Andrzej Szahaj: Nie tylko Elon Musk, czyli Dolina Krzemowa idzie po władzę

Trawestując sławne słowa Abrahama Lincolna o ustroju Ameryki jako rządach „ludu, dla ludu, sprawowanych przez lud”, można powiedzieć, że prezydentura Donalda Trumpa to będą rządy bogatych, dla bogatych, sprawowane przez bogatych.

Publikacja: 07.11.2024 19:18

Donald Trump, Elon Musk

Donald Trump, Elon Musk

Foto: Reuters/Carlos Barria

Nie ukrywam, że uważam wybór Donalda Trumpa na prezydenta USA za katastrofę, i to nie tylko dla Ameryki, ale dla całego Zachodu. I chodzi mi nie tylko o szokujący upadek moralny sporej części mieszkańców Stanów Zjednoczonych wybierających na ten najwyższy urząd osobę z różnych względów tego niegodną. Groźniejsza jest inna kwestia. Związana jest ona z pytaniem: kto naprawdę będzie rządził Ameryką? W moim przekonaniu będzie to Dolina Krzemowa, a dokładniej – jej miliarderzy znajdujący bez trudu sojuszników także w innych kręgach superbogaczy amerykańskich.

Anarchokapitalizm, czyli w co wierzy Dolina Krzmemowa

Trawestując sławne słowa Abrahama Lincolna o ustroju Ameryki jako rządach „ludu, dla ludu, sprawowanych przez lud”, można powiedzieć, że będą to rządy bogatych, dla bogatych, sprawowane przez bogatych. I to rządy, które nie będą się przejmować demokracją czy dotychczasową kulturą polityczną Stanów Zjednoczonych.

Wystarczy przyjrzeć się poglądom głównych graczy z Doliny Krzemowej, którzy zresztą od dawna sygnalizują chrapkę na władzę nie tylko nad siecią (tę zrealizowali już dawno), ale także nad światem pozainternetowym. I nie są to tylko Elon Musk, typowany na członka rządu Trumpa, ale np. Peter Thiel, współautor sukcesu życiowego i politycznego wiceprezydenta Vance’a. A przecież takich ludzi w Dolinie Krzemowej jest znacznie więcej.

Czytaj więcej

Kapitalizm bez ograniczeń. Musk i koledzy stawiają na Trumpa

Czego chcą? Nie tylko władzy nad Stanami Zjednoczonymi, ale władzy nas światem jako takim. Rozzuchwaleni swoim sukcesem ekonomicznym chcą przekuć go na sukces polityczny. I to im się właśnie udaje. A że ich ambicje nie mają granic, granic takich nie mają także plany polityczne. Określa je ideologia libertarianizmu czy wręcz anarchokapitalizmu, która zakłada, że największym wrogiem ludzi biznesu jest zawsze państwo.

Uznając, że podatki to kradzież, a wszelkie regulacje państwowe to zamach na wolność, będą oni dążyć do tego, aby państwo maksymalnie osłabić, pozbawić je jakichkolwiek funkcji regulacyjnych czy nadzorczych, i do ustanowienia ustroju, w którym faktyczna władza w pełni należałaby do biznesu nieograniczonego żadnymi względami wykraczającymi poza dążenie do zysku.

Nowi władcy Ameryki marzą o państwie minimum

Przekonani, iż da się przenieść zasady prowadzenia biznesu na prowadzenie państwa, zakładają, że ich zdolność do uzyskiwania sukcesu materialnego automatycznie przełoży się na efektywność działania tej resztki państwa, na której istnienie się zgodzą. A nie będzie tego wiele. Libertarianie od prawie 200 lat nawołują do tego, żeby była to jedynie kwestia bezpieczeństwa wewnętrznego i zewnętrznego, i nic więcej. Choć co bardziej krewcy z nich postulowali sprywatyzowanie nawet policji, armii i sądownictwa.

Rządy Doliny Krzemowej otworzą ponury rozdział w dziejach Zachodu. Także dlatego, że jej prominentni przedstawiciele uważają demokrację za ustrój jedynie przeszkadzający w robieniu interesów

Jako pierwsza ofiara ich zacietrzewienia ideowego padną resztki państwa socjalnego, jakie wciąż są jeszcze w USA obecne. Wyznając de facto socjaldarwinizm, uważają oni bowiem, że każdy człowiek powinien wykorzystać swoją wolność działania w walce z innymi o pozycję materialną, prestiż i władzę w taki sposób, aby za swój sukces bądź swą klęskę odpowiadać samemu. W horyzoncie ich wyobraźni społecznej nie mieszczą się żadne względy wykraczające poza jednostkowe chęci i zdolności, a zatem takie, które są związane z sytuacją danej jednostki wyznaczaną przez czynniki niezależne od niej (miejsce urodzenia i zamieszkania, stan zdrowia, warunki rodzinne).

