Think tank Expert Forum tuż przed I turą wyborów zwracał uwagę, że na rumuńskim TikToku wydarzyło się coś dziwnego. Od września 2024 r. platformę zdominowały hashtagi związane z kandydatami na prezydenta i polityką – co jest o tyle niezwykłe, że TikTok, co do zasady, ogranicza widoczność takich treści jako to medium społecznościowe, które ma być przestrzenią rozrywki. Na TikToku nie można np. prowadzić płatnych kampanii wyborczych, ale drugą stroną tego medalu jest to, że platforma ta właściwie w żaden sposób nie oznacza zamieszczanych tam treści, nie posiada też jakichkolwiek mechanizmów weryfikujących podawane informacje (fact checking), które już od dawna istnieją na Facebooku czy w serwisie X. To czyni z niej skuteczne narzędzie do nadużywania algorytmów i manipulacji – zarówno pod względem sztucznego zwiększania widoczności wybranych materiałów, jak i promowania półprawd czy wręcz fałszywych informacji. TikTok przypomina pod tym względem Facebooka z czasów kampanii wyborczej w USA w 2016 r. – dla jego algorytmów liczy się przede wszystkim to, czy dany temat wzbudza zainteresowanie. A zainteresowanie da się „zorganizować”.
Călin Georgescu
Foto: Inquam Photos/Octav Ganea via REUTERS
Kampanię na TikToku prowadzili w Rumunii wszyscy kandydaci i ich zwolennicy – dla przykładu materiały promujące George’a Simiona od września do listopada obejrzano 240,6 mln razy, premiera Ciolacu – 208,9 mln razy, a Eleny Lasconi – 123 mln razy. A co z Georgescu? Na pierwszy rzut oka wypadał podobnie – biorąc pod uwagę cały 2024 r., materiały związane z tym kandydatem uzyskały 145 mln wyświetleń. Jest jednak małe „ale” – przed wrześniem 2024 r. praktycznie nie istniały, wystarczyły dwa miesiące, by osiągnęły poziom wiralności (a więc rozprzestrzeniania za pośrednictwem użytkowników), na jaką Simion, Ciolacu czy Lasconi pracowali od początku roku. Mało tego – między 18 a 22 listopada (tuż przed wyborami) materiały związane z Georgescu uzyskały 52 mln wyświetleń, podczas gdy od stycznia do 18 listopada było to „jedynie” 92,8 mln. Wywołało to wrażenie wszechobecności tego kandydata.
– Do wielu ludzi, którzy albo nie mają ugruntowanych poglądów, albo w ogóle się polityką nie interesowali, przekaz Georgescu dotarł, bo w pewnym momencie wyskakiwał on wszędzie. Strach było otworzyć lodówkę – mówi Pieńkowski.
W listopadzie oficjalne konto Georgescu zwiększyło liczbę subskrybujących o 2541 proc., polubień o 1496 proc. i komentarzy o 1581 proc. – i to pomimo że liczba pojawiających się na koncie nagrań się zmniejszyła (o 29 proc. miesiąc do miesiąca). – Jasne jest, jeśli spojrzy się na liczby i wykresy pokazujące ruch na TikToku, że niemożliwe byłoby osiągnięcie takiego organicznego wzrostu w tak krótkim czasie, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę, że TikTok nie dopuszcza płatnych reklam politycznych – zauważa w rozmowie z „Plusem Minusem” Bogdan Manolea, dyrektor rumuńskiego Stowarzyszenia Technologii i Internetu. Na to, że mieliśmy do czynienia nie z ruchem oddolnym, lecz skoordynowaną akcją, wskazywało też to, że niemal cały ruch skupiał się wokół jednego hashtagu – #calingeorgescu, podczas gdy w przypadku innych kandydatów rozkładał się na wiele wariacji hashtagów. Ujednolicenie hashtagu sprzyjało gwałtownemu wzrostowi oglądalności, gdyż dla algorytmu TikToka to sygnał pojawienia się trendu, który warto pokazywać użytkownikom, ponieważ najwyraźniej są nim zainteresowani. Działa tu prosty mechanizm sprzężenia zwrotnego – TikTok zaczyna prezentować użytkownikom w danym kraju materiały opatrzone konkretnym hashtagiem, ponieważ ich rosnąca oglądalność wskazuje, że są popularne, przez co ich popularność rośnie, bo zwiększa się ich widoczność, TikTok więc pokazuje je jeszcze większej liczbie użytkowników. Od pewnego momentu serwis zaczął „podpowiadać” użytkownikom nazwisko Georgescu w pasku wyszukiwania, co jest zresztą standardową praktyką w przypadku zyskujących na popularności tematów. Dla Georgescu charakterystyczne było też to, że materiały promujące go zamieszczały anonimowe konta, podczas gdy np. Lasconi była promowana w dużej mierze przez polityków USR i działaczy partyjnej młodzieżówki.
