Tak, piszę te słowa à propos ostatniej okładki „Newsweeka", na której umieszczono „siewców głupoty" kwestionujących pandemię, czyli Edytę Górniak, adwokata Piotra Schramma oraz dziennikarzy Jana Pospieszalskiego i Bogdana Rymanowskiego. I powiedzmy sobie jasno, jest to kolejny dowód tabloidyzacji oraz kryzysu szacownego niegdyś tygodnika. Gdyby ktoś jeszcze takich dowodów potrzebował. Dlatego, co do zasady, nie uważam też, że warto polemizować z tym, co „Newsweek" publikuje. No chyba że tak jak w  tym przypadku z jego wątpliwymi tezami zgadzają się też ludzie całkiem rozsądni.

Nie zamierzam tu analizować wypowiedzi Edyty Górniak (bo śmieje się z nich pół Polski), mecenasa Schramma (bo ich nie znam) ani Jana Pospieszalskiego (bo tu należałoby mówić głównie o emocjach). Interesuje mnie tylko przypadek Rymanowskiego. Nie mam żadnych wątpliwości, że znalazł się wśród „siewców głupoty" tylko dlatego, że Tomasz Lis go nie lubi z  powodu konserwatywnych poglądów. Upewnia mnie w tym ofensywa, jaką w ostatnich dniach część mainstreamowych mediów przedsięwzięła przeciwko stacji Polsat News, która pod kierownictwem Doroty Gawryluk przedstawiana jest jako medialna ekspozytura rządu.

Otóż nie, szanowni państwo. Jest to jedno z nielicznych dziś obiektywnych mediów (obok „Rzeczpospolitej"), gdzie wszystkich traktuje się tak samo. A to właśnie jest obowiązkiem dziennikarzy: przedstawiać uczciwie racje stron sporu. Wiem oczywiście, że Tomasz Lis i jemu podobni uważają, iż media powinny służyć zwalczaniu inaczej myślących. Ale wiem też, że to właśnie jest przyczyną kryzysu polskiego dziennikarstwa.

Kolejnym dowodem na ten kryzys jest atak na Bogdana Rymanowskiego. Tak naprawdę zarzuca mu się tylko, iż zaprasza do studia ludzi, którzy mają wątpliwości w stosunku do tego, co na temat pandemii mówią czynniki oficjalne: medyczny establishment i rząd. A przecież już wielokrotnie przekonaliśmy się, że oni nie zawsze wiedzą, co mówią, i  że często zmieniają zdanie. Krótko mówiąc, pretensje do Rymanowskiego wynikają z tego, że dobrze wykonuje swoją pracę. W myśl logiki zaprezentowanej przez „Newsweeka" powinniśmy rozmawiać wyłącznie z tymi, z którymi się zgadzamy, żeby nie było niepotrzebnego dysonansu poznawczego. Tylko co to ma wspólnego z  dziennikarstwem, którego powinnością jest dochodzenie do prawdy?