Zima daleko, ale wobec przykręcenia kurka z gazem przez Rosjan na kryzys energetyczny poważnie szykują się już Niemcy. Hanower już teraz zaczyna oszczędzać energię. Miasto zakręca ciepłą wodę w budynkach publicznych – od mycia rąk w łazienkach po prysznice na basenach, w salach gimnastycznych i siłowniach. Wyłącza fontanny i nocne podświetlenie budynków publicznych.
Zimny prysznic w Hanowerze sam w sobie nie powstrzyma rozkręcającego się już w Niemczech kryzysu energetycznego, ale ma moc symbolu. Mobilizuje opinię publiczną i skłania każdego do zastanowienia się, co może zrobić, by wszyscy w miarę suchą stopą przebrnęli przez nadchodzące miesiące. A to stanie się możliwe, jeśli energię zaczną oszczędzać miliony ludzi.
U nas niemieckie przygotowania do zimy obserwowane są z schadenfreude i poczuciem wyższości, czemu towarzyszy nasze narodowe prężenie muskułów. Wprawdzie już teraz węgla zaczyna brakować, ale na pewno będzie na zimę, zapewniają władze. W końcu, w przeciwieństwie do Niemców, my w Polsce magazyny gazu mamy pełne. I tylko bardziej dociekliwi dowiedzą się, że owszem, są pełne, ale małe – pokrywają zużycie na ok. miesiąc.
Atmosfera u nas jest – przy wszystkich proporcjach – jak przed laty: silni, zwarci, gotowi. Nie oddamy ani guzika. Władze, zamiast zachęcać do oszczędzana energii, paradoksalnie robią wszystko, by jej zużycie utrzymać. Bo taki efekt mają obniżki podatków – od benzyny przez prąd, na gazie skończywszy.
Wiem, wiem, priorytetem jest tu „ścięcie” inflacji. I zahamowanie spadku notowań rządzącej partii. Jednak najnowszy jej wynalazek – deputat węglowy – wzrostu cen nie powstrzyma, ale nawet przyspieszy. A w wymiarze politycznym, zamiast uspokoić nastroje, już wywołał kwasy. Bo dlaczego – jak podnosi opozycja – mają być poszkodowani ci, którzy w trosce o zdrowie swoje i sąsiadów wymienili kopciuchy np. na piece na gaz?