Jeśli oczekujecie odpowiedzi na to, jakie będą notowania złotego za kilka dni lub tygodni, to tutaj jej nie znajdziecie. Po prostu nikt tego nie wie, a wszelkie prognozy są zwykłym zgadywaniem. Ostatnie tygodnie pokazały, że teorie mówiące o racjonalności na rynkach finansowych to przesądy z zamierzchłych czasów. To, że złoty ostatnio mocno tracił w stosunku do franka, dolara czy euro, było po części skutkiem luzowania polityki pieniężnej w Polsce, ale w dużo większym stopniu tego, że panika na globalnych rynkach osiągnęła już absurdalny poziom. Słabną więc niemal wszystkie waluty świata, indeksy giełdowe wykonują każdego dnia ogromne ruchy, a ropa staniała do poziomu niewidzianego od 2002 roku. Wyprzedawane jest nawet złoto, czyli kruszec tradycyjnie kupowany przez inwestorów w momentach kryzysu. Osłabienie złotego zależy więc od czynników, na które mamy wpływ jedynie w niewielkim stopniu. Tak jak nie mieliśmy żadnego wpływu na upadek banku Lehman Brothers w 2008 roku, tak tym razem nie mamy żadnego wpływu na rozprzestrzenianie się po całym świecie wirusa, który przybył z Chin.
Przewidywanie, kiedy się to szaleństwo skończy, jest zadaniem pozbawionym szans na sukces. Mamy bowiem zbyt wiele niewiadomych, by cokolwiek przewidzieć. Niemal codziennie jesteśmy zaskakiwani nowymi programami stymulacyjnymi rządów i banków centralnych. Zdezorientowani są analitycy. Ich prognozy dla polskiego PKB wahają się od umiarkowanego wzrostu do spadku o ponad 3 proc. Nie mamy pojęcia, jak mocno skurczy się gospodarka strefy euro i Stanów Zjednoczonych. Pewne jest tylko jedno: kryzys nie będzie trwał wiecznie. Większość scenariuszy zakłada jednak, że po fatalnym pierwszym półroczu powinno przyjść silne ożywienie w drugiej części roku. Być może to ożywienie się opóźni. Być może będzie słabsze, niż się teraz niektórzy spodziewają. Ale prędzej czy później nastąpi. Zwłaszcza że rządy i banki centralne sięgnęły po nadzwyczajne środki na olbrzymią skalę.
Inwestorów trudno ostatnio czymkolwiek zadowolić, ale mają coraz więcej powodów, by wstrzymać się z panicznymi reakcjami. Europejski Bank Centralny wreszcie zorientował się w skali kryzysu i ogłosił program skupu aktywów za 750 mld euro. Administracja Trumpa tworzy pakiet pomocowy wart 1,2 bln dolarów. Po stymulację fiskalną sięgają również europejskie rządy – w tym gabinet Mateusza Morawieckiego. Ceny wielu aktywów są już śmiesznie niskie, osiągając bardzo atrakcyjne poziomy.
Oczywiście sytuacja na rynkach wciąż jest ekstremalnie niepewna. Wystarczy, że np. mocno skoczy liczba zgonów na koronawirusa w Niemczech czy USA, a przez rynki znów może się przetoczyć fala panicznej wyprzedaży. Gdy jednak pojawią się pierwsze sygnały mówiące o powstrzymywaniu rozprzestrzeniania się pandemii w Europie i Ameryce, to inwestorzy mogą szybko zinterpretować je jako zapowiedź zwycięstwa nad zmorą przybyłą z Wuhanu. Co prawda hossa w wielu krajach zmarła w ostatnich tygodniach na koronawirusa, ale być może jeszcze w tym roku się odrodzi.