Marek Budzisz: Europejskie wojska w Ukrainie – jak to zrobić, by nie zaszkodzić Polsce?

Nie chodzi o wejście Zachodu do wojny po stronie Ukrainy, ale o scenariusz, w którym w taką możliwość uwierzy rosyjskie przywództwo.

Publikacja: 20.12.2024 04:49

Emmanuel Macron podczas spotkania z Wołodymyrem Zełenskim

Emmanuel Macron podczas spotkania z Wołodymyrem Zełenskim

Foto: Handout / UKRAINIAN PRESIDENTIAL PRESS SERVICE / AFP

Trwają zaawansowane negocjacje na temat wysłania europejskiego kontyngentu wojskowego do Ukrainy. Miałoby to nastąpić po osiągnięciu porozumienia w sprawie zawieszenia broni. Rozmawiał o tym w Warszawie Emmanuel Macron – prezydent Francji jest zwolennikiem takiego posunięcia. Wolę przyłączenia się jego kraju do tego rodzaju misji, sygnalizuje Guido Crosetto, włoski minister obrony. Podobną deklarację złożyła też Annalena Baerbock, która kieruje niemiecką dyplomacją. Kanclerz Olaf Scholz dystansuje się co prawda od tej idei, ale nie przeszkadza to liderom pięciu krajów – obok Polski chodzi o Francję, Niemcy, Wielką Brytanię i Włochy – spotkać się w tym tygodniu w Brukseli i rozmawiać na temat ukraińskiej misji.

Ten „miniszczyt” zorganizowany przez Marka Rutte, sekretarza generalnego NATO, w którym będzie też uczestniczyła przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen i prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, oznacza, że europejski kontyngent wojskowy w Ukrainie to coś więcej niż tylko rozważanie teoretycznych możliwości.

Czytaj więcej

Macron staje się głównym negocjatorem w sprawie Ukrainy

Ukraina i Zachód będą miały tylko jedną możliwość zakończenia wojny na akceptowalnych dla nas warunkach

Należy w związku z tym postawić pytanie, czy Polska powinna uczestniczyć w tym przedsięwzięciu. A jeśli tak, to w jakiej konfiguracji i na jakich warunkach. Z pewnością nie w formule, którą zaproponował doradzający prezydentowi Francji Elie Tenenbaum z IFRI (Francuski Instytut Spraw Międzynarodowych), który chce szybkiego sformowania takiego kontyngentu – zanim 20 stycznia na prezydenta Stanów Zjednoczonych zaprzysiężony zostanie Donald Trump.

Nie chodzi w tym wypadku o wysłanie na terytorium Ukrainy w perspektywie sześciu tygodni żołnierzy z państw europejskich, ale o zbudowanie bloku politycznego składającego się z państw gotowych na taki krok, tak aby postawić prezydenta Trumpa przez faktem dokonanym. To pierwszy z powodów, dla których Warszawa powinna utrzymać rezerwę wobec francuskiej propozycji.

Dziś konflikt nie toczy się już o odzyskanie okupowanych przez Rosjan obszarów, ale o to, czy sąsiadujące z nami państwo utrzyma swój prozachodni kurs, czy wpadnie raczej w orbitę wpływów Moskwy. Obserwowalibyśmy wówczas w Kijowie scenariusz domykający się właśnie w Gruzji

Sytuacja na froncie, skala strat osobowych Ukrainy i narastająca liczba dezercji skłania mnie do sformułowania opinii, iż w okresie najbliższych sześciu miesięcy Ukraina i Zachód będą miały tylko jedną możliwość zakończenia wojny na akceptowalnych dla nas warunkach. Dziś konflikt nie toczy się już o odzyskanie okupowanych przez Rosjan obszarów, ale o to, czy sąsiadujące z nami państwo utrzyma swój prozachodni kurs, czy wpadnie raczej w orbitę wpływów Moskwy. Obserwowalibyśmy wówczas w Kijowie scenariusz domykający się właśnie w Gruzji. Jeśli więc nie uda się wymusić na Putinie zawieszenia broni, to przedłużający się konflikt zwiększa ryzyko porażki i Ukrainy i w konsekwencji Zachodu.

