Juliusz Braun: Religię w szkolę zastąpmy nowym przedmiotem – roboczo go nazwijmy „transcendentalnym”

W szkole powinno być miejsce dla nauki o filozofii, etyce, ale też o głównych systemach religijnych. A przede wszystkim – o miejscu Boga w otwartym społeczeństwie. Bo dlaczego naukę o zdrowiu fizycznym uznajemy za ważną, a o zdrowiu moralnym już nie?

Publikacja: 02.12.2024 13:29

Juliusz Braun: Religię w szkolę zastąpmy nowym przedmiotem  – roboczo go nazwijmy „transcendentalnym”

Foto: Adobe Stock

Temat nauczania religii w szkole sprowadzony został do sporu o liczbę godzin lekcyjnych. Panie kierujące Ministerstwem Edukacji nie ukrywają, że chętnie by nauczanie religii z publicznej szkoły wyrzuciły. Ponieważ jednak zapisy konkordatu na to nie pozwalają, z wyraźną przykrością godzą się na pozostawienie jednej godziny w tygodniu, przywracając jednocześnie na potrzeby katechezy dawno zapomniany system klas łączonych. Argumenty zgłaszane przez Episkopat (bo sprawa przedstawiana jest przez polityków i wielu dziennikarzy jako spór rządu z biskupami) pani minister Barbara Nowacka kwituje elegancko: to jest wycie o kasę.

Nie jest łatwo o dialog, gdy nawet użycie w rozmowie słowa „ksiądz” jest dla przedstawicielek rządu przeszkodą trudną do pokonania, ale jednak rozmawiać trzeba. I wcale nie tylko o wyższości jednej godziny nad dwoma godzinami (lub odwrotnie).

Minister edukacji Barbary Nowackiej nie obchodzą poglądy oponentów

Efekty nauczania religii w szkole trudno uznać za sukces – i to w każdym wymiarze, także gdy chodzi o elementarną wiedzę dotyczącą chrześcijaństwa. Przedmiot określany w planie lekcji jako „religia” nie jest jednak wyjątkiem. Absolwenci liceum niewiele wiedzą o historii; trudno też uwierzyć, że mają za sobą obowiązkowy przedmiot „wiedza o społeczeństwie”. A wiedza w zakresie nauk przyrodniczych?

Czytaj więcej

Daria Chibner: Liczba godzin lekcji religii nie jest ważna, skoro przeraża ich jakość

Ministerstwo Edukacji zapowiada kolejną rewolucję: w szkole podstawowej zintegrowany przedmiot „przyroda” zamiast fizyki, chemii, biologii. Bardzo ciekawa, choć niezmiernie ogólnikowa, propozycja nie wzbudza – jak dotąd – większego zainteresowania. Więcej kontrowersji budzi nowy obowiązkowy przedmiot edukacja zdrowotna mający zastąpić nieobowiązkowe WDŻ, czyli wychowanie do życia w rodzinie. Swoja drogą ciekawe, kto jeszcze pamięta, że był swego czasu obowiązkowy, jak wówczas wszystko w szkole, przedmiot wychowanie do życia w rodzinie socjalistycznej, który prof. Magdalena Środa wspomina jako najciekawszy w szkolnej edukacji.

Dlaczego wychowanie zdrowotne ma być obowiązkowe, a etyka nie?

Inaczej niż wiedza z zakresu fizyki czy chemii, edukacja zdrowotna dotyka m.in. zagadnień wywołujących społeczne emocje – i tworząc jego program, należałoby w miarę możliwości dążyć do wypracowania racjonalnego kompromisu. Minister Nowacka ogłasza co prawda wymagane prawem konsultacje, ale zapowiada, że będzie to przedmiot obowiązkowy bez względu na to, co jedna czy druga organizacja będą uważać, a w ogóle to poglądy oponentów jej po prostu nie obchodzą.

Wychowanie zdrowotne, powiązane z wychowaniem fizycznym, ma więc być obowiązkowe. I chyba słusznie. Zaskakuje w tej sytuacji twarde stwierdzenie, że nie ma i nie będzie zgody ministerstwa na obowiązkową etykę. Czyli zdrowie fizyczne – tak, zdrowie moralne – nie? Chyba nie o to chodzi. Na wszelki wypadek podkreślę, że takie pojęcia, jak „moralność” czy „etyka”, nie są zarezerwowane dla systemów religijnych. Pojawiają się nawet w obowiązujących w Polsce aktach prawnych.

