Europejskie Oświecenie przyniosło niewygasłe do dziś przekonanie, że rozwój wiedzy wyjaśni zagadki otaczającego nas świata. Wtedy w dalszej – acz nieuchronnie mającej nadejść – przyszłości poznamy wszystko, żaden byt, tak w kosmosie, jak w mikroświecie, nie będzie skrywał przed nami tajemnic, przeto w naturalny sposób sfera nadprzyrodzona zredukuje swój rozmiar do pomijalności. Trzeba więc nieuctwa, by w nią wbrew faktom wierzyć i tam się odwoływać.
Starożytni Grecy szanowali tajemnicę, uważali, że ludzki rozum nigdy nie pojmie spraw boskich. Ale już u progu Oświecenia Kartezjusz radził unikać poczucia tajemnicy, które uważał za cechę umysłowości prymitywnej; tajemnica to ignorancja i przesąd. Z samej kartezjańskiej maksymy „myślę, więc jestem” powinien wynikać przejrzysty porządek świata. Podobnie uważał Newton: „Upodobanie do tajemnicy leży w usposobieniu zapalczywej i zabobonnej części ludzkości” – pisał.
Przez cały XIX wiek i spory kawałek XX to przekonanie wydawało się niepodważalne. Budowaliśmy wiekopomne teorie i cudowne produkty techniki, pojęcie tajemnicy zmierzało do zaniku. Jednakże gdzieś w połowie minionego wieku, może trochę później, ludzki rozum przekonał się, że choć wie i potrafi więcej niż kiedykolwiek, to są obszary, o których nie ma nic do powiedzenia i zapewne nie sięgnie tam nigdy. Zarówno w kosmosie, który okazał się przeogromny i bez granic, jak i w świecie najmniejszych cząstek, których nie potrafimy opisać nawet językiem dzisiejszej matematyki i trzeba mnożyć coraz bardziej skomplikowane hipotezy.
A jak powstało tutaj życie, skoro nie potrafimy wytworzyć z martwych substancji żywej komórki albo chociażby wirusa? Badając prawa przyrody, widzimy przepiękne struktury, niebywałą urodzajność koncepcji, ale co chwila stajemy wobec spraw niepojętych.
Wciąż jednak boimy się tajemnicy, bo może okazać się Tajemnicą, którą trzeba pisać wielką literą. Brak nam odwagi Sokratesa, który potrafił przyznać się do własnej niewiedzy. Dlatego miejsca, gdzie się ona objawia, zapychamy tym, co mamy pod ręką – zwykle kiczem. Tak w nauce, jak w religii.