Lewica – dzień pierwszy

Nie możemy być hipokrytami - oczekiwać od obywatelek i obywateli, że będą sobie ufali i na tej bazie tworzyli otwarte równościowe społeczeństwo, jeśli cała ich energia idzie w indywidualne strategie, których stawką jest rywalizacja o ograniczone i coraz bardziej kurczące się zasoby – uważają działacze partii Zielonych.

Publikacja: 08.05.2013 16:27

Dariusz Szwed

Dariusz Szwed

Foto: Fotorzepa, MW Michał Walczak

Red

Nie możemy być hipokrytami - oczekiwać od obywatelek i obywateli, że będą sobie ufali i na tej bazie tworzyli otwarte równościowe społeczeństwo, jeśli cała ich energia idzie w indywidualne strategie, których stawką jest rywalizacja o ograniczone i coraz bardziej kurczące się zasoby – uważają działacze partii Zieloni.

Ostatnie tygodnie przyniosły wyraźne, acz niespotykane od dawna ożywienie po lewej stronie sceny politycznej. Jak na razie przebudzenie owo pozostaje jednak jałowe – nie przekłada się na jakiekolwiek atrakcyjny dla wyborców program społeczno-gospodarczy. Oddala się również bezpowrotnie perspektywa powstania nowego politycznego bytu, który w twórczy sposób łączyłyby zróżnicowane środowiska i ich programy. Zamiast tego mamy czysto personalny spór liderów – zrozumiały jak najbardziej w codziennym walce politycznej, ale mało konstruktywny w momentach przełomu, w których indywidualne ambicje powinny ustąpić na rzecz wspólnej aktywności podejmowanej w celu rozwiązania realnych bolączek Polek i Polaków.

Żyjemy w czasie przełomu – na naszych oczach dogorywa „państwo dobrobytu" i to zarówno w Polsce jak i niemal całej Europie. Czasu pozostało mało, a spraw do naprawienia jest więcej niż kiedykolwiek w przeszłości. Rosnące koszty życia, wzrost bezrobocia, które szczególnie dotyka młodych ludzi oraz narastające rozwarstwienie majątkowe to prosta droga do radykalizacji nastrojów, które może zagospodarować prawica i rosnący w siłę ruch narodowy. Upiory II i IV RP są tuż za rogiem – od nas zależy jak przygotujemy się na ich przyjęcie.

Wyzwanie turbokapitalizmu

Lewica powinna to zagrożenie jak najszybciej zneutralizować. Tym razem nie wystarczy jednak zamykanie oczu na problemy i rytualne zaklinanie rzeczywistości, które sprowadza się do odmawianie przeciwnikom politycznym racji istnienia. Daje to co prawda samozadowolenie z przynależności do bardziej „racjonalnej" i „oświeconej" części społeczeństwa, ale nie rozwiązuje problemów, na których z rosnącą siłą żeruje prawica i ruch narodowy.  Konieczne jest zlikwidowanie przyczyn, które sprawiają, że Polacy czują się zagubieni i pozbawieni jakiegokolwiek wsparcia w rzeczywistości, w której wszystkie ich potencjalne problemy życiowe są prywatyzowane. Dobrze wyzwania, które stoją przed „lewicą" oddaje diagnoza Edwarda E. Luttwaka dotycząca „konserwatywnego przebudzenia" w Ameryce: „Jeśli życie zawodowe i walka o ekonomiczne przetrwanie są tak pełne ryzyka, niemal na granicy awanturniczej przygody, to w życiu osobistym, społecznym ludzie kompensują to sobie potrzebą zakorzenienia, przywiązaniem do czegoś stałego, a to właśnie dają wartości konserwatywne"

Przed „lewicą" w Polsce długa droga – „turbokapitalizm" opanował wszystkie sfery naszego życia prywatnego i społecznego. Dotychczas nie podjęto jednak nawet próby przedstawienia wyborcom jakiejkolwiek propozycji, która mogłaby organizować ich wyobraźnię i mobilizować ich polityczną i obywatelską aktywność. Aż prosi się, żeby do wyborców został skierowany czytelny komunikat - tworzymy progresywną alternatywę dla rządzącej koalicja, której dni wydają się w dającej się przewidzieć perspektywie policzone oraz posiadamy plan skutecznego przeciwstawienia się hegemoni prawicy, która od prawie ośmiu lat pod różnymi postaciami sprawuje władzę nad świadomością i wyobraźnią polityczną znaczącej części Polek i Polaków. Za tym przesłaniem z kolei powinny pójść propozycje, które odbudują wiarę w sprawczość polityki w rozwiązywaniu indywidualnych i zbiorowych problemów. Musi ona stać się ponownie emanacją zróżnicowanych potrzeb i woli obywateli, a nie bezkrytycznym narzędziem rynków finansowych rządzących rządami przy pomocy agencji ratingowych. Nie możemy być hipokrytami - oczekiwać od obywatelek i obywateli, że będą sobie ufali i na tej bazie tworzyli otwarte równościowe społeczeństwo, jeśli cała ich energia idzie w indywidualne strategie, których stawką jest rywalizacja o ograniczone i coraz bardziej kurczące się zasoby.

Miller i Palikot są już zbędni

W tym miejscu trzeba jednak zadać pytanie - czy „lewica" w Polsce jest komukolwiek potrzebna, czy jest na nią zapotrzebowanie? W tym celu przeprowadźmy test i wyobraźmy sobie krajową scenę polityczną bez L. Millera i J. Palikota. Czy wyborcy odczuliby brak tych partii? Czego by im, jeśli w ogóle czegokolwiek, brakowało?

