Rafał Trzaskowski złożył obietnicę dla polskiej nauki: „Nasi naukowcy są jedynymi z najbardziej utalentowanych na całym świecie. Ja mówię o tym od wielu tygodni, że powinniśmy zbudować plan, który ja nazywam Wielkim Powrotem, i pozwolić im wracać do Polski. Reinwestować swoje pieniądze, a tym, którzy są w Polsce, którzy kształcą się na polskich uczelniach, na politechnice w Gliwicach, na uniwersytetach, żeby oni mieli szansę rozwoju, żeby nie musieli wyjeżdżać z Polski, tylko żeby tutaj mogli zostawać i inwestować w bezpieczeństwo naszego kraju, żeby każde miasto: Mikołów, Gliwice, Rybnik – każde miasto tutaj, na Śląsku, miało szansę na rozwój”. Ta wygłoszona ze swadą wypowiedź jest tak zła, że właściwie nie wiadomo, od czego zacząć.
Rafał Trzaskowski podchodzi do nauki „na chłopski rozum”
Wielki Powrót nie jest nawet piękną ideą. Nie tylko dlatego, że naukowcy nie mają do czego wracać, bo nie dość, że pensje dla nich są niskie, to etatów jest jak na lekarstwo. Ale to przejaw chłopskorozumowego podejścia do nauki. Ściągniemy do nas tych wielkich naukowców i zaraz nam oni odmienią stan polskiej nauki. Wejdą do laboratoriów, ubiorą białe kitle, potrząsną szalkami i próbówkami, w ich głowach pojawią się światłe myśli, a nam pozostanie tylko czekać na wspaniałe wyniki. Niestety tak nie tworzy się nauki, bo ona oprócz mądrych ludzi potrzebuje jeszcze całego systemu wspomagającego ich badawczy wysiłek. A o tym żaden rząd nigdy nie pomyślał. Zamiast tego w planie Rafała Trzaskowskiego mamy jeszcze silny wątek postkolonialny, gdyż wiadomo: najlepsi są za granicą, wykształceni w zagranicznych ośrodkach, teraz tylko muszą do nas wrócić.
Czytaj więcej
Tygodnik „Polityka” opublikował wyniki nowego sondażu prezydenckiego przeprowadzonego przez IBRiS.
Niby wspomina o tych, którzy zostali i trudzą się na miejscu, w kraju, niedofinansowani i bez stabilności zatrudnienia, no ale czerwony dywan ma zostać rozwinięty dla tych, którzy chcieliby wrócić i zainwestować zarobione w innych państwach pieniądze. Tymczasem w Polsce bardzo wiele osób po obronie pracy doktorskiej, mimo osiągnięć i sukcesów, rezygnuje z dalszej pracy badawczej. Nie ma dla nich nie tylko etatów, lecz także jakichkolwiek szans na zaczepienie się na uczelni. A nawet jeśliby udało im się gdzieś zaczepić, to bardzo szybko się okazuje, że za zaproponowane stawki po prostu nie da się wyżyć.