Janke: Czy Palikot założy własną partię

Czy skandalizujący poseł z Lublina wskoczy do polskiej polityki jako samodzielny gracz? Niewykluczone, że ma szansę na 5-procentową partię, która byłaby wygodnym partnerem dla Platformy – twierdzi publicysta "Rzeczpospolitej"

Publikacja: 30.09.2010 19:14

Igor Janke

Igor Janke

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Czy za rok Janusz Palikot ze wszystkimi swoimi pretorianami zmieści się w jednej windzie hotelu Bristol, gdzie lubi rezydować, czy też zbuduje nowy, silny obóz polityczny? Wśród komentatorów i polityków dość powszechne jest przekonanie, czy może bardziej wiara, że polityczna inicjatywa Janusza Palikota okaże się burzą w szklance wody.

Wszyscy powtarzają jak mantrę argumenty o zabetonowaniu polskiej sceny politycznej. O tym, że było już wiele prób i po prawej stronie, które skończyły się zbudowaniem mniej lub bardziej przyjemnych kanap dla garstki działaczy. SdPl, Unia Pracy z jednej strony, a Prawica Rzeczypospolitej czy Polska XXI z drugiej. Niby tak. Ale może jest tak, że wszyscy oni albo popełniali jakieś błędy, albo nie trafiali w swój czas?

[srodtytul]Aby słupki rosły [/srodtytul]

Wydaje się, że Palikot robi dziś wszystko, co robić powinien ktoś, kto chce zbudować nowy byt na scenie politycznej. Ma cechy i umiejętności, które mu to mogą ułatwić. I nie jest wykluczone, że właśnie trafił w swój czas. Doskonale odpowiada na nowe trendy: na zmiany zachodzące w społeczeństwie, na czas pustej medialnej postpolityki i na zmiany w sposobie komunikowania się.

Przede wszystkim umie znakomicie grać z mediami. Od dwóch – trzech lat, a więc od czasu, kiedy jeszcze nikt nie myślał o partii Palikota, poseł z Lublina wynalazł sposób, by każdy słowo było spijane z jego ust przez dziennikarzy. Jego obecność w telewizyjnym studiu zawsze przyciąga ogromną publiczność. Albo ma taki dar, albo się tego nauczył. Albo jedno i drugie.

Wiedzą o tym na pewno szefowie stacji telewizyjnych – z niektórych Palikot niemal nie wychodzi. Kiedyś musiał się starać, a to przynosząc świński ryj, a to wymachując penisem i pistoletem, a to pijąc wódkę na ulicy, by skupić na sobie uwagę. Potem wystarczyła już sama obecność. Najpoważniejsi dziennikarze stacji przeprowadzają z nim długie rozmowy i widać, że nawet wtedy, gdy już wyczerpuje się temat, ciągną rozmowę, bo wiedzą, że Palikot powoduje, że słupki oglądalności rosną.

Dlatego pozwalano mu na wszystko. Mógł zrobić i powiedzieć, co chciał. Im bardziej było to kontrowersyjne, tym lepiej. Im bardziej obrzydliwe, tym lepiej. Potem można było odpytać oponentów, co sądzą o tym obrzydlistwie, a oni wypowiadali się równie emocjonalnie i słupki nadal rosły. Palikot im się po prostu opłacał. Opłacał się właścicielom stron internetowych, którzy każde zdanie z jego blogu eksponowali w najbardziej widocznym miejscu wraz ze zdjęciem posła PO. Bo zapewniał wysokie słupki także w zestawieniach wizyt na portalach. Umiał też sprawić, że sejmowi reporterzy biegali za nim jak owce za przewodnikiem, bezmyślnie wsłuchując się w każde wypowiedziane przez niego słowo.

