Czytać hadko

To, że „Gazeta Wyborcza" zatrudnia ludzi, którzy nie potrafią pisać, to żadna nowość. Jak się jednak okazuje, niektórzy jej dziennikarze nie potrafią nawet czytać.

Publikacja: 17.05.2011 11:00

Rafał A. Ziemkiewicz

Rafał A. Ziemkiewicz

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Marcin Wojciechowski ogłasza na stronie internetowej swojego dziennika: „Ziemkiewicz wie: wybory nie będą uczciwe". Cytuję:

„Rafał Ziemkiewicz krytykuje w »Rz« transfer Bartosza Arłukowicza do PO. »Ministerialne stanowisko, którym obdarzono Arłukowicza, nie służy niczemu innemu, niż korumpowaniu tego, dla kogo zostało ad hoc utworzone« - pisze publicysta »Rz«. »Nie krzyżyk na wyborczej kartce będzie decydował, ale pałacowe intrygi i ukryte negocjacje«  - dodaje Ziemkiewicz, pół roku przed wyborami kwestionując ich uczciwość. Obawiam się, że to zapowiedź linii prawicy, która w obliczu wyborczej porażki będzie starała się udowodnić urojone fałszerstwa wyborcze i manipulacje. Trzeba przecież jakoś wyjaśnić porażkę i nadać jej męczeński sens."

A ja się nie obawiam, tylko widzę, że pan Wojciechowski jest analfabetą. Choćby przedukał mój tekst jeszcze siedem razy od początku do końca i z powrotem (co mu zresztą szczerze polecam) nie znajdzie w nim ani jednego słowa o przyszłych wyborach, o możliwych fałszerstwach czy manipulacjach. Wybory, które się mają odbyć za pół roku, w cytowanym artykule są w ogóle poza zainteresowaniem. Piszę akurat o zupełnie czym innym ? o tym, że przy ordynacji proporcjonalnej, w której nie głosujemy na osoby, ale na partyjne drużyny, kupowanie sobie przez władzę za rozmaite profity polityków wybranych z list opozycji (jak to na szeroką skalę praktykował ongiś Borys Jelcyn; fakt, że on przynajmniej rozdawał tylko dacze i samochody, a nie tworzył ze szkodą dla państwa fikcyjnych ministerialnych stołków) jest dobitnym pokazaniem wyborcom, gdzie się ich ma. Gdyby na meczu piłkarskim jedna z drużyn „wygrała", bo zdołała przekonać paru zawodników z drugiej żeby w połowie gry zmienili koszulki i zaczęli wbijać piłkę do własnej bramki, ludzie by takich piłkarzy wygwizdali albo i pogonili sztachetami. Wyborcy władzy pogonić może nie są w stanie, ale mogą po prostu na przyszłość odmówić udziału w tak bezczelnej hucpie.

Rzecz trzeba podkreślać, bo przecież PO, kierując się swoim partyjnym interesem, prawem i lewem usiłuje przepchnąć ze wszech miar wątpliwy pomysł dwudniowych wyborów, opowiadając bajki, jakie to ważne dla demokracji, żeby była wyższa frekwencja. A jednocześnie brutalnie pokazuje wyborcom, że siła ich wyborczej kartki jest żadna, bo panowie i tak potem załatwią wszystko między sobą. Obłuda, aż gwiżdże, i do jej propagandowego przykrycia potrzeba kogoś dalece zręczniejszego, niż redaktor Wojciechowski.

Nie zwracałbym może na analfabetyzm tegoż redaktora uwagi, gdyby ta insynuacja ? Ziemkiewicz już dziś twierdzi, że PO sfałszuje wybory, ha, ha, patrzcie no ? nie demaskowała nowej taktyki jego środowiska. Jest to bowiem ostatnio sugestia równie powtarzalna, jak fraza „Kaczyński podpala Polskę", i wygląda na równie jak tamta zaczerpniętą z partyjnego SMS-a. W dyskursie prorządowych propagandystów budowanie stereotypu, że opozycyjni dziennikarze zamierzają (oczywiście, z góry wiadomo, że bezpodstawnie) oskarżyć władzę o fałszowanie wyborów zajęło ostatnio równie poczesne miejsce, co szydercze redukowanie pytań o katastrofę smoleńską do kpin z „rozpylania sztucznej mgły".

