Temat nauczania religii w szkole sprowadzony został do sporu o liczbę godzin lekcyjnych. Panie kierujące Ministerstwem Edukacji nie ukrywają, że chętnie by nauczanie religii z publicznej szkoły wyrzuciły. Ponieważ jednak zapisy konkordatu na to nie pozwalają, z wyraźną przykrością godzą się na pozostawienie jednej godziny w tygodniu, przywracając jednocześnie na potrzeby katechezy dawno zapomniany system klas łączonych. Argumenty zgłaszane przez Episkopat (bo sprawa przedstawiana jest przez polityków i wielu dziennikarzy jako spór rządu z biskupami) pani minister Barbara Nowacka kwituje elegancko: to jest wycie o kasę.
Nie jest łatwo o dialog, gdy nawet użycie w rozmowie słowa „ksiądz” jest dla przedstawicielek rządu przeszkodą trudną do pokonania, ale jednak rozmawiać trzeba. I wcale nie tylko o wyższości jednej godziny nad dwoma godzinami (lub odwrotnie).
Minister edukacji Barbary Nowackiej nie obchodzą poglądy oponentów
Efekty nauczania religii w szkole trudno uznać za sukces – i to w każdym wymiarze, także gdy chodzi o elementarną wiedzę dotyczącą chrześcijaństwa. Przedmiot określany w planie lekcji jako „religia” nie jest jednak wyjątkiem. Absolwenci liceum niewiele wiedzą o historii; trudno też uwierzyć, że mają za sobą obowiązkowy przedmiot „wiedza o społeczeństwie”. A wiedza w zakresie nauk przyrodniczych?
Czytaj więcej
Właściwie z obcinania godzin religii należy się wyłącznie cieszyć. W obecnym kształcie uczniowie nie wynoszą z tych zajęć absolutnie niczego. No, może poza obojętnością w sprawach wiary. Religia w szkole nie tworzy nawet wojujących ateistów.
Ministerstwo Edukacji zapowiada kolejną rewolucję: w szkole podstawowej zintegrowany przedmiot „przyroda” zamiast fizyki, chemii, biologii. Bardzo ciekawa, choć niezmiernie ogólnikowa, propozycja nie wzbudza – jak dotąd – większego zainteresowania. Więcej kontrowersji budzi nowy obowiązkowy przedmiot edukacja zdrowotna mający zastąpić nieobowiązkowe WDŻ, czyli wychowanie do życia w rodzinie. Swoja drogą ciekawe, kto jeszcze pamięta, że był swego czasu obowiązkowy, jak wówczas wszystko w szkole, przedmiot wychowanie do życia w rodzinie socjalistycznej, który prof. Magdalena Środa wspomina jako najciekawszy w szkolnej edukacji.