Takie działanie nie może dziwić, gdyż już co najmniej od dekady USA uznają rejon Oceanu Spokojnego za priorytetowy obszar ekspansji, kosztem oczywiście rynku europejskiego. Wynika to głównie z prognoz gospodarczych, które wskazują kraje azjatyckie jako liderów wzrostu.
W pierwszej trójce światowych potęg gospodarczych już od dawna nie ma żadnego europejskiego kraju, a jeszcze w latach 70. Niemcy zapewniały 8 proc. światowego PKB. Obecnie USA wytwarzają 13 proc., Chiny 12 proc., a Japonia 7 proc. globalnego PKB, co daje łącznie prawie jedną trzecią. Do roku 2030 pozycję lidera obejmą Chiny z udziałem 18 proc., USA będę generowały 10 proc., a do czołówki światowych gospodarek dołączą Indie z 6,5-proc. udziałem w światowym PKB. To oznacza, że największe trzy kraje basenu Oceanu Spokojnego będą kontrolowały łącznie prawie 35 proc. wytwarzanego na świecie bogactwa. W tym samym roku Niemcy, Wielka Brytania, Francja i Rosja łącznie osiągną prawie 14 proc.
Dodatkowo za rynkiem azjatyckim przemawia demografia. Podczas gdy Europa w 2050 r. będzie liczyła 720 mln ludzi (dzisiaj 743 mln), to liczba mieszkańców Chin wzrośnie z 1,35 mld do 1,38 mld, natomiast Indii z 1,23 mld aż do 1,62 mld (czyli więcej niż Chin). Także struktura wiekowa będzie dużo korzystniejsza w krajach azjatyckich, gdzie udział osób w wieku poprodukcyjnym nie będzie przekraczał 10 proc., podczas gdy w Europie wyniesie prawie 18 proc. Dlatego USA i pozostałe kraje TPP, jak Japonia, Australia, Kanada, Meksyk, Wietnam, Peru, Singapur, Nowa Zelandia, Malezja, Brunei oraz Chile, postanowiły już teraz połączyć siły, aby móc skutecznie w przyszłości rywalizować z rosnącymi Chinami oraz Indiami.
W umowach handlowych każda ze stron stara się wynegocjować jak najlepsze warunki dla siebie. Kraje rozwinięte musiały być bardziej wyrozumiałe wobec krajów azjatyckich nie zawsze respektujących zarówno prawa pracownicze, jak i o ochronie środowiska, ale w zamian uzyskały łatwiejszy dostęp do tamtejszych rynków. Udało im się także zagwarantować firmom prawo do dochodzenia swoich praw przed sądami, także wobec rządów. Oczywiście najważniejsze są ułatwienia w wymianie towarowej: obniżenie czy zniesienie stawek celnych lub zwiększenie kontyngentów. Nic dziwnego, że negocjacje trwały osiem lat.
W związku z tym możemy być bardziej pesymistyczni odnośnie do zakończenia negocjacji porozumienia pomiędzy Unią Europejską a USA, czyli powołania Transatlantyckiego Partnerstwa na rzecz Handlu i Inwestycji (z ang. TTIP). Z pewnością USA będą teraz mniej podatne na ustępstwa, skoro udało im się już zawrzeć porozumienie na bardziej perspektywicznym i stabilniejszym geopolitycznie rynku. To dzisiaj w Europie pojawia się problem imigracji ekonomicznej, widać załamanie sytemu finansów publicznych, wzrost obaw co do bezpieczeństwa wynikłych z możliwej eskalacji konfliktu zbrojnego pomiędzy Rosją i Ukrainą.