Nowy ma po nie sięgać, gdy zabraknie mu pomysłów na prowadzenie firmy, słowem: dojdzie do ściany. Zaraz po nominacji sięga po pierwszą. „Zwalaj wszystko na mnie" – czyta. Więc zwala. Przynosi to efekty, ale nie na długo i firma znów jest na zakręcie. Nowy sięga więc po drugą kopertę, a tam: „zrób reorganizację". Podziałało: wszyscy zajęli się przenoszeniem kadr na parter, działu sprzedaży na szóste piętro, a stołówki do sutereny. Gdy kurz zmian opadł, kolejne problemy. Dyrektor sięga po kopertę numer trzy. A w niej rada: „przygotuj trzy koperty".
Rządząca Polską partia po dwóch latach zwalania na poprzedników („przez osiem ostatnich lat...") właśnie sięgnęła po kopertę numer dwa. Na gorąco – parę zmian w rządzie budzi zdziwienie. Bo choć po dymisji Antoniego Macierewicza i Jana Szyszki odetchnie z ulgą nie tylko polska armia i Puszcza Białowieska, to znakiem zapytania pozostaje dymisja Anny Streżyńskiej.
Odeszła z rządu osoba, która dokonała rzeczy epokowej – korzystając z publiczno-prywatnego partnerstwa z bankami otwarła dla milionów Polaków drzwi do usług e-administracji. Nowego ministra nie powołano jednak, co wraz z innymi komentatorami w pierwszej chwili zinterpretowałem jako przekazanie tych kompetencji do nowego Ministerstwa Przedsiębiorczości i Technologii. Sprawę wyjaśniło jedno zdanie w komunikacie o zmianach w rządzie: nadzór nad resortem cyfryzacji obejmie bezpośrednio premier. Można to interpretować jako prowizorkę i poszukiwania kandydata. Po co więc zwalniano Streżyńską? By utrzymać partyjne parytety? Marny to powód.
Technologie obok przedsiębiorczości (czyli gospodarki) trafiają pod skrzydła nowej minister Jadwigi Emilewicz, dotychczasowej wiceminister rozwoju. Tu o kompetencje jestem spokojny. Rozparcelowanie Ministerstwa Rozwoju i zostawienie w nim funduszy unijnych wygląda logicznie. Nowy minister Jerzy Kwieciński da sobie tu radę, był wszak pierwszym wiceministrem rozwoju w randze członka Rady Ministrów.
Odebranie ministrowi infrastruktury i budownictwa kompetencji w sprawie budownictwa wygląda jak wyrok w zawieszeniu dla Andrzeja Adamczyka, któremu została do nadzorowaniu infrastruktura. Wprawdzie po ogłoszeniu planów restrukturyzacji rządu ślimaczące się drogowe przetargi ruszyły z kopyta, ale prawdziwy test przyjdzie jesienią, gdy skończy się umowa z firmą Kapsch na obsługę systemu poboru opłat drogowych Via Toll. Minister Adamczyk optymistycznie zakłada, że poradzą sobie z tym „krokodyle", czyli Inspekcja Transportu Drogowego. Jeśli jednak coś pójdzie nie tak, wyrok zostanie odwieszony. Via Toll zbiera ponad 2 mld zł rocznie i nikt nie pozwoli na utratę choćby części z tych przychodów.