Bogusław Chrabota: Przegrana bitwa o Bukareszt

Rumunia znów musi walczyć o swoją przyszłość.

Publikacja: 10.01.2025 16:15

Według Księgi Rekordów Guinnessa Pałac Parlamentu w Bukareszcie jest najcięższym budynkiem na świeci

Według Księgi Rekordów Guinnessa Pałac Parlamentu w Bukareszcie jest najcięższym budynkiem na świecie.

Foto: stock.adobe.com

Zawsze się zastanawiałem, kim trzeba być, by dopuścić się takiej masakry na mieście, jak się to wydarzyło w Bukareszcie. Najpierw było trzęsienie ziemi. Owszem, tragiczne. W epicentrum odnotowano siłę wstrząsu na poziomie 7,4 w skali Richtera. Rumuńska stolica zatrzęsła się o godzinie 21.20. Był początek marca 1977 roku. Na oczach przerażonych ludzi bloki z wielkiej płyty padały bezładnie jak klocki domina. Osuwały się ściany ceglanych domów. Do rozpadających się mieszkań wdzierał się dojmujący chłód. Tu i ówdzie wybuchły pożary. Ludzie ginęli w gruzach, od ognia i zimna.

Bilans tragedii? Według oficjalnych danych zginęło 1570 osób. 11 tys. zostało rannych. Zawaliło się 30 wieżowców, do użytku nie nadawało się ponad 12 tys. mieszkań. Nicolae Ceausescu szybko zorganizował pomoc. Już dzień po katastrofie, 5 marca, „Geniusz Karpat” ogłosił stan wyjątkowy i narodową mobilizację na rzecz ofiar katastrofy. Z pomocą pospieszyli też towarzysze z bratnich krajów socjalistycznych. Ot, gest całkiem naturalny i zrozumiały, bez względu na realia ustrojowe.

Tragedia rumuńskiej stolicy polegała na tym, że Ceausescu był nie tylko marzycielem, ale też człowiekiem czynu

Jednak nikt albo niemal nikt z ratujących nie miał pojęcia, że w głowie rumuńskiego tyrana dojrzewał nowy pomysł, a tragiczne trzęsienie ziemi stało się tylko dobrym pretekstem do podjęcia szalonych planów. O czym marzył Nicolae Ceausescu? O realizacji wielkich wizji, w których stolica jego kraju stałaby się nowym Rzymem, nową Moskwą socjalistycznego raju. Pozbierał już wszystkie możliwe tytuły; wymieszał jak w wiadrze z kuchennymi odpadami marksizm, reminiscencje rumuńskiego nacjonalizmu, mesjanizm i kult jednostki. Zbudował trzymającą naród za pysk Securitate. Mógł więc śladem dawnych cezarów zacząć przebudowywać swoją stolicę. Ten plan stał się jego obsesją. Nietrudno wyobrazić sobie Ceausescu stojącego wiosną 1977 roku w oknie domu partii, który patrząc na zgliszcza stolicy, widzi nowe, potężne budowle. Socrealistyczne pałace, klasycyzujące gmachy ministerstw i muzeów, szerokie, wielopasmowe arterie, powiewające zewsząd flagi i wielki portret przywódcy, w uświęconym miejscu centralnym, jak przy Tienanmen oblicze przewodniczącego Mao.

Dom Ludu w Bukareszcie miał być symbolem socjalistycznego sukcesu

Tragedia rumuńskiej stolicy polegała na tym, że Ceausescu był nie tylko marzycielem, ale też człowiekiem czynu. Na dodatek całkowicie wolnym od skrupułów. Szybko, bo już w 1980 roku zaczęto od wyburzeń, nie bacząc przy tym na historyczną wartość budynków, które równano z ziemią. Liczył się plan; koncept nowej stolicy projektowanej przez architektów o rozmachu nazistowskiego wizjonera Alberta Speera. Centralnym punktem nowego miasta miał być Casa Poporului, czyli Dom Ludu. Główna siedziba przywódcy rezydującego w otoczeniu najwyższych partyjno-państwowych władz.