Istnieje podejrzenie – to jeden z zarzutów władz, który uzasadniał decyzję o anulowaniu wyników wyborów – że TikTok nie traktował konta Georgescu jako konta polityka, co dawało mu handicap wobec rywali i przyczyniło się do zwiększenia widoczności materiałów z nim związanych. TikTok zaprzecza, zarzutu tego nie sposób zweryfikować. Think tank Expert Forum zwraca jednak uwagę, że jest to podstawowy problem z materiałami o charakterze propagandy politycznej na TikToku – rozpowszechniający takie treści w żaden sposób ich nie oznaczają, a serwis je traktuje jako treści rozrywkowe, decydując o poziomie ich widoczności na podstawie ich popularności. W efekcie obserwujemy zjawisko, które w przeszłości, np. przy wyborach prezydenckich w USA w 2016 r., charakteryzowało Facebooka: radykalne, silnie polaryzujące treści, teorie spiskowe i fake newsy rozprzestrzeniają się szybciej niż inne materiały, ponieważ budzą większe emocje.
Călin Georgescu mógł wygrać za sprawą rosyjskiej interwencji. Nie ma jednak na to żadnych dowodów
Według rumuńskich władz za promocją Georgescu na TikToku stało 25 tys. kont, które uaktywniły się w ostatnich tygodniach kampanii. Wśród nich było 797 kont, które powstały w 2016 r. i od tego czasu były praktycznie nieaktywne – aż do 11 listopada 2024 r. To te konta miały stać za gwałtownym wzrostem popularności kandydata w kluczowym momencie tuż przed wyborami.
Jednak – jak wykazała analiza DRFLab – internetowa operacja Georgescu rozpoczęła się znacznie wcześniej i była koordynowana za pośrednictwem popularnego w Rosji serwisu Telegram, w którym 15 czerwca powstał kanał Propagator. Twórcy kanału już wtedy przekonywali, że Georgescu jest poddany medialnej cenzurze i dlatego pragnący „odrodzenia” Rumunii (pełna nazwa kanału zawierała słowo „odrodzenie” i nazwisko Georgescu) powinni zadbać o rozprzestrzenianie informacji o nim za pośrednictwem mediów społecznościowych.
Propagator nie zajmował się jednak tylko mobilizowaniem zwolenników Georgescu (w szczytowym momencie kanał miał 8 tys. subskrybentów). Przede wszystkim dostarczał im materiałów, którymi mogli zalewać TikToka, ale też inne media społecznościowe. Zamieszczano tu zdjęcia Georgescu, fragmenty jego wywiadów, a także nagrania z instrukcjami, jak modyfikować te materiały (np. za pomocą edytorów takich jak CapCut), by nie zostały potraktowane przez algorytmy mediów społecznościowych jako spam albo rodzaj marketingu wirusowego. O skali przedsięwzięcia świadczy fakt, ze Propagator miał 41 wersji lokalnych – dla każdego z rumuńskich okręgów (odpowiednik polskich województw) z instrukcjami, w jaki sposób kierować przekaz do tamtejszych społeczności i zachętami do aktywności na lokalnych forach.
