Jeżeli wprowadzona przez rząd PO reforma podnosząca wiek emerytalny z przyczyn społecznych i politycznych okaże się niemożliwa do ukończenia, to przynajmniej nie można dopuścić do zniweczenia jej dotychczasowych osiągnięć. Dlatego warto walczyć o kompromisowe rozwiązanie problemu emerytalnego zaproponowane przez Radę Dialogu Społecznego.
W prezydenckiej kampanii wyborczej Andrzej Duda obiecywał powrót do wieku emerytalnego sprzed reformy, a więc do 60 lat dla kobiet i 65 dla mężczyzn. Od ponad trzech lat ten wiek stopniowo rośnie, wydłużając się co kwartał o miesiąc. Tak więc kompromisowy pomysł zakładający podniesienie limitu wieku do 61 lat dla kobiet i 66 dla mężczyzn tak naprawdę oznaczał utrzymanie większości z tego, co się udało do tej pory osiągnąć. Od przyszłego roku po prostu zatrzymano by proces wydłużania wieku.
Reforma rządu PO była krytykowana przez ekspertów za to, że miała trwać zbyt długo w odniesieniu do kobiet (do 2040 r.). Zmiany są nieuchronne, bo okres życia na garnuszku ZUS jest coraz dłuższy, a składki płacone przez pracujących nie rosną. Zresztą tych ostatnich w proporcji do emerytów jest coraz mniej. Dlatego nie do uniknięcia jest podnoszenie wieku emerytalnego oraz rozwój form samodzielnego oszczędzania na emeryturę. Alternatywą mogą być niskie emerytury albo dopłacanie do nich z podatków.
Szkoda, że pan prezydent składał takie antygospodarcze obietnice. I dobrze, że dziś mamy próby jakiegoś kompromisowego wywiązania się z nich. Zaproponowane rozwiązanie ma tę zaletę, że nie cofa większości z dotychczasowych zdobyczy reformy. Gdy za kilka lat katastrofa ZUS będzie powszechnie widoczna, nie trzeba będzie zaczynać reformy zupełnie od nowa.
Sytuacja na rynku pracy stopniowo się poprawia. Niedługo ludzie będą bać się emerytury i związanych z nią niskich świadczeń, a nie marzyć o rezygnacji z pracy. Wtedy wróci projekt podnoszenia wieku emerytalnego i opór społeczny będzie znacznie mniejszy. Szkoda będzie tylko tych kilku straconych lat.