Projekt w istocie był olśniewający; Dom Ludu miał wyglądać, jakby go wyrwano z granitowego krajobrazu rumuńskich Karpat. Na łącznej powierzchni niemal 100 tys. metrów kwadratowych. Z 1100 pomieszczeniami. Niemal pół tysiącem biur, 30 salami konferencyjnymi, stołówkami, restauracjami, 3 bibliotekami, 12 kondygnacjami pod ziemią. Zanim w 1983 roku rozpoczęto budowę, siłą przesiedlono 40 tys. ludzi i rozebrano 7 km kwadratowych starego miasta. Ofiarą padły całe kwartały kamienic i kilkanaście cerkwi. I mimo że do budowy wyznaczono 700 architektów i 20 tys. robotników, prace wlekły się na tyle powoli, że „Geniusz Karpat” nie dożył zwieńczenia swojego ambitnego przedsięwzięcia. Kiedy w 1989 roku zdesperowani Rumuni wyszli na ulice i chwycili za broń, Dom Ludu był ciągle w fazie budowy. Daleki od finału. Wciąż obkładano go tysiącami ton marmurowych płyt, instalowano 480 kryształowych żyrandoli. Tkano kosztowne dywany, które miały przykryć 200 tys. metrów kwadratowych podłogi. – Obsesja wariata! Szczyt komunistycznej megalomanii! – tłumaczył mi dekadę później dziś już nieżyjący Ioan Grigorescu, wybitny rumuński pisarz i filmowiec, który pełnił rolę ambasadora w Warszawie. – Ceausescu był jak Neron. Bo nie dość, że budował swoje wizje na zgliszczach miasta i kosztem jego mieszkańców, to jeszcze doprowadził do potwornego zubożenia kraju. Rumunii nie było oczywiście stać na taki projekt. Całe siły witalne narodu rzucono na ołtarz tej chorej idei. Ludzie żyli w nędzy, nie mieli co jeść, masowo emigrowali. Bo liczył się tylko plan Nicolae Ceausescu.

Dawny Dom Ludu, a dziś Pałac Parlamentu to symbol reżimu Nicolae Ceaușescu

Po co przypominam ten epizod? Nie tylko dlatego, że los nieraz krzyżował moje osobiste doświadczenia z dziejami Rumunii. Byłem latem 1977 roku w Bukareszcie i po raz pierwszy w życiu widziałem miasto po trzęsieniu ziemi. Pamiętam ruiny i potworną, nieznaną mi z Polski biedę. W początkach lat 90. zapamiętałem watahy wałęsających się po Bukareszcie bezpańskich psów. A na początku drugiej dekady tego wieku pokazano mi dawny Casa Poporului, już wykończony, choć przemianowany na Palatul Parlamentului, czyli Pałac Parlamentu. Zaproponowano mi zwiedzenie go od środka, ale nie podjąłem rękawicy, mając w głowie strzępy złej legendy z przeszłości.

Czytaj więcej

Anonimowy kandydat nagle faworytem wyborów prezydenckich. Czego nas uczy sprawa Georgescu?

To moje spotkania z Bukaresztem. Ale nie one są najważniejsze. Dużo ciekawsza jest historia kraju i jego stolicy. Kraju zniszczonego przez megalomanię jego przywódcy. Kraju, który podnosi się do nowoczesności i demokracji. Kraju niedocenianego, zwłaszcza nad Wisłą, który musi walczyć o swoją przyszłość na nowych polach. Całkiem od nowa. Jest dla mnie i pozostanie ojczyzną Eliadego, Ciorana, Ionesca i Brancusiego; ludzi, którzy wytyczali ścieżki europejskiej i światowej nowoczesności. Sojusznikiem w obronie europejskich wartości. Znów musi się bronić, o czym piszemy w tym numerze.

Zawsze się zastanawiałem, kim trzeba być, by dopuścić się takiej masakry na mieście, jak się to wydarzyło w Bukareszcie. Najpierw było trzęsienie ziemi. Owszem, tragiczne. W epicentrum odnotowano siłę wstrząsu na poziomie 7,4 w skali Richtera. Rumuńska stolica zatrzęsła się o godzinie 21.20. Był początek marca 1977 roku. Na oczach przerażonych ludzi bloki z wielkiej płyty padały bezładnie jak klocki domina. Osuwały się ściany ceglanych domów. Do rozpadających się mieszkań wdzierał się dojmujący chłód. Tu i ówdzie wybuchły pożary. Ludzie ginęli w gruzach, od ognia i zimna.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Co można wyczytać z priorytetów prezydencji przygotowanych przez polski rząd? Niewiele
Plus Minus
Po co organizowane są plebiscyty na słowo roku? I jakie słowa wygrywały w innych krajach
Plus Minus
Gianfranco Rosi. Artysta, który wciąż ma nadzieję
Plus Minus
„Rozmowy o ludziach i pisaniu”. Dojmujące milczenie telefonu w domu
https://track.adform.net/adfserve/?bn=78448410;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Trojka” Izabeli Morskiej. Tożsamość i groza w cieniu Rosji