Postrzegając społeczeństwo jako agregat jednostek, nie uznają istnienia żadnych bytów ponadjednostkowych, takich jak klasy czy grupy społeczne, które mogłyby determinować los jednostki. Hiperindywidualizm libertarian stowarzyszony z socjaldarwinizmem daje mieszankę, która jak najgorzej wróży przyszłości tych, którzy już dzisiaj nie dają sobie rady w okrutnym wyścigu o przetrwanie typowym dla bezlitosnego turbokapitalizmu amerykańskiego.

Wybory w USA: Dlaczego biedni głosują na miliarderów?

W tym kontekście pojawia się problem od lat zajmujący politologów na świecie: jak to się dzieje, że ludzie tak masowo głosują na kandydatów, o których z góry wiadomo, że nie będą realizowali ich interesów społecznych i ekonomicznych? Nie ma na to dobrej odpowiedzi. Najczęściej wskazuje się na to, że wyborcy ci tak bardzo są skoncentrowani na sprawach tożsamości, godności i chęci odróżnienia się od kogoś, kto stoi jeszcze niżej w hierarchii społecznej, że gotowi są poprzeć każdego, kto w ogóle zauważy ich istnienie.

Czytaj więcej

Peter Thiel: Najbardziej zaskakujący poplecznik Donalda Trumpa

Rządy Doliny Krzemowej otworzą ponury rozdział w dziejach Zachodu. Także dlatego, że jej prominentni przedstawiciele uważają demokrację za ustrój jedynie przeszkadzający w robieniu interesów. Biznes wcale nie potrzebuje wolności politycznej, aby zarabiać. Nie ma żadnego koniecznego związku pomiędzy kapitalizmem a demokracją czy wolnością polityczną. Sytuacja Chile pod rządami Pinocheta jest doskonałą ilustracją tej kwestii.

Anarchokapitalizm zwróci się przeciwko demokracji

Brak wolności politycznej i jednocześnie nieograniczona wolność ekonomiczna, zamordyzm połączony z turbokapitalizmem – to historycznie sprawdzony i wciąż bardzo możliwy scenariusz. Podejrzewam, że libertarianom z Doliny Krzemowej nie będzie przeszkadzać żaden autokrata na świecie, jeśli tylko pozwoli na robienie interesów. W ten sposób anarchokapitalizm zwróci się przeciwko demokracji nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale i wszędzie indziej. A tzw. międzynarodówka autokratów (wyrażenie Anne Applebaum) uzyska ideowe wzmocnienie, które pozwoli jej myśleć realnie o rozciągnięciu swojej władzy na cały świat.

I nikt nie będzie się przejmował maleńką w skali świata Europą, z której słychać będzie ciche popiskiwanie na temat demokracji liberalnej, wolności politycznej, praw człowieka i innych tego typu rzeczy. Zresztą nie ma ona ani sił, ani ochoty na to, aby się tym groźnym procesom przeciwstawić. W ostateczności, gdy przyjdzie do ostatecznej konfrontacji, a ta niewątpliwie nastąpi, wybierze spokój i dobrobyt materialny, a nie ochronę pryncypiów. I będzie pozamiatane na wieki.

Autor

Prof. Andrzej Szahaj

Filozof, historyk myśli społecznej i kulturoznawca, pracuje w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu

Nie ukrywam, że uważam wybór Donalda Trumpa na prezydenta USA za katastrofę, i to nie tylko dla Ameryki, ale dla całego Zachodu. I chodzi mi nie tylko o szokujący upadek moralny sporej części mieszkańców Stanów Zjednoczonych wybierających na ten najwyższy urząd osobę z różnych względów tego niegodną. Groźniejsza jest inna kwestia. Związana jest ona z pytaniem: kto naprawdę będzie rządził Ameryką? W moim przekonaniu będzie to Dolina Krzemowa, a dokładniej – jej miliarderzy znajdujący bez trudu sojuszników także w innych kręgach superbogaczy amerykańskich.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Janusz Reiter: Putin zmienił sposób postępowania z Niemcami. Mają się bać Rosji
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Trzeba było uważać, czyli PKW odrzuca sprawozdanie PiS
Opinie polityczno - społeczne
Kozubal: 1000 dni wojny i nasza wola wsparcia
Opinie polityczno - społeczne
Apel do Niemców: Musicie się pożegnać z życiem w kłamstwie
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie polityczno - społeczne
Joanna Ćwiek-Świdecka: Po nominacji Roberta F. Kennedy’ego antyszczepionkowcy uwierzyli w swoją siłę