"Wojsko Polskie nigdy nie było tak silne jak dziś"- mówił 3 stycznia Mariusz Błaszczak. "Jesteśmy wiarygodni i dbamy o bezpieczeństwo Polaków"- przekonywał premier Mateusz Morawiecki 2 maja. "Jeszcze nigdy polskie niebo nie było tak dobrze chronione jak obecnie" zapewniał 6 października Michał Jach, poseł PiS oraz szef sejmowej komisji obrony. Podobnych wypowiedzi było więcej, również ze strony Jarosława Kaczyńskiego i Andrzeja Dudy.
Wszyscy chcieliśmy wierzyć polskim władzom, że w obliczu agresji Rosji na Ukrainie my, jako najbliżsi sąsiedzi napadniętego państwa - jesteśmy bezpieczni. Wierzyła również opozycja, która częściej chwaliła niż ganiła rząd. Nawet jeśli zakupy rządu bez przetargów czy też uzupełnianie sprzętu bez namysłu były krytykowane, to jednak była to krytyka pełna umiaru. W sprawach bezpieczeństwa było porozumienie ponad podziałami między rządem i opozycją. I dobrze, bo tego wymaga chwila i racja stanu, nawet jeśli rządzący wojnę wykorzystywali politycznie.
Mariusz Błaszczak zbudował się politycznie jako szef MON, a wojna ukonstytuowała prezydenturę Andrzeja Dudy. Wszyscy chcieliśmy czuć się bezpieczni. I wciąż chcemy. Pytanie, czy możemy? Pierwsza czerwona lampka zapaliła się już w listopadzie zeszłego roku.
Czytaj więcej
Obserwujemy dzisiaj najpoważniejszy kryzys w relacjach pomiędzy dowództwem armii, a cywilnym zwierzchnictwem. I to pomimo tego, że prezydent jest skłonny stanąć po stronie wojska.
Gdy Radio ZET podało, że pod Przewodowem spadł pocisk, rząd PiS, który przez lata zapewniał, że Polska nigdy nie była tak bezpieczna, zapadł się pod ziemię. Władza przez lokalne media, na które ma wpływ próbowała zatuszować sprawę, grając na czas. Gdy to się nie udawało, politycy PiS zaczęli atakować dziennikarzy, którzy ujawnili tragedię, w której zginęło dwóch Polaków. Teraz sytuacja się powtarza.