Propagator udostępnił łącznie ponad 1800 zdjęć i materiałów wideo, które były potem rozpowszechniane w internecie. Administratorzy kanału apelowali: „wystarczy 30 minut dziennie, by napisać dwa posty i udostępnić je na 3–4 platformach – TikToku, Instagramie, Facebooku, Twitterze. Proście innych o zaangażowanie i udostępnianie”. Co ciekawe, obecnie żaden z kanałów sieci Propagator już nie istnieje.
Georgescu promowała też sieć 18 stron internetowych pozujących na portale informacyjne i publikujących treści korzystne dla kandydata, które były następnie rozpowszechniane w ramach płatnej kampanii na Facebooku (strony te miały być powiązane z partią AUR). Z kolei na TikToku powstał specjalny motyw muzyczny, którym można było ilustrować materiały o Georgescu (użyto go w ok. 12 tys. nagrań publikowanych w tym serwisie). Dziennik „Financial Times” ujawnił niedawno, że w promocję Georgescu zaangażowana mogła być też sieć kont związanych z rosyjską firmą AdNow, która zajmowała się propagowaniem treści antyszczepionkowych.
Do popularności Georgescu przyczyniła się też kampania prowadzona przez opłaconych influencerów, pod hashtagiem #EchilibrușiVerticalitate (dosł. #RównowagaPionowość – to drugie należy rozumieć jako pójście w poprzek politycznym podziałom). Co ciekawe, kampania ta – co wykazał portal śledczy Snoop.ro – została opłacona przez współrządzącą Rumunią partię PNL i przeprowadzona przez powiązaną z centroprawicową partią firmę Kensington Communication.
Sprawa tej kampanii, przeprowadzonej przez influencerów zatrudnionych za pośrednictwem portalu FameUp, jest niejasna – Kensington Communication twierdzi, że zarówno nazwa kampanii, która w domyśle miała promować udział w wyborach, jak i skrypty, które mieli stosować influencerzy, zostały przez kogoś zmodyfikowane. W ramach kampanii jej uczestnicy opowiadali, jaki powinien być prezydent Rumunii, i sugerowali, że nie wszyscy kandydaci są równie kompetentni, by objąć urząd. Nazwisko preferowanego kandydata nie padało – pojawiały się jednak apele, by był to ktoś, o kim świadczą nie tylko czyny, lecz również słowa; uczciwy; nieobciążony skandalami korupcyjnymi; zapewniający krajowi równowagę. Jednak w komentarzach pod nagraniami niektórzy z influencerów pisali, że takim kandydatem jest Georgescu. Otwarte pozostaje pytanie, czy mieliśmy tu do czynienia z polityczną rozgrywką PNL, która chciała zwiększyć poparcie Georgescu, osłabiając Simiona postrzeganego jako groźniejszego rywala, czy też kampania ta została „przechwycona” przez czynnik zewnętrzny, sprzyjający Georgescu. Na to ostatnie mógłby wskazywać fakt, że z analizy wystąpień influencerów realizowanych w ramach kampanii, jaką publikuje Snoop.ro, wynika, iż jedynym elementem dostarczonego im skryptu, który nie pojawia się w wypowiedziach, jest sugestia, że idealny prezydent powinien być popierany przez silną partię polityczną. A to nie pasowałoby do Georgescu.
Internetowa operacja Georgescu zakończyła się sukcesem – analiza wyników I tury wyborów pokazuje, że zdobył on szczególnie duże poparcie wśród młodszych wyborców, najintensywniej korzystających z TikToka (do 45. roku życia, wśród wyborców w wieku 18–24 lata uzyskał 31 proc. głosów) oraz wśród diaspory (tu ponad 50 proc.), która również o sytuacji politycznej w kraju dowiaduje się głównie z tego źródła. O tym, że TikTok wygrywa w Rumunii z telewizją, niech świadczy fakt, że jeden z wywiadów Georgescu na stronie rumuńskiej telewizji Digi24 obejrzano nieco ponad 70 tys. razy, a fragment tego samego wywiadu umieszczony przez Georgescu na TikToku – 4,1 mln razy.