Odpowiedź będzie zaskakiwać, ale nie powinna dziwić. Wyborcy prawdopodobnie nie zauważyliby zniknięcia zarówno Sojuszu Lewicy Demokratycznej ani Ruchu Palikota. A mówiąc bardziej precyzyjnie – nie zauważyłyby tego istotne segmenty wyborców, których poparcie mogłoby zagwarantować „lewicy" zwycięstwo wyborcze i co za tym idzie sprawczość - realny wpływ na politykę społeczno – gospodarczą. W przypadku SLD zniknięcia tej partii nie zauważyliby na przykład młodzi wyborcy, którzy popierają w znikomym stopniu partię L. Millera – jak pokazują liczne sondaże i badania socjologiczne poparcie dla SLD oscyluje w tej grupie na poziomie 1 – 2%, czyli błędu statystycznego. Z kolei wyborcy Janusza Palikota, którzy poparli jego formacje w 2011 roku odetchnęliby z ulgą – część spośród nich jest w stosunku do niego więcej niż rozczarowana - już dawno przestał być przez nich postrzegany, jako atrakcyjny symbol radykalnej zmiany. Ale tak się kończy prowadzenie polityki niezgodnej z oczekiwaniami elektoratu – by wymienić tylko poparcie dla podwyższenia wieku emerytalnego oraz głosowanie przeciw podwyższeniu płacy minimalnej.

Co więc powinna zrobić lewica, żeby w ogóle móc aspirować do zwycięstwa w zbliżających się wyborach? Co zaproponować Polkom i Polakom, żeby uznali „lewicę" za niezbywalny i rozstrzygający składnik sceny politycznej, której powinno dać się szansę przy urnach w zbliżającym się maratonie wyborczym?

Bezalternatywny program

Najważniejsza jest zmiana w postawie – pora zacząć uprawiać politykę na poważnie. Konieczne jest przedstawienie całościowej wizji, która pozwoli odzyskać obywatelom poczucie kontroli nad rzeczywistością i precyzyjnie określi strategię rozwoju Polski. Powinien to być program na miarę przystąpienia Polski do Unii Europejskiej, który odbudowałby poczucie stabilizacji i wskazywał cele polityczne oraz cywilizacyjne.

Czym mógłby być taki program? Zieloni nie są typową partią lewicową - cele i wartości naszej partii podzielają wyborcy, którzy reprezentują zarówno postawy skrajnie lewicowe jak i wyborcy o konserwatywnym nastawieniu. To, co ich łączy to przekonanie, że możliwy jest świat stabilny, bez ciągłych kryzysów, który charakteryzuje się trwałym, zrównoważonym rozwojem – odczuwalnym dla wszystkich. Świat, w którym zróżnicowane jednostki uważnie i z troską wykorzystują zasoby zachowując je także dla przyszłych pokoleń oraz dbają o dobra wspólne tworząc społeczeństwo. Jeśli nawet jest to program, który można uznać za zbyt ambitny, to brak „lewicowych propozycji" czyni go obecnie bezalternatywnym. Stanowić on może inspirację dla współtwórców politycznej alternatywy dla prawicy, która nie posiada już żadnego pomysłu na dalszą transformację Polski. Jesteśmy gotowi taką ambitną alternatywę współtworzyć.

Dariusz Szwed jest jednym z fundatorów i przewodniczących Rady Programowej Zielonego Instytutu – think tanku zielonej polityki, członkiem Rady Krajowej oraz przewodniczącym partii Zielonych w latach 2004-2011.

Nie możemy być hipokrytami - oczekiwać od obywatelek i obywateli, że będą sobie ufali i na tej bazie tworzyli otwarte równościowe społeczeństwo, jeśli cała ich energia idzie w indywidualne strategie, których stawką jest rywalizacja o ograniczone i coraz bardziej kurczące się zasoby – uważają działacze partii Zieloni.

Ostatnie tygodnie przyniosły wyraźne, acz niespotykane od dawna ożywienie po lewej stronie sceny politycznej. Jak na razie przebudzenie owo pozostaje jednak jałowe – nie przekłada się na jakiekolwiek atrakcyjny dla wyborców program społeczno-gospodarczy. Oddala się również bezpowrotnie perspektywa powstania nowego politycznego bytu, który w twórczy sposób łączyłyby zróżnicowane środowiska i ich programy. Zamiast tego mamy czysto personalny spór liderów – zrozumiały jak najbardziej w codziennym walce politycznej, ale mało konstruktywny w momentach przełomu, w których indywidualne ambicje powinny ustąpić na rzecz wspólnej aktywności podejmowanej w celu rozwiązania realnych bolączek Polek i Polaków.

Pozostało jeszcze 86% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Po spotkaniu z Zełenskim w Rzymie. Donald Trump wini teraz Putina
Opinie polityczno - społeczne
Hobby horsing na 1000-lecie koronacji Chrobrego. Państwo konia na patyku
felietony
Życzenia na dzień powszedni
Opinie polityczno - społeczne
Światowe Dni Młodzieży były plastrem na tęsknotę za Janem Pawłem II
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie polityczno - społeczne
Co nam mówi Wielkanoc 2025? Przyszłość bez wojen jest możliwa