Pochmurne sobotnie popołudnie. Przez centrum Warszawy sunie w kierunku Sejmu kilkusetosobowy, barwny korowód. Jego uczestnicy powiewają tęczowymi flagami, niosą transparenty z hasłami wzywającymi do zalegalizowania związków partnerskich, skandują: „Nie ma wolności bez równości”. Dobiegająca z towarzyszących pochodowi platform głośna muzyka potęguje atmosferę radosnej zabawy. W tłumie widać znane twarze. Wśród nich jest m.in. Joanna Senyszyn z SLD. To maszeruje polska lewica.
Warszawska Parada Równości, które w tym roku odbyła się już po raz ósmy, na trwałe wpisała się w ukształtowany w ostatnich latach swoisty lewicowy rok liturgiczny. Najważniejsze jego elementy to, obok wspomnianej parady, odbywające się 8 marca manify i pierwszomajowe pochody. Lewica próbuje też wykreować swoich świętych. Obecnie kandydatką do wyniesienia na ołtarze jest znana męczennica Barbara Blida. W drugą rocznicę śmierci byłej posłanki SLD przed domem jej rzekomego oprawcy Zbigniewa Ziobry demonstrowała grupa wrażliwej młodzieży. Na razie była nieliczna, ale z pewnością w kolejnych latach będzie ich więcej.
Gdy dodamy do tego proroków wieszczących rychłe osiągnięcie przez ludzkość socjalistycznej ziemi obiecanej (Slavoj Žižek) i zbiór świętych ksiąg zawierających niepodlegające dyskusji prawdy objawione (dzieła Marksa, Engelsa i Lenina), to otrzymamy ateistyczną quasi-religię.