[srodtytul]Mobilizacja armii [/srodtytul]

Dzięki temu stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych ludzi w Polsce. Zawsze wywoływał emocje – negatywne i pozytywne. Zapewne pomagali mu w tym eksperci od PR, ale widać, że sam ma do tego żyłkę. Umie opowiedzieć taką historię, wykonać takie kontrowersyjne opinie, wykonać tak zaskakujące gesty – które zawsze spotkają się z zainteresowaniem. A kiedy nie może nic powiedzieć skandalizującego, bo właśnie obowiązuje żałoba, zakłada okulary, zmienia fryzurę i w ten sposób przebija się do mediów. On pierwszy tak znakomicie wykorzystuje Internet. I nie chodzi wyłącznie o to, że prowadzi blog oraz bardzo intensywnie i inteligentnie wykorzystuje go, aby skupić na sobie uwagę. Przede wszystkim zrozumiał, jak komunikują się ze sobą młodzi ludzie, jak powstają nowe więzi społeczne, jak tworzą się nowe grupy. Jak można zgromadzić wokół siebie ludzi, których nigdy się osobiście nie spotkało.

On i jego nowi żołnierze używają Twittera, Facebooka, własnych stron internetowych, organizują agresywne akcje e -mailowe. Nie wszyscy pewnie wiedzą, że grupa dziennikarzy jest zasypywana spamem, czyli niechcianą korespondencją, od zwolenników Palikota. Moja własna skrzynka e -mailowa została zapchana setkami listów o takiej samej treści wysyłanymi przez jego ludzi.

Jaki sens miała ta akcja? Wielu adresatów spamu pewnie zirytowała, ale na pewno zmobilizowała dla Palikota armię młodych energicznych ludzi, którzy przekazywali sobie nawzajem adresy e -mailowe dziennikarzy, następnie rozsyłali listy. W ten sposób buduje się wspólnotę.

Mógłbym – rzecz jasna – autorów e -maili podać do sądu. Zablokowali moją skrzynkę e -mailową, a spamowanie jest w Polsce nielegalne. Ale nie zrobiłem tego, bo w ten sposób nagłośniłbym akcję Janusza Palikota.

[srodtytul]Na czym da się grać[/srodtytul]

Politycy prawicy – tej niezwiązanej z PiS – narzekają czasem, że trudno im wejść na scenę polityczną, trudno się przebić do świadomości wyborców przy obecnym systemie finansowania partii w Polsce.

Janusz Palikot przebił się do świadomości Polaków. Jest oczywiście człowiekiem bogatym, ale czy rzeczywiście potrzebował dużych pieniędzy, aby wywołać tak wielkie zainteresowanie swoją osobą i swoim nowym ruchem, który jeszcze nie powstał? Po prostu potrafił wykorzystać nowoczesne środki komunikacji. Poznał ich naturę i potrafił być wystarczająco cyniczny i brutalny, by zabrać się do obalania barier kulturowych i obyczajowych.

Warto przy tej okazji zadać pytanie: czy Palikot przykuwa uwagę ludzi wyłącznie dlatego, że jest skandalizujący, prowokujący i ekscentryczny? Czy może także dlatego, że w jakiejś mierze trafia w ich odczucia?

Poseł PO od pewnego momentu zaczął głosić w kwestiach obyczajowych skrajnie lewicowe idee. Agresywnie zaatakował Kościół, radykalnie poparł in vitro i aborcję, skrytykował obecność religii w życiu publicznym. Do niedawna mieliśmy przekonanie, że w Polsce na tym grać się nie da. Sam pisałem, że nie ma miejsca u nas na dużą partię lewicową, bo jesteśmy społeczeństwem dużo bardziej konserwatywnym niż inne, a Kościół odegrał w naszej historii zupełnie inną rolę niż choćby w Hiszpanii. Ale czy coś się nad Wisłą nie zmieniło?