Czytaj więcej

Marek A. Cichocki: Przyszłość Ukrainy jest testem dla Europy

Polska, państwo graniczne, najbardziej zaangażowane we wspieranie wysiłku wojennego Kijowa i postrzegane w Moskwie jako wróg, w razie niepowodzenia próby wymuszenia deeskalacji będzie też najbardziej narażone na negatywne konsekwencje przedłużającego się konfliktu. Drugiej szansy nie będzie, a to oznacza, że nasza próba zakończenia wojny musi być skuteczna. Aby to było możliwe, Zachód – a bez Stanów Zjednoczonych nie da się tego osiągnąć – musi zbudować wiarygodny scenariusz eskalacji konfliktu nawet do poziomu ryzyka bezpośredniego, czyli własnego zaangażowania.

Kontyngent europejski ma sens, ale tylko wtedy, kiedy nie będzie próbą stawiania Trumpa przed faktami dokonanymi, tylko elementem wspólnej, realizowanej wraz ze Stanami Zjednoczonymi polityki wymuszenia na Rosji pokoju

Chciałbym być dobrze zrozumiany: nie chodzi o wejście Zachodu do wojny po stronie Ukrainy, ale o scenariusz, w którym w taką możliwość uwierzy rosyjskie przywództwo. To dlatego gen. Keith Kellogg, specjalny wysłannik Donalda Trumpa ds. Ukrainy i Rosji, pisał wiosną 2024 roku o formule „pokoju dzięki sile”. Bo chcąc osiągnąć pokój, musimy pokazać determinację i gotowość użycia siły, aby w ten sposób wpłynąć na rachunek strategiczny Putina. Kontyngent europejski ma sens, ale tylko wtedy, kiedy nie będzie próbą stawiania Trumpa przed faktami dokonanymi, tylko elementem wspólnej, realizowanej wraz ze Stanami Zjednoczonymi polityki wymuszenia na Rosji pokoju.

Stabilizując Ukrainę, NATO może odsłonić swoje flanki na Wschodzie

Ale to niejedyna wada propozycji Macrona. Inne słabe strony tej koncepcji mają charakter „techniczny”. Nadmierną w niej wagę przykłada się do roli sił lądowych, mówiąc o wysłaniu 40 tys. żołnierzy, podczas gdy architektura ewentualnej misji wojskowej w Ukrainie powinna być zupełnie inna. Najpierw należałoby – o co zresztą prosił prezydent Zełenski – wzmocnić ochronę przestrzeni powietrznej Ukrainy. Wspólna misja lotnictwa bojowego państw NATO dałaby szansę na uczestnictwo w tym działaniu mniejszym państwom, takim jak choćby Holandia, Belgia czy kraje skandynawskie, które nie mają znaczącego potencjału sił lądowych, ale ich lotnictwo bojowe prezentuje się zupełnie inaczej.

Stabilizując Ukrainę, NATO może „odsłonić” swoje flanki, zmniejszając zaangażowanie w Estonii (Wielka Brytania), na Litwie (Niemcy) czy w Rumunii (Francja)

Podobną misję należałoby skonstruować dla ochrony tras żeglugowych na Morzu Czarnym, co dałoby pole do współdziałania np. Hiszpanii. Dopiero po wykonaniu tych dwóch kroków należałoby przemyśleć kształt misji sił lądowych. Jest z tym pewien problem, bo z piątki wskazywanych państw (a należą one do NATO), które mogłyby w niej uczestniczyć, jedynie Polska dysponuje odpowiednimi zdolnościami. Pozostałe będą miały problem z  wysłaniem choćby jednej brygady do Ukrainy przy jednoczesnej realizacji przyjętych już wcześniej obowiązków w ramach tzw. wysuniętej obecności w państwach wschodniej flanki.

