Pomysł ministra Władysława Kosiniak-Kamysza jest prosty: waloryzujemy emerytury wyłącznie ?o inflację, a wzrastać realnie będą tylko najniższe świadczenia, gdyż w ich przypadku do inflacji dodawany będzie wskaźnik równy wzrostowi płac. Zdaniem ministra pracy (popieranego przez ministra Michała Boniego) jedynie w taki sposób uda się zmniejszyć dysproporcje między dochodami emerytów.

Problem polega na tym, że emeryci pracowali latami na wysokość swoich świadczeń – jedni płacili niższe składki, a inni wyższe, jedni krócej, a inni dłużej. Przyjęcie metody proponowanej przez Kosiniak-Kamysza z pewnością przysporzy Platformie głosów wyborach, ale nie ma nic wspólnego ze sprawiedliwością i zdrowym rozsądkiem. Rząd jednak najwyraźniej – gdy już zwycięsko skończył walkę z otwartymi funduszami emerytalnymi – postanowił teraz zająć się demontażem ZUS. Nowy projekt sytemu waloryzacji emerytur będzie bowiem milowym krokiem na drodze do upadku tej instytucji.

Załóżmy, że projekt ministra pracy znajdzie poparcie rządu. Co roku minimalne świadczenia będą rosły parę procent szybciej niż przeciętne. To doprowadzi do sytuacji, gdy różnice między emeryturami będą coraz mniejsze. A dla przeciętnego Polaka to doskonały powód, żeby płacić jak najniższe składki emerytalne. Wystarczy przecież minimalna składka, by dostać prawo do emerytury. A płacenie do ZUS czegokolwiek ponad to minimum staje się bezsensowne, bo i tak późniejsze różnice w emeryturach będą miały się nijak do wpłaconych pieniędzy. To pomysł, który jest zaprzeczeniem wszystkiego, co do tej pory robiono w ramach reformy emerytalnej.

To prawda, że najniższa emerytura w Polsce jest poniżej minimalnych kosztów życia, zwłaszcza w miastach. Ale jeżeli chcemy ją podwyższyć, to na pewno nie wolno robić tego kosztem emerytów, którzy uczciwie dopracowali się wyższych świadczeń. Trzeba raczej szukać oszczędność, likwidując różne przywileje emerytalne.

W pomyśle ministra Kosiniaka-Kamysza nie ma mowy o tych grupach emerytów, w przypadku których waloryzacja świadczeń nie jest w ogóle lub jest słabo powiązana z inflacją. Jeżeli z okazji nadchodzących wyborów naprawdę  chcemy podnieść minimalne emerytury, to zacznijmy nie od pogarszania sytuacji tych, którzy na swoje świadczenia uczciwie płacili latami składki, ale od zabierania świętym krowom.