Zawsze się zastanawiałem, kim trzeba być, by dopuścić się takiej masakry na mieście, jak się to wydarzyło w Bukareszcie. Najpierw było trzęsienie ziemi. Owszem, tragiczne. W epicentrum odnotowano siłę wstrząsu na poziomie 7,4 w skali Richtera. Rumuńska stolica zatrzęsła się o godzinie 21.20. Był początek marca 1977 roku. Na oczach przerażonych ludzi bloki z wielkiej płyty padały bezładnie jak klocki domina. Osuwały się ściany ceglanych domów. Do rozpadających się mieszkań wdzierał się dojmujący chłód. Tu i ówdzie wybuchły pożary. Ludzie ginęli w gruzach, od ognia i zimna.
Bilans tragedii? Według oficjalnych danych zginęło 1570 osób. 11 tys. zostało rannych. Zawaliło się 30 wieżowców, do użytku nie nadawało się ponad 12 tys. mieszkań. Nicolae Ceausescu szybko zorganizował pomoc. Już dzień po katastrofie, 5 marca, „Geniusz Karpat” ogłosił stan wyjątkowy i narodową mobilizację na rzecz ofiar katastrofy. Z pomocą pospieszyli też towarzysze z bratnich krajów socjalistycznych. Ot, gest całkiem naturalny i zrozumiały, bez względu na realia ustrojowe.
Tragedia rumuńskiej stolicy polegała na tym, że Ceausescu był nie tylko marzycielem, ale też człowiekiem czynu
Jednak nikt albo niemal nikt z ratujących nie miał pojęcia, że w głowie rumuńskiego tyrana dojrzewał nowy pomysł, a tragiczne trzęsienie ziemi stało się tylko dobrym pretekstem do podjęcia szalonych planów. O czym marzył Nicolae Ceausescu? O realizacji wielkich wizji, w których stolica jego kraju stałaby się nowym Rzymem, nową Moskwą socjalistycznego raju. Pozbierał już wszystkie możliwe tytuły; wymieszał jak w wiadrze z kuchennymi odpadami marksizm, reminiscencje rumuńskiego nacjonalizmu, mesjanizm i kult jednostki. Zbudował trzymającą naród za pysk Securitate. Mógł więc śladem dawnych cezarów zacząć przebudowywać swoją stolicę. Ten plan stał się jego obsesją. Nietrudno wyobrazić sobie Ceausescu stojącego wiosną 1977 roku w oknie domu partii, który patrząc na zgliszcza stolicy, widzi nowe, potężne budowle. Socrealistyczne pałace, klasycyzujące gmachy ministerstw i muzeów, szerokie, wielopasmowe arterie, powiewające zewsząd flagi i wielki portret przywódcy, w uświęconym miejscu centralnym, jak przy Tienanmen oblicze przewodniczącego Mao.
Dom Ludu w Bukareszcie miał być symbolem socjalistycznego sukcesu
Tragedia rumuńskiej stolicy polegała na tym, że Ceausescu był nie tylko marzycielem, ale też człowiekiem czynu. Na dodatek całkowicie wolnym od skrupułów. Szybko, bo już w 1980 roku zaczęto od wyburzeń, nie bacząc przy tym na historyczną wartość budynków, które równano z ziemią. Liczył się plan; koncept nowej stolicy projektowanej przez architektów o rozmachu nazistowskiego wizjonera Alberta Speera. Centralnym punktem nowego miasta miał być Casa Poporului, czyli Dom Ludu. Główna siedziba przywódcy rezydującego w otoczeniu najwyższych partyjno-państwowych władz.