W trakcie kampanii wyborczej słychać było różne głosy polityków i komentatorów na temat edukacji. Wśród nich padały też opinie, że obecnie szkoła „nie uczy", absolwenci „nic nie potrafią", i krytyka, która mnie najbardziej boli, że „nic się z tym nie robi". Otóż robi się, i to bardzo dużo. Też chciałabym, żeby poziom umiejętności obecnych absolwentów był znacznie wyższy. Ale niech się w piersi biją ci, którzy sterowali polską edukacją, kiedy obecni absolwenci zaczynali naukę!
Powodem zmian systematycznie wprowadzanych w edukacji są między innymi oczekiwania środowisk akademickich i rynku pracy wobec przygotowania kończących szkoły do nowych wyzwań, zarówno w pracy, jak i na studiach.
Każdego dnia powstają nowe technologie, zmienia się wyposażenie stanowisk pracy, dokonywane są odkrycia naukowe, wydawane są nowe książki, toczy się historia. Tempo zmian technologicznych i zalew informacji sprawiają, że nasze wykształcenie szybko i mocno się dezaktualizuje. Nauczyciel staje się raczej przewodnikiem ucznia po świecie wiedzy niż jej jedynym źródłem – ma nauczyć wyszukiwania informacji, współdziałania, chęci uczenia się. Nie można już wykształcić się raz na zawsze. Trzeba kształcić się przez całe życie, mieć tę umiejętność, nawyki i rozbudzone potrzeby.
Dlatego swoją pracę w Ministerstwie Edukacji Narodowej rozpoczęłam od wprowadzenia nowej podstawy programowej, wreszcie spójnej – od przedszkola po maturę. Każdy kolejny jej element budowany jest na fundamencie poprzedniego, jest ona przemyślana i nowoczesna. Zaczęła obowiązywać od 2009 roku, obejmując najpierw przedszkolaki oraz uczniów klas pierwszych szkół podstawowych i gimnazjów. Teraz systematycznie, rok po roku, krok za krokiem wchodzi do kolejnych klas. Jest już na półmetku, w przyszłym roku wejdzie do liceów, techników i szkół zawodowych. Oznacza to, że na efekty, czyli lepiej wykształconego, solidniej przygotowanego do studiowania i pracy absolwenta polskiej szkoły musimy zaczekać przynajmniej do 2015 roku.
Szkoła ma to do siebie, że każda zmiana wymaga czasu. Na przykład w gimnazjum zaczęliśmy zwracać większą uwagę na rozwijanie umiejętności współpracy czy samodzielnego pogłębiania zainteresowań, ale do liceów i szkół zawodowych tak przygotowani uczniowie trafią dopiero za rok, a do pracy lub na studia – przynajmniej za kolejne trzy lata.