A to oznacza, że stabilizując Ukrainę, NATO może „odsłonić” swoje flanki, zmniejszając zaangażowanie w Estonii (Wielka Brytania), na Litwie (Niemcy) czy w Rumunii (Francja). Te niedobory scenariusz, choćby z tego względu, że deeskalacja na ukraińskim froncie oznacza też perspektywę „zwolnienia” części rosyjskiego potencjału, w związku z tym siły na flankach muszą zostać uzupełnione. Pytania tylko przez kogo? Jedynym państwem, które może to zrobić, przesuwając swoje oddziały z Niemiec i Włoch do Polski i Rumunii, są Stany Zjednoczone. Nie zwiększając swojej obecności wojskowej w Europie, Amerykanie mogą znacząco zmienić na korzyść relację sił i wzmocnić system obrony wschodniej flanki paktu północnoatlantyckiego.

Czytaj więcej

NATO wraca do zimnej wojny? Nieformalny szczyt w Brukseli bez USA. To nie przypadek

Jednakże Amerykanie nie zdobędą się na tego rodzaju ruch, jeśli te państwa Starego Kontynentu, które mówią o europejskiej misji w Ukrainie, nie sformułują wspólnego stanowiska i nie zaczną wywierać na Trumpie presji na rzecz takiego kroku. Z tym łączy się kwestia uchylenia aktu stanowiącego Rosja–NATO i oficjalnego odejścia od tzw. doktryny Trzy razy nie.

Kiedy Polska powinna poważnie rozważyć wojskowe uczestnictwo w misji w Ukrainie?

Państwa, które chcą wysłać kontyngent pokojowy do Ukrainy, nie powinny zaniedbać starań mających na celu wzmocnienie amerykańskiego odstraszania nuklearnego Rosji. Najlepszym posunięciem, zwłaszcza po ostatnich zmianach w rosyjskiej doktrynie użycia broni nuklearnej, byłoby odpowiednie rozszerzenie o Polskę programu Nuclear Sharing.

Wreszcie na poziomie dyplomatycznym musi dokonać się symboliczna –  choć ważna – zmiana. Jeśli Polska miałaby być jednym z głównych kontrybutorów misji stabilizacyjnej w Ukrainie, to nie może być wykluczona z grona państw ramowych, odpowiadających za siły wysuniętej obecności na wschodniej flance NATO. Moglibyśmy zacząć odgrywać taką rolę na Słowacji lub na Łotwie, zastępując tam Kanadyjczyków. Po spełnieniu tych warunków, realizując strategię równego kroku, Polska powinna poważnie rozważyć wojskowe uczestnictwo w misji w Ukrainie. Pozytywna decyzja w tej sprawie musi jednak zawsze prowadzić do zwiększenia naszego bezpieczeństwa, a bez realizacji wyżej nakreślonych propozycji będziemy mieli do czynienia z efektem odwrotnym.

Trwają zaawansowane negocjacje na temat wysłania europejskiego kontyngentu wojskowego do Ukrainy. Miałoby to nastąpić po osiągnięciu porozumienia w sprawie zawieszenia broni. Rozmawiał o tym w Warszawie Emmanuel Macron – prezydent Francji jest zwolennikiem takiego posunięcia. Wolę przyłączenia się jego kraju do tego rodzaju misji, sygnalizuje Guido Crosetto, włoski minister obrony. Podobną deklarację złożyła też Annalena Baerbock, która kieruje niemiecką dyplomacją. Kanclerz Olaf Scholz dystansuje się co prawda od tej idei, ale nie przeszkadza to liderom pięciu krajów – obok Polski chodzi o Francję, Niemcy, Wielką Brytanię i Włochy – spotkać się w tym tygodniu w Brukseli i rozmawiać na temat ukraińskiej misji.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Orbán udziela azylu Romanowskiemu: potężny cios w PiS i jedność Unii Europejskiej
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Polska mistrzem Polski: przegrywa ze sobą i nie umie opowiedzieć o pomocy niesionej Ukrainie
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Putin wszedł w buty Dziadka Mroza
opinie
Jim Cloos: Tusk jest wielkim graczem w Europie
Opinie polityczno - społeczne
Czy warto było szaleć tak, czyli po co Lewicy Dariusz Wieczorek?
Materiał Promocyjny
Nest Lease wkracza na rynek leasingowy i celuje w TOP10