Komisja Europejska zaproponowała przedłużenie do 15 września zakazu importu czterech rodzajów zbóż do krajów piątki, poinformował na Twitterze polski minister rolnictwa Robert Telus. Owa piątka to unijne kraje sąsiadujące z Ukrainą i zmagające się z nadmiarem zbóż, ich spadającymi cenami oraz protestami lokalnych rolników. Gniew polskich gospodarzy ma dodatkowo uśmierzyć warta 1,5 mld zł rządowa pomoc ograniczająca oprocentowanie kredytów rolnych do 2 proc.
Czasowy zakaz importu ukraińskiego zboża obejmujący tylko piątkę, a nie cała UE, to ze strony Komisji Europejskiej karkołomna próba rozplątania węzła gordyjskiego. Bo z jednej strony Unia, chcąc pomóc Ukrainie, musi być otwarta na import ukraińskich towarów, a żywność to w czasie wojny aż 70 proc. eksportu tamtejszej gospodarki. – Musimy eksportować, by zarabiać. Programy pomocowe są skonstruowane w oparciu o to założenie – mówił mi niedawno w wywiadzie Dmytro Boyarchuk, szef kijowskiego think tanku CASE Ukraina. Jeśli Ukraińcy wyeksportują mniej, potrzeba będzie więcej pomocy ze strony Międzynarodowego Funduszu Walutowego, ale też i Unii.
Czytaj więcej
Najgorsze, co może się nam przytrafić po wojnie, to rozminięcie się oczekiwań ukraińskich władz i obywateli oraz Zachodu – uważa Dmytro Boyarchuk, szef kijowskiego think tanku CASE Ukraina.
Z drugiej strony nadmiar zbóż w spichlerzach mocno bije w interesy rolników, a ich lobby jest wyjątkowo głośne przed wyborami. Bruksela doskonale to rozumie, stąd próba pogodzenia interesów poprzez zakaz obejmujący tylko pięć, a nie wszystkie kraje Wspólnoty. Zakaz jest instrumentem czasowym i kiedyś musi się skończyć. Wiecznie obowiązywać nie będzie.