Dlaczego niepokój o rzetelność zbliżających się wyborów miałby być czymś oszołomskim i dyskredytującym? Pamiętam czasy, gdy to właśnie środowisko „Gazety Wyborczej" najgłośniej oskarżało rząd o zamiar sfałszowania wyborów i żądało wezwania specjalnej misji zagranicznych obserwatorów; a kiedy Jarosław Kaczyński żądanie to odrzucił, jako upokarzające dla Polski, w histerycznym tonie ogłaszało to za dowód, że potwierdzają się jego najgorsze obawy. I co teraz? Jak zwykle, kiedy Kali sam komuś kraść krowy, to już śpiewa na zupełnie inną nutę.

Przy okazji słówko o nieco wcześniejszym tekście Dominiki Wielowieyskiej „Ziemkiewicz kontra Ziemkiewicz". Tu z kolei publicystka usiłuje zdeprecjonować mój artykuł z „Uważam Rze" – odkrywając straszliwą sprzeczność między jego tezami, a faktem, że ja sam krytykowałem Jarosława Kaczyńskiego po tym, gdy gwałtownie i całkowicie odrzucił wizerunek i linię polityczną z czasów kampanii prezydenckiej. Przypomina też, że to ja pierwszy użyłem w kontekście PiS określenia „sekta".

Owszem, pisałem już dość dawno, że wybór między PiS a PO to jak wybór między sektą a mafią. I podtrzymuję, bo tak przecież jest. Ale co to ma wspólnego z obelżywym używaniem słowa sekta przez Normana Daviesa i jego naśladowców? Nie mówiąc już o ogłaszaniu, zupełnie na poważnie, Jarosława Kaczyńskiego twórcą nowej religii, herezji, która zagraża jedności polskiego Kościoła, i odwodzi Polaków od kultu Jana Pawła II ? jak to całkiem niedawno obłąkany były prawicowiec głosił nam z okładki wysokonakładowego tygodnika?

Czy Dominika Wielowieyska, w końcu wytrawna publicystka, która chyba jeszcze nie zwariowała do reszty z nienawiści do Kaczyńskich, jak to się staje w jej środowisku coraz częstsze, może nie zauważać zasadniczej różnicy pomiędzy krytykowaniem polityka za konkretne posunięcia, wytykaniem mu politycznego i wizerunkowego błędu ? a stawianiem równości pomiędzy Kaczyńskim i Hitlerem, Stalinem, guru Asaharą, wielebnym Jonesem od „Świątyni Ludu" oraz „Staruchem" i „Litarem", wszystko w jednym i na jednym oddechu? Czy naprawdę może nie dostrzegać głuptactwa okrzyków, że fraza „obudź się Polsko" to dowód iż opozycja ma charakter antydemokratyczny i faszystowski, bo to Hitler wzywał kiedyś do obudzenia się Niemcy? Czy Wielowieyska skłonna jest w takim razie uznać za nazistę Tuska, bo przecież Hitler wielką troskę poświęcał budowie boisk i wychowaniu fizycznemu młodzieży, a także zapowiadał budowę autostrad (co prawda, w przeciwieństwie do sławnego wnuka żołnierza Wehrmachtu zbudował je naprawdę)? Albo żądać będzie delegalizacji warzywniaków, bo tenże Hitler był przecież także fanatycznym wegetarianinem?

Prawdę mówiąc, nie sądzę, żeby mogła aż tak zgłupieć. Po prostu, kto wpadł między wrony, musi dziś krakać jak i one. Ale że wpadł ktoś, kogo dorobek oceniam wysoko, tym bardziej przykro tego słychać.

Opinie polityczno - społeczne
Hobby horsing na 1000-lecie koronacji Chrobrego. Państwo konia na patyku
felietony
Życzenia na dzień powszedni
Opinie polityczno - społeczne
Światowe Dni Młodzieży były plastrem na tęsknotę za Janem Pawłem II
Opinie polityczno - społeczne
Co nam mówi Wielkanoc 2025? Przyszłość bez wojen jest możliwa
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Jak uwolnić Andrzeja Poczobuta? Musimy zacząć działać