Podsłuchiwany przez służby

Z książki wyłania się obraz Rosjan świetnie wiedzących, co chcą osiągnąć. Za to w polskiej ekipie miał panować organizacyjny chaos. „Moją czarną skrzynkę" Edmunda Klicha analizuje publicystka „Rzeczpospolitej"

Publikacja: 07.05.2012 21:44

Eliza Olczyk

Eliza Olczyk

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Gdyby w samolocie był rosyjski lider, to by nie doszło do katastrofy, bo on nie dałby się zabić - stwierdza Edmund Klich w przeprowadzonym z nim wywiadzie rzecze. Mowa oczywiście o Tu-154 i katastrofie z 10 kwietnia 2010 roku, w której zginęło 96 osób, w tym Lech Kaczyński z żoną. Lider to nawigator, który pomaga załodze lądować, bo zna specyfikę lotniska. Polska strona z niego zrezygnowała.

Klich, przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, który przez lata zawodowo badał przyczyny takich katastrof, przyleciał do Smoleńska z Donaldem Tuskiem kilka godzin po tragedii. Został akredytowany przy rosyjskiej komisji Międzynarodowego Komitetu Lotniczego MAK i dzień po dniu w prywatnym dzienniku spisywał wydarzenia.

Z książki wyłania się obraz Rosjan doskonale zorganizowanych i świetnie wiedzących, co chcą osiągnąć. Za to w polskiej ekipie -  zgodnie z relacją Klicha - miały panować organizacyjny chaos, brak współpracy, fachowego wsparcia, kłopoty z decyzyjnością i wzajemne animozje.

To Rosjanie - według Klicha - już w pierwszych minutach po katastrofie chcieli badać katastrofę według 13. załącznika konwencji chicagowskiej, tak później krytykowanego przez PiS, bo niedającego szansy na jakąkolwiek formę podważenia rosyjskich ustaleń. Krótko po katastrofie Klich miał już telefon od Aleksieja Morozowa, przewodniczącego rosyjskiej komisji, który zaproponował 13. załącznik.

Polski rząd się na to zgodził, ale i Klich uważa, że była to najlepsza z dostępnych procedur. Utrzymuje jednak, że Rosjanie wielokrotnie złamali przepisy 13. załącznika, m.in. odmawiając nam dostępu do nagrań rozmów z wieży w Smoleńsku.

Klich twierdzi też, że początkowe doskonałe stosunki z Rosjanami w miarę upływu czasu stawały się coraz bardziej chłodne. A zakończyły się raportem MAK, w którym cała wina za katastrofę została zrzucona na polskich pilotów i gen. Andrzeja Błasika.

Klich upiera się jednak, że generał Błasik był w kabinie pilotów, bo jego obrażenia były charakterystyczne dla osób przebywających w kokpicie. Przyznaje zarazem, że sam nie widział ciała generała.

W wywiadzie poruszone są też wątki bardziej osobiste, bo badanie katastrofy smoleńskiej nie przysporzyło Klichowi splendoru. Przeciwnie, był oskarżany przez media, że stał się telewizyjnym celebrytą. Jego bliskie relacje z Rosjanami dały podstawy do sugestii, że działa bardziej w ich niż w polskim interesie. - Media okrzyknęły mnie ruskim agentem -  wspomina w książce.

Klich tłumaczy się z tych wszystkich zdarzeń. Twierdzi, że udzielił słynnego wywiadu dla TVN 24, w którym opowiadał, jak praca polskiej ekipy jest źle zorganizowana, bo chciał się dostać do premiera, a nie miał żadnego odzewu z jego kancelarii. Wyjaśnia też, że nagrał rozmowę z ministrem obrony narodowej, bo ten groził mu dymisją.

Z książki wyłania się obraz człowieka trzymającego się ściśle procedur i niesłychanie podejrzliwego, na każdym kroku wietrzącego spiski przeciwko sobie. Klich mówi np., że był podsłuchiwany przez polskie i rosyjskie służby. Sądzi, że wojsko nasłało na niego psychiatrę, żeby zrobić z niego wariata. Opowiada o swoich obawach, że Rosjanie podrzucą mu narkotyki do bagażu i wyląduje w więzieniu na Łubiance. Twierdzi, że z tego powodu wystąpił o paszport dyplomatyczny. Sugeruje też, że inni Polacy zaangażowani w badanie katastrofy smoleńskiej nieustannie przeciwko niemu knuli.

Cała historia nie skończyła się dla Klicha dobrze. Na początku lutego 2012 roku został odwołany z funkcji przewodniczącego Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych z powodu konfliktów w zespole. Wniosek o jego odwołanie złożyli współpracownicy z komisji i umotywowali to całkowitą utratą autorytetu.

Zaraz po odwołaniu Klich mówił, że jest z tego zadowolony, bo i tak sam nosił się z zamiarem dymisji. - Nie da się pracować w takim środowisku - mówił.

W książce nie ukrywa jednak, że praca w komisji była jego pasją i ciężko mu się pogodzić z jej utratą.

Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Po spotkaniu z Zełenskim w Rzymie. Donald Trump wini teraz Putina
Opinie polityczno - społeczne
Hobby horsing na 1000-lecie koronacji Chrobrego. Państwo konia na patyku
felietony
Życzenia na dzień powszedni
Opinie polityczno - społeczne
Światowe Dni Młodzieży były plastrem na tęsknotę za Janem Pawłem II
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Opinie polityczno - społeczne
Co nam mówi Wielkanoc 2025? Przyszłość bez wojen jest możliwa