[srodtytul]Katalizator pod krzyżem [/srodtytul]

Szokująca demonstracja przed krzyżem na Krakowskim Przedmieściu nie mogła wziąć się znikąd. Wielu obserwatorów twierdzi, że była to ustawiona prowokacja, jednak nie można lekceważyć faktu, że wziął w niej udział – późną nocą – spory tłum ludzi. Nawet jeśli przyszli tam tylko "dla jaj", to sam fakt, że zdobyli się na taką "zabawę", coś o Polsce mówi. Jeszcze niedawno nikt by sobie na coś takiego nie pozwolił.

Są socjologowie, którzy utrzymują, że takie zdarzenia jak nocna demonstracja pod krzyżem mogą być katalizatorem społecznych procesów. Jeśli zostaną odpowiednio nagłośnione – a tak było – mogą wywołać falę podobnych zachowań i zintegrować osoby podobnie myślące. Sytuacja się zmieniła i trudno nie zauważyć, że ma w tym swój udział Janusz Palikot. To on, mówiąc głośno rzeczy, które innym nie przeszłyby przez usta, organizując dziesiątki kontrowersyjnych akcji, obalał społeczne tabu.

Niewykluczone, że w roku 2010 nie było to tak trudne jak na przykład dekadę wcześniej. Z niektórych badań socjologicznych wynika, że choć wciąż ponad 90 procent Polaków deklaruje, że są osobami wierzącymi, to swoją wiarę, religię i Kościół traktują zupełnie inaczej niż kiedyś. Te wartości w życiu społeczeństwa nadal są obecne, ale spadły na dalsze miejsca w hierarchii ważności. Być może więc nocne wydarzenia na Krakowskim Przedmieściu ujawniły nowe społeczne zjawisko.

Niewykluczone, że Palikot tę zmianę wyczuł. Z jednej strony z niej skorzystał, z drugiej – sam wyzwolił w pewnych grupach odwagę do mówienia rzeczy, których wcześniej mówić nie wypadało. Do podejmowania działań, których jeszcze parę miesięcy temu nikt nie mógł sobie wyobrazić.

[srodtytul]Fatalne i niebezpieczne [/srodtytul]

Teraz należy zadać dwa pytania. Czy entuzjazm zwolenników Janusza Palikota będzie wystarczająco silny, aby jego efektem była mrówcza praca działaczy w kampaniach wyborczych? Czy jego polityczna propozycja będzie wystarczająco atrakcyjna, aby przyciągnąć większą grupę wyborców?

Jeśli odpowiedź na oba będzie twierdząca, to Palikot ma poważne szanse, by wskoczyć do polskiej polityki jako samodzielny gracz. Nie myślę rzecz jasna o wielkim ugrupowaniu, ale o 5 – 10-procentowej partii, która mogłaby być wygodnym partnerem dla Platformy – gdyby partia Tuska szukała partnera do współrządzenia.

Tę szansę Palikotowi daje z jednej strony słaba opozycja, szczególnie lewicowa – mało wyrazista i mało atrakcyjna. Z drugiej strony Platforma Obywatelska: partia rządząca, ale mało dynamiczna, niechętna bardziej radykalnym zmianom w jakiejkolwiek dziedzinie. Wielu wyborców już znudziło się ugrupowaniem Tuska. Jednak uważają, że na istniejące dziś partie opozycyjne głosować nie wypada. Ale na Palikota? Modnego, nagłaśnianego w mediach, głoszącego nowoczesne poglądy? Dlaczego nie.

Tylko czy wejście partii Palikota do Sejmu byłoby dobrym rozwiązaniem dla Polski? Moim zdaniem fatalnym i niebezpiecznym. Ale to temat na inny tekst.

Opinie polityczno - społeczne
Hobby horsing na 1000-lecie koronacji Chrobrego. Państwo konia na patyku
felietony
Życzenia na dzień powszedni
Opinie polityczno - społeczne
Światowe Dni Młodzieży były plastrem na tęsknotę za Janem Pawłem II
Opinie polityczno - społeczne
Co nam mówi Wielkanoc 2025? Przyszłość bez wojen jest możliwa
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Jak uwolnić Andrzeja Poczobuta? Musimy zacząć działać