Witold M. Orłowski: Doświadczenie z kryzysu 2008 r. każe dzisiaj zachować ostrożność

Zerowe stopy to oczywiście nie czarna magia. To niepokojąca realność.

Publikacja: 16.06.2021 21:00

Witold M. Orłowski: Doświadczenie z kryzysu 2008 r. każe dzisiaj zachować ostrożność

Foto: shutterstock

Z reakcji prof. Leona Podkaminera na mój skromny felieton rozumiem, że nie podziela obaw co do negatywnych efektów polityki zerowych stóp procentowych. Moim argumentom (niebezpieczeństwo inflacyjne; zniechęcenie do bezpiecznego oszczędzania; pogorszenie wyników sektora bankowego; możliwy wpływ na kurs złotego) zarzuca brak podstaw ekonomicznych i sprzeczność z danymi. Choć felieton nie jest rozprawą naukową, na tak poważne zarzuty muszę odpowiedzieć poważnie.

Prof. Podkaminer nie zgadza się z tym, że „stopy procentowe spadły do zera, a bank masowo drukuje nowe pieniądze" i podaje dane o niezerowym oprocentowaniu kredytów w bankach komercyjnych i umiarkowanym wzroście podaży pieniądza M3. To, że banki komercyjne dodają do zerowej ceny pieniądza swoje marże, jest raczej oczywiste – gdyby udzielały kredytów z zerowym oprocentowaniem, jak NBP, nie miałyby z czego żyć (chyba że depozyty miałyby oprocentowanie -10 proc., a ludzie mimo to nadal chętnie utrzymywaliby w bankach pieniądze).

Podaż pieniądza wzrosła w stosunku do sytuacji przedkryzysowej (lutego 2020) o 18 proc., a to raczej sporo (bilans NBP, najlepszy wskaźnik skali druku pieniądza, zwiększył się o 39 proc., głównie skutkiem skupu obligacji, a nie wzrostu rezerw walutowych, jak sugeruje mój Adwersarz).

Przypomnienie, że w czasie poprzedniego kryzysu tempo wzrostu podaży pieniądza było szybsze niż obecnie, jest mało pocieszające, a w dodatku nieprawdziwe. Kryzys dotknął polskiej gospodarki nie w latach 2007–2008, ale dopiero od września 2008 r. (jeszcze latem 2008 kurs franka spadł poniżej 2 zł, a po zakup jednostek funduszy inwestycyjnych ludzie zapisywali się w kolejkach).

Oczywiście, że wzrost podaży pieniądza przed wybuchem kryzysu był zbyt szybki, co przyczyniało się do powstania bańki spekulacyjnej na rynku aktywów (akcji, funduszy inwestycyjnych, nieruchomości). Właśnie to doświadczenie każe zachować ostrożność przy dzisiejszym szybkim wzroście podaży pieniądza.

Zgadzam się z prof. Leonem Podkaminerem, że na razie nie widać żadnego boomu kredytowego (w czasie głębokiej recesji

firmy i gospodarstwa domowe zachowują się w sposób ostrożny). Ale to się może szybko zmienić w miarę poprawy perspektyw gospodarczych i utrzymania się bardzo niskich, a realnie ujemnych stóp procentowych. Niepokoi natomiast bardzo silny spadek lokat terminowych, co może oznaczać w dłuższym okresie odwrót od oszczędzania – przynajmniej w bankach.

Argument o wielkich zyskach sektora bankowego (zawsze w Polsce popularny) nie jest do końca trafny – w roku 2020 zyski banków były o prawie połowę niższe niż przed rokiem, a przecież problemy związane z kredytami frankowymi dopiero teraz zaczynają narastać. A istniejącą między nami różnicę zdań, czy długotrwałe prowadzenie polityki zerowych stóp w warunkach sporej inflacji przyczyni się do osłabienia czy wzmocnienia naszej waluty (bo przecież wzmocniła się w poprzednim tygodniu), musimy pozostawić otwartą: czas pokaże, kto ma rację.

Witold M. Orłowski, główny doradca ekonomiczny PwC w Polsce, Akademia Finansów i Biznesu Vistula

Z reakcji prof. Leona Podkaminera na mój skromny felieton rozumiem, że nie podziela obaw co do negatywnych efektów polityki zerowych stóp procentowych. Moim argumentom (niebezpieczeństwo inflacyjne; zniechęcenie do bezpiecznego oszczędzania; pogorszenie wyników sektora bankowego; możliwy wpływ na kurs złotego) zarzuca brak podstaw ekonomicznych i sprzeczność z danymi. Choć felieton nie jest rozprawą naukową, na tak poważne zarzuty muszę odpowiedzieć poważnie.

Prof. Podkaminer nie zgadza się z tym, że „stopy procentowe spadły do zera, a bank masowo drukuje nowe pieniądze" i podaje dane o niezerowym oprocentowaniu kredytów w bankach komercyjnych i umiarkowanym wzroście podaży pieniądza M3. To, że banki komercyjne dodają do zerowej ceny pieniądza swoje marże, jest raczej oczywiste – gdyby udzielały kredytów z zerowym oprocentowaniem, jak NBP, nie miałyby z czego żyć (chyba że depozyty miałyby oprocentowanie -10 proc., a ludzie mimo to nadal chętnie utrzymywaliby w bankach pieniądze).

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację