Po wybuchu wojny w Ukrainie ceny żywności na rynkach światowych poszybowały na historyczne szczyty. Szok był jednak stosunkowo krótki. Październik był siódmym z rzędu miesiącem spadków cen żywności na rynkach światowych. Z tego trendu w zeszłym miesiącu wyłamały się tylko zboża. To efekt przejściowej niepewności związanej z przedłużeniem umowy o eksporcie zbóż z Ukrainy. Rosja, która zapowiedziała wyjście z tej umowy, ostatecznie tego nie zrobiła, więc w kolejnych miesiącach w dół mogą iść także i ceny zbóż.

Czytaj więcej

Takich zwyżek w historii badania cen żywności nie było. Na święta będzie gorzej

Niestety, nijak nie przekłada się to na ceny na półkach sklepowych. Tu trwa festiwal podwyżek. Ich skala przy tym poraża. Z cyklicznego badania UCE Research i Wyższych Szkół Bankowych, które „Rz” opisuje jako pierwsza, wynika, że wśród dziesiątków analizowanych produktów w niemal 41 tys. sklepów staniały w ujęciu rocznym jedynie pojedyncze z nich, takie jak ziemniaki czy sok jabłkowy. Cała reszta drożeje. I to mocno. W październiku w sklepach było już 26,1 proc. drożej niż rok temu. To średnia. Rzadkością nie są już wzrosty cen o ponad 30 proc. – tak drożeje nabiał czy mięso. Rekordzistami są nadal produkty tłuszczowe z olejem na czele. Cukier za to jest już jedynie 50 proc. droższy niż przed rokiem, co stanowi odmianę po miesiącach letnich, gdy drożał nawet o 100 proc. Na dodatek tempo wzrostu cały czas rośnie. I końca podwyżek niestety nie widać.

Eksperci rynków rolno-spożywczych zgodnie twierdzą, że spadków cen żywności możemy wypatrywać najwcześniej w drugiej części przyszłego roku. Co więcej, początek 2023 r. może przynieść jej ponowne podwyżki. To dlatego, że rosną koszty pozasurowcowe w przemyśle spożywczym, w tym koszty energii. A – jak to mądrze się określa – proces transmisji wyższych kosztów na kolejne etapy łańcucha wartości wymaga pewnego czasu. Efekty zwyżki rosnących kosztów będą więc widoczne dla konsumenta z pewnym opóźnieniem. Inaczej mówiąc, początek roku doda cenom dodatkowego kopa.

Chciałoby się powiedzieć: trzymajmy się za kieszenie. Po drodze będą jednak święta, w czasie których tradycyjnie niespecjalnie hamujemy się z zakupami. Oznacza to tyle, że choć już poprzednie święta były rekordowo drogie, to te nadchodzące z łatwością ów rekord pobiją. Później galopująca inflacja może na nas wymusić poważne zaciskanie pasa. Możemy to potraktować jako narzucone Polakom zbiorowe postanowienie noworoczne.