Nie możemy być hipokrytami - oczekiwać od obywatelek i obywateli, że będą sobie ufali i na tej bazie tworzyli otwarte równościowe społeczeństwo, jeśli cała ich energia idzie w indywidualne strategie, których stawką jest rywalizacja o ograniczone i coraz bardziej kurczące się zasoby – uważają działacze partii Zieloni.
Ostatnie tygodnie przyniosły wyraźne, acz niespotykane od dawna ożywienie po lewej stronie sceny politycznej. Jak na razie przebudzenie owo pozostaje jednak jałowe – nie przekłada się na jakiekolwiek atrakcyjny dla wyborców program społeczno-gospodarczy. Oddala się również bezpowrotnie perspektywa powstania nowego politycznego bytu, który w twórczy sposób łączyłyby zróżnicowane środowiska i ich programy. Zamiast tego mamy czysto personalny spór liderów – zrozumiały jak najbardziej w codziennym walce politycznej, ale mało konstruktywny w momentach przełomu, w których indywidualne ambicje powinny ustąpić na rzecz wspólnej aktywności podejmowanej w celu rozwiązania realnych bolączek Polek i Polaków.
Żyjemy w czasie przełomu – na naszych oczach dogorywa „państwo dobrobytu" i to zarówno w Polsce jak i niemal całej Europie. Czasu pozostało mało, a spraw do naprawienia jest więcej niż kiedykolwiek w przeszłości. Rosnące koszty życia, wzrost bezrobocia, które szczególnie dotyka młodych ludzi oraz narastające rozwarstwienie majątkowe to prosta droga do radykalizacji nastrojów, które może zagospodarować prawica i rosnący w siłę ruch narodowy. Upiory II i IV RP są tuż za rogiem – od nas zależy jak przygotujemy się na ich przyjęcie.
Wyzwanie turbokapitalizmu
Lewica powinna to zagrożenie jak najszybciej zneutralizować. Tym razem nie wystarczy jednak zamykanie oczu na problemy i rytualne zaklinanie rzeczywistości, które sprowadza się do odmawianie przeciwnikom politycznym racji istnienia. Daje to co prawda samozadowolenie z przynależności do bardziej „racjonalnej" i „oświeconej" części społeczeństwa, ale nie rozwiązuje problemów, na których z rosnącą siłą żeruje prawica i ruch narodowy. Konieczne jest zlikwidowanie przyczyn, które sprawiają, że Polacy czują się zagubieni i pozbawieni jakiegokolwiek wsparcia w rzeczywistości, w której wszystkie ich potencjalne problemy życiowe są prywatyzowane. Dobrze wyzwania, które stoją przed „lewicą" oddaje diagnoza Edwarda E. Luttwaka dotycząca „konserwatywnego przebudzenia" w Ameryce: „Jeśli życie zawodowe i walka o ekonomiczne przetrwanie są tak pełne ryzyka, niemal na granicy awanturniczej przygody, to w życiu osobistym, społecznym ludzie kompensują to sobie potrzebą zakorzenienia, przywiązaniem do czegoś stałego, a to właśnie dają wartości konserwatywne"
Przed „lewicą" w Polsce długa droga – „turbokapitalizm" opanował wszystkie sfery naszego życia prywatnego i społecznego. Dotychczas nie podjęto jednak nawet próby przedstawienia wyborcom jakiejkolwiek propozycji, która mogłaby organizować ich wyobraźnię i mobilizować ich polityczną i obywatelską aktywność. Aż prosi się, żeby do wyborców został skierowany czytelny komunikat - tworzymy progresywną alternatywę dla rządzącej koalicja, której dni wydają się w dającej się przewidzieć perspektywie policzone oraz posiadamy plan skutecznego przeciwstawienia się hegemoni prawicy, która od prawie ośmiu lat pod różnymi postaciami sprawuje władzę nad świadomością i wyobraźnią polityczną znaczącej części Polek i Polaków. Za tym przesłaniem z kolei powinny pójść propozycje, które odbudują wiarę w sprawczość polityki w rozwiązywaniu indywidualnych i zbiorowych problemów. Musi ona stać się ponownie emanacją zróżnicowanych potrzeb i woli obywateli, a nie bezkrytycznym narzędziem rynków finansowych rządzących rządami przy pomocy agencji ratingowych. Nie możemy być hipokrytami - oczekiwać od obywatelek i obywateli, że będą sobie ufali i na tej bazie tworzyli otwarte równościowe społeczeństwo, jeśli cała ich energia idzie w indywidualne strategie, których stawką jest rywalizacja o ograniczone i coraz bardziej kurczące się zasoby.