Wiadomo było, że Ukraińcy przy spadającej hrywnie będą robili wszystko, żeby import zastąpić własną produkcją. Zaś konsumenci wobec niepewnej sytuacji w polityce i w gospodarce wolą wstrzymać się z zakupami. Stąd wziął się spadek. Czy da się go powstrzymać, trudno powiedzieć. Natomiast z pewnością warto próbować.

Nie ma co liczyć, że sytuacja na Ukrainie szybko się poprawi. Hrywna będzie słabła, bo w gospodarce sąsiadów będzie jeszcze dużo gorzej, zanim zobaczymy oznaki jakiejkolwiek poprawy. I minie sporo czasu, zanim inwestorzy uwierzą, że ten kraj naprawdę poważnie myśli o reformach, a sami Ukraińcy zrozumieją, że bez nich ich kraj nie ma przyszłości. Dlatego polskim eksporterom, którzy tak dobrze dawali sobie radę w najtrudniejszych czasach, trzeba w rozsądny sposób pomóc.

Bo istnieje jeszcze drugie zagrożenie. Jest nim – chyba nieuchronne w obecnej sytuacji – dalsze ograniczenie polskiego eksportu do Rosji. Wiadomo, że Rosjanie chętnie uciekają się do karania dostawców towarów za polityczne decyzje ich rządów. Dla polskich przedsiębiorców z pewnością będzie niewielkim pocieszeniem, że ich kłopoty zostały spowodowane przez decyzje polityczne podjęte w najsłuszniejszej sprawie.

Oczywiście nic nie zastąpi rynków najbliższych, znajomych, gdzie najtaniej można dotrzeć. Może jednak już teraz przyszedł czas na zorganizowanie promocji na nowych? Bo nie warto czekać, aż zrobi się tam ciaśniej i trudniej. W podobnej sytuacji, w jakiej jest Polska, z pewnością znajdzie się jeszcze przynajmniej kilka krajów, które były aktywne i w Rosji, i na Ukrainie. Ważne więc, żebyśmy na nowych rynkach nie byli ostatni. Tak samo jak ważne jest i to, że Ukrainie trzeba pomóc.