RZ: Jesteście jedną z nielicznych firm na świecie, która wytwarza insulinę - wasz udział w światowym rynku rośnie, ale rynek kapitałowy karze was niską wyceną. W ciągu czterech ostatnich lat wartość akcji spółki na giełdzie spadła o 90 proc. do około 10 gr. Co się dzieje?
Sławomir Ziegert:
Nie ukrywam, że musimy popracować nad naszą komunikacją z inwestorami. Wiele w niej można poprawić, by odbudować zaufanie do spółki. Sypię głowę popiołem. Ostatnie dwa lata poświęciliśmy na wyrwanie spółki z kryzysu. Moja uwaga była skupiona na tym. I udało się. Świadczy o tym chociażby spłata bankowego zadłużenia, które spadło z niemal 500 mln zł do około 60 mln zł. Dziś mogę śmiało powiedzieć, że najgorszy czas Bioton ma już za sobą. Rynek powinien nas polubić na nowo.
Wam to chyba łatwiej byłoby poza rynkiem kapitałowym. W farmacji jest jak na froncie, wciąż trwa wojna koncernów. Jak wygląda walka polskiej firmy o udział w światowym rynku insuliny, opanowanym od lat przez trzech gigantów: duński Novo Nordisk, amerykański Eli Lilly i francuski Sanofi Aventis?
W ciągu kilkunastu lat z małej polskiej firmy powstało liczące się w świecie międzynarodowe przedsiębiorstwo. Mimo silnej konkurencji nasz udział w polskim rynku wynosi już 30 proc. Rozwijamy się także za granicą, m.in. w Chinach czy Tajlandii. Wkrótce do tego grona dołączy Rosja i wciąż negocjujemy kolejne kontrakty, które pozwolą nam zaistnieć w nowych krajach. Musimy jednak pamiętać, że proces wejścia z innowacyjnym lekiem na nowy rynek jest bardzo długi. Chodzi przede wszystkim o rejestrację produktu, która w każdym państwie ma swoją specyfikę i trwa nawet kilka lat.