GUS podał kolejny komunikat o inflacji: „Ceny towarów i usług konsumpcyjnych według szybkiego szacunku w październiku 2023 r. w porównaniu z analogicznym miesiącem ub. roku wzrosły o 6,5 proc., a w stosunku do poprzedniego miesiąca wzrosły o 0,2 proc.”.
Prognozy od siedmiu boleści
I pojawiły się komentarze, na przykład: „Inflacja w październiku obniża się z 8,2 do 6,5 proc. r/r i jest najniższa od dwóch lat. Dynamika CPI zakończyła ostre hamowanie, w końcówce roku powinna pozostać blisko bieżącego pułapu. Kolejny miesiąc wygasania wzrostu cen sprawi, że 8 listopada RPP obniży stopy…”. I dalej czytamy, że „zdaniem wielu ekspertów inflacja nie będzie już spadać tak szybko. Prawdopodobnie będzie to jej ostatni wyraźny ruch w dół w tym roku”.
Podobnie piszą analitycy znanego banku: „Przestrzeń do zniżki inflacji w kolejnych miesiącach będzie jednak niewielka. (…) Na koniec tego roku inflacja powinna być zbliżona do 7 proc. rok do roku”.
Mądrale z innego znanego banku pouczają, że „w przypadku inflacji spodziewamy się kontynuacji szybkiego spadku, do 6,5 z 8,2 proc. rok do roku”, ale może to być „Ostatni duży spadek inflacji w tym roku”
Prognozy innych analityków od siedmiu boleści są podobne. Z przekąsem stwierdzają oni , że „to, co wydarzy się później, jest już niewiadomą, tarcza antyinflacyjna może bowiem zniknąć”. No pewnie, że przyszłość jest wielką niewiadomą, zawsze może być tak, że pojawią się nie wiadomo skąd czarne łabędzie, ale gdy się stwierdza z przekąsem, że co prawda „inflacja (…) spadła poniżej 7 proc. i osiągnęła najniższą wartość od dwóch lat., to jednakże w ujęciu miesięcznym indeks cen dóbr konsumpcyjnych odnotował pierwszy wzrost od kwietnia”, to warto by zauważyć, że ten lekki, o 0,2 proc. wzrost w październiku w stosunku do września nawet nie skompensował spadku, jaki miał miejsce we wrześniu w stosunku do sierpnia (-0,4%), Gdybyśmy zaś przeliczyli ten październikowy wzrost na skalę roczną – a robi się to, panie ekspercie, prosto: przez podniesienie do 12 potęgi wskaźnika 1,002 – to wyjdzie nam roczny wskaźnik tempa wzrostu cen 2,4 proc., czyli ciut poniżej celu inflacyjnego NBP, o którym mądrala pisze dalej, że nie wiadomo kiedy zostanie osiągnięty.