Czym się różni nauczanie religii od nauczania o religii?

W dyskusjach publicznych pojawia się propozycja, by rozdzielić nauczanie religii od nauczania o religii. To drugie powinno być obowiązkowe, to pierwsze – dobrowolne i przeniesione do kościoła lub salki katechetycznej. Co miałoby to oznaczać?

W obszarze etyki dobrym punktem wyjścia mogłoby być słynne słowa Władysława Bartoszewskiego: „Warto być uczciwym, choć nie zawsze się to opłaca. Opłaca się być nieuczciwym, ale nie warto”

Zacznijmy od tej części obowiązkowej. Skoro „przyroda” ma łączyć wiedzę z różnych dyscyplin przyrodniczych, warto zadbać o to, by uczniowie mogli się dowiedzieć, że wiedza to nie tylko to, co można badać „szkiełkiem i okiem”, ale także to, co transcendentalne. Doktor Katarzyna Kasia, którą trudno byłoby zaliczyć do grona katolickich fundamentalistów, mówiła niedawno w jednym z wywiadów: „W pulsującym rytmie rzeczywistości filozofia daje umiejętność skoncentrowania się, wyłapania tego, co ważne. Nie powinnam za często używać słowa »transcendentalne«, ale takie jest to doświadczenie”.

W przedmiocie – nazwijmy go więc roboczo „transcendentalnym” – powinno znaleźć się miejsce dla podstaw filozofii i etyki, a także wiedzy o religii. Na pewno wiedzy o głównych systemach religijnych, ale przede wszystkim o tym, co trafnie nazwano w tytule niedawnych Dialogów Świętojańskich w Europejskim Centrum Solidarności: o miejscu Boga w otwartym społeczeństwie. O religii, która – by odwołać się do prof. Rezy Aslana – jest językiem, z którego korzystamy, by wyrazić wiarę stanowiącą doświadczenie trwale obecne w życiu miliardów ludzi.

Jak powinien wyglądać przedmiot „transcendentalny” i jak tę lekcję w szkole nazwać

Na pewno stworzenie koncepcji takiego przedmiotu nie jest łatwe, wymaga wiele czasu, otwartej rozmowy, a przede wszystkim dobrej woli. W obszarze etyki dobrym punktem wyjścia mogłyby być słynne słowa Władysława Bartoszewskiego: „Warto być uczciwym, choć nie zawsze się to opłaca. Opłaca się być nieuczciwym, ale nie warto”. W filozofii może warto sięgnąć do ks. Tischnera, by poszukać mądrości w jego żartobliwych z pozoru powiedzeniach. Nie wiem, jak powinna wyglądać podstawa programowa, wiem tylko, że nie może to być katalog nazw i nazwisk koniecznych do zapamiętania. Choć – z drugiej strony – pewne nazwy i nazwiska uczeń powinien jednak poznać.

Front Religia Szkoły

Foto: Paweł Krupecki

Jeszcze trudniej z nauczaniem o religii. Na pewno nie może to być manifest ateistycznej propagandy (wolałbym, aby min. Nowacka nie wspominała przy tej okazji o „przesądach i zabobonach”). A gdy mowa będzie o katolicyzmie, program nauczania musi odwołać się do współczesnej myśli teologicznej, tak samo jak ucząc przyrody, nikt nie zatrzyma się na teoriach sprzed stuleci. Są na wielu publicznych uniwersytetach zarówno wydziały teologii, jak pedagogiki i psychologii, więc można skorzystać z wiedzy ich pracowników.

No i trzeba uzgodnić, jak się ten przedmiot powinien nazywać. To – wbrew pozorom – bardzo ważne.

Gdzie uczyć religii: w szkole czy w kościele, na plebanii?

