„Zwyciężyła Polska. SUWERENNA Polska!” – wzruszał się na Twitterze poseł Mariusz Kałużny. „Prawotwórstwo TSUE naruszające polską suwerenność niezgodne z Konstytucją RP. Niech żyje Polska!” – wtórował mu wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł. Janusz Kowalski podkreślał, że Trybunał Konstytucyjny „stanął twardo w obronie polskiej suwerenności”, a Michał Woś ogłosił, że „wygrała suwerenność”. Bo suwerenność ważną rzeczą jest.
Pytanie tylko czy wszyscy rozumiemy suwerenność, a przede wszystkim podmiot owej suwerenności tak samo. Gdybyśmy żyli w wieku XVII, a nie XXI sprawa byłaby jasna – suwerenność dzierżyłby w swoich silnych i sprawiedliwych dłoniach dobry lub mniej dobry władca, a my uginając karki przy pracy na jego chwałę patrzylibyśmy jak ową suwerennością dysponuje tudzież jak ową suwerenność traci, bo inny, silniejszy władca wybija naszemu władcy suwerenność z głowy – często zresztą o tę głowę go skracając. Ach, wtedy życie było niewątpliwie prostsze.
Czytaj więcej
W przeciwieństwie do wielu komentatorów nie uważam, że polexit już się zaczął.
Problem w tym, że od tych czasów trochę się jednak zmieniło – podmiotem suwerenności stała się nie władza, lecz społeczeństwo, które sobie tę władzę zatrudnia w roli zarządcy, ale nie w roli właściciela. Ponadto świat się nieco zglobalizował co sprawiło, że liczba nitek i niteczek łączących ze sobą poszczególne państwa i społeczeństwa zaczęła wzrastać w tempie geometrycznym – co więcej, jak się okazało to splątanie, mniej lub bardziej, wszystkim zaczęło się opłacać. W efekcie suwerenne społeczeństwa odkryły, że czasem ważniejsze od tego, by w ciasnych granicach swojej ojczyzny mówić na białe czarne, a na czarne białe – bo tak nam się akurat podoba, jest to, aby ograniczając nieco arbitralność swoich decyzji i decydując się na poszanowanie pewnych ponadnarodowych praw, budować wspólnotę szerszą.
Dlaczego? Choćby dlatego, że czasy, gdy wszyscy upajali się swoją suwerennością, skończyły się wielką rzezią w czasie II wojny światowej. Zjednoczona Europa, ale także np. ONZ czy inne ponadnarodowe powstawały w pierwszej kolejności po to, by tego nie powtórzyć. Ja wiem, że dziś wojna to dla wielu pielęgnowanie pamięci o heroicznych starciach polskich żołnierzy na Westerplatte czy pod Wizną, organizowanie uroczystości z powiewaniem flagami i zachwytu nad martyrologią, ale wojna to jednak przede wszystkim ból, śmierć i zniszczenie. O tym nigdy nie można zapominać.