Przypadek Rumunii pokazuje jedno – demokracja może upaść szybciej niż się spodziewamy
Uczynienie w kraju należącym do UE i NATO z anonimowego kandydata faworyta wyborów prezydenckich w dwa miesiące powinno być sygnałem alarmowym dla Europy. Georgescu nie był politykiem wprost prorosyjskim, ale jego antyzachodnia agenda (np. twierdzenie, że NATO nie obroni Rumunii w przypadku agresji), gotowość do natychmiastowego wstrzymania pomocy dla Ukrainy oraz przekonywanie, że prodemokratyczne przemiany po 1989 r. to tak naprawdę spisek Zachodu, mający pozwolić na eksploatację jego kraju, niewątpliwie były dla Rosji korzystne. – Raczej działało to według schematu wróg mojego wroga jest moim przyjacielem – mówi Jakub Pieńkowski. A fakt, że ostatecznie Georgescu raczej prezydentem nie zostanie – prawdopodobnie Sąd Konstytucyjny nie dopuści go do udziału w powtórzonych wyborach ze względu na złamanie przepisów o finansowaniu kampanii wyborczej – nie oznacza końca kryzysu.
– Kryzys zaufania do instytucji państwowych i elity politycznej już jest w Rumunii bardzo głęboki, a teraz sytuacja jeszcze bardziej się zaogniła – mówi dr Oleksy. Zwłaszcza że władze nie potrafiły wskazać jednoznacznych dowodów na poważne nieprawidłowości w samym procesie wyborczym. Jak dotąd najpoważniejszym zarzutem wydaje się fakt, iż pewien obywatel Rumunii, mieszkający w RPA Bogdan Peschir, wsparł konta promujące Georgescu na TikToku kwotą miliona euro (Georgescu zaprzecza, aby miał z tym coś wspólnego). To zaś skłania wielu Rumunów do wniosku, że mainstreamowe siły łamią reguły gry, by utrzymać status quo.
Trzeba jednak zwrócić uwagę, że błyskotliwa kariera Georgescu byłaby prawdopodobnie niemożliwa, gdyby nie opisana wcześniej rumuńska specyfika – bardzo głęboki kryzys zaufania do instytucji państwa, partii politycznych i mediów. Taka mieszanka przy jednoczesnej ekspansji nowych mediów, w tym tych – tak jak TikTok – trudnych do kontrolowania, z centralami poza światem Zachodu, sprawia, że państwo jest praktycznie bezbronne wobec manipulacji nastrojami społecznymi, jakie obserwowaliśmy przy okazji wyborów. Odporność na manipulacje rośnie wraz z zaufaniem do państwa, jego systemu politycznego i instytucji.
W dłuższej perspektywie, na co zwracają uwagę moi rumuńscy rozmówcy, kluczowa jest edukacja. – Edukacja i krytyczne myślenie w związku z wyzwaniami, jakie stawiają przed nami nowe technologie cyfrowe, są jedynym realistycznym rozwiązaniem na dłużej. Ale to skomplikowany proces i długoterminowe rozwiązanie, co nie jest atrakcyjne politycznie i dlatego jak dotąd nie podchwytuje go żadna partia polityczna – twierdzi Bogdan Manolea.
– Szkoły powinny włączyć do swoich programów zajęcia dotyczące tego, jak krytycznie oceniać internetowe treści, rozpoznawać techniki propagandowe i rozumieć motywacje tych, którzy prowadzą kampanie dezinformacyjne. Młodzi rumuńscy wyborcy, którzy są pod nieproporcjonalnie dużym wpływem narracji w mediach społecznościowych, bardzo skorzystaliby na takich inicjatywach. „Tarcza wiedzy” mogłaby wyposażyć przyszłe pokolenia w kompas, który pozwoli im nawigować w cyfrowym otoczeniu, zmniejszając podatność na emocjonalne i często wprowadzające w błąd przekazy populistycznych kampanii – dodaje na koniec Mimi Mihailescu.