć, gdyż dzieją się na naszych oczach każdego dnia.

Przywykliśmy też do wyjaśnień. Że rząd się stara, reformuje,  zwiększa kwoty, ale kamieniem u szyi jest demografia, czytaj: starzejące się społeczeństwo.

Historia z utylizacją leków pokazuje nie tylko, że sfera ochrony zdrowia działa źle, ale i coś groźniejszego: że nikt o nią nie dba, że brakuje elementarnej odpowiedzialności za to, co się w niej dzieje. Że dla  ministra zdrowia i dziesiątek tysięcy jego urzędników granice działania wytycza  procedura. W naszej historii przez dwa lata nikt nawet nie kiwnął palcem, aby ją zmienić, chociaż tracili pacjenci i budżet. Nikt, choć sprawa zakazu była powszechnie znana, a Sejm nowelizował w tym czasie prawo farmaceutyczne aż sześć razy. Woli, aby zmienić jeden przepis, jednak nie było.

Bo nasza służba zdrowia funkcjonuje tylko teoretycznie. Podobnie jak teoretyczny był, szczęśliwie już były,  minister Bartosz Arłukowicz, z zapałem przedstawiający przez lata kolejne wielkie reformy.

Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Czy Adam Bodnar odsłonił już wszystkie karty w sprawie tzw. neosędziów?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Rząd, weryfikując tzw. neosędziów, sporo ryzykuje
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Deregulacyjne pospolite ruszenie
Opinie Prawne
Michał Bieniak: Adwokat zrobił swoje, adwokat może odejść
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Opinie Prawne
Maria Ejchart: Niezależni prawnicy są fundamentem państwa prawa