Wiedza o transcendencji powinna być obowiązkowym składnikiem nauczania, nauka religii – jak dziś – powinna odbywać się zgodnie z wolą rodziców lub dorosłych uczniów. Religia, przynależność do wspólnoty religijnej jest wyborem. Nie oznacza to jednak, że nauczanie religii (z wyjątkiem bezpośredniego przygotowania dzieci i rodziców do sakramentów pierwszej komunii i bierzmowania) musi odbywać się poza budynkiem szkolnym i być całkowicie wyłączone z publicznego systemu edukacji. Pomijam już fakt, że religia ma swoje utrwalone miejsce w systemach szkolnych niemal w całej Unii Europejskiej, ale ważne są też względy praktyczne. „Salki katechetyczne”, o których mówią niektórzy politycy, w większości już nie istnieją. Zresztą panujące w nich często dość prymitywne warunki, które nie budziły sprzeciwu 40 lat temu, dziś byłyby na ogół niemożliwe do akceptacji. Budynek kościelny, zimą w dodatku zwykle słabo ogrzany, też nie spełnia warunków do prowadzenia zajęć zgodnych z zasadami współczesnej pedagogiki. Zmieniły się też inne uwarunkowania. Przepisy dotyczące ochrony dzieci i młodzieży, zarówno państwowe, jak i kościelne, ograniczają lub całkowicie wykluczają organizowanie spotkań na plebanii. Trudno też dziś wyobrazić sobie, niegdyś zwyczajne, samodzielne wędrówki dzieci na religię, zwłaszcza po zmroku i tam, gdzie do kościoła jest daleko.

W szkołach, z powodu kryzysu demograficznego, jest dziś często wiele miejsca, a ogrzane i dobrze wyposażone sale po południu nie są w pełni wykorzystywane. Nie ma więc powodu, by nie odbywały się tam zajęcia związane z edukacją religijną i katechizacją. Warto odnotować dotyczącą takiej możliwości deklarację Barbary Nowackiej, stanowiącą wyraz realizmu i otwarcia na potrzeby lokalnych społeczności. To jednak nie wszystko. Nowa formuła obecności religii w szkole powinna – przy zachowaniu autonomii kościołów i związków wyznaniowych w zakresie treści nauczania – gwarantować też w pewnym zakresie prowadzenie przez władze szkolne nadzoru pedagogicznego. Powinna też uwzględniać prawa pracownicze osób uczących religii, zasady ich awansu zawodowego. To długa lista problemów, ale zakładając – może idealistycznie – dobrą wolę obu stron, nie są one niemożliwe do rozwiązania.

Przypomnieć trzeba na koniec, że gwarantowana w konstytucji wolność religijna, obejmująca także nauczanie, to nie tylko zakaz dyskryminacji czy ograniczania praw osób wierzących. Wynika z niej również obowiązek tworzenia przez państwo warunków do realnego korzystania z tej wolności. Tak też trzeba spojrzeć na kwestie nauczania religii.

Inspirację dla niektórych prezentowanych tu propozycji stanowiły dyskusje toczące się w ramach prac Kongresu Katoliczek i Katolików

Autor

Juliusz Braun

Wykładowca Collegium Civitas. Był m.in. przewodniczącym Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji (1999–2003), prezesem zarządu Telewizji Polskiej (2011–2015) i członkiem Rady Mediów Narodowych (2016–2022)

Temat nauczania religii w szkole sprowadzony został do sporu o liczbę godzin lekcyjnych. Panie kierujące Ministerstwem Edukacji nie ukrywają, że chętnie by nauczanie religii z publicznej szkoły wyrzuciły. Ponieważ jednak zapisy konkordatu na to nie pozwalają, z wyraźną przykrością godzą się na pozostawienie jednej godziny w tygodniu, przywracając jednocześnie na potrzeby katechezy dawno zapomniany system klas łączonych. Argumenty zgłaszane przez Episkopat (bo sprawa przedstawiana jest przez polityków i wielu dziennikarzy jako spór rządu z biskupami) pani minister Barbara Nowacka kwituje elegancko: to jest wycie o kasę.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Skrzywdzeni w Kościele: Potrzeba transparentności i realnych zmian prawnych
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Joe Biden wymierzył liberalnej demokracji solidny cios
Opinie polityczno - społeczne
Edukacja zdrowotna, to nadzieja na lepszą ochronę dzieci i młodzieży. List otwarty
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Prawdziwy test dla Polski zacznie się dopiero po zakończeniu wojny w Ukrainie
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
analizy
Wybory prezydenckie 2025. Kandydaci rywalizują nie tylko ze sobą, ale i z przeszłością
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska