Po pierwsze, podwyżki stóp, z uwagi na złą komunikację, nie redukują odczuwalnej ujemnej realnej stopy procentowej. A to dlatego, że podmioty gospodarcze odnoszą podwyżki do silnie rosnącej bieżącej inflacji, a nie do tej wiarygodnie prognozowanej.
Po drugie, przeskalowane przez rynek podwyżki stóp NBP nie prowadzą do aprecjacji złotego, co wspierałoby dezinflację. Pociągają za to za sobą ostrą przecenę obligacji, za czym idą straty w portfelach obligacyjnych funduszy i wymuszanie masowych umorzeń przy dużych stratach inwestorów.
Po trzecie, w ślad za oficjalnymi stopami NBP dynamicznie rośnie WIBOR, stanowiący wciąż punkt odniesienia do oprocentowania kredytów. Jest to najbardziej perspektywicznie drażliwy punkt systemu finansowego, bo reprezentatywność tego wskaźnika będzie w świetle szybko rosnących kosztów obsługi długu o zmiennej stopie coraz powszechniej podważana, a brak przygotowanego przez spółkę GPW (WIBOR Benchmark), referencyjnego wskaźnika alternatywnego umieszczanego w umowach kredytowych (do czego zobowiązuje rozporządzenie BMR), doprowadzi do coraz liczniejszych procesów sądowych wytaczanych bankom przez kredytodawców. Tym razem już nie frankowych, ale złotowych.
Regulator rynku ma istotny negatywny wkład w asymetryczne przekładanie się zmienności stóp procentowych na koszty kredytu również dlatego, że nie przeforsował specjalnych regulacji podatkowych dla kredytów o stałej stopie procentowej, które istnieją w wielu systemach na świecie. Katalog zaniechań jest tu więc pokaźny.
Po czwarte wreszcie, polityka fiskalna jest nadmiernie ekspansywna, co utrudnia zadanie opanowania oczekiwań inflacyjnych bankowi centralnemu, psując policy mix. A polityka podatkowa jest kompletnie nieracjonalna. Rozchybotany, chaotyczny system podatkowy wciąż preferuje konsumpcję zamiast oszczędności i wysokie opodatkowanie pracy zamiast wysokiego opodatkowania konsumpcji. Archaiczne opodatkowanie dochodów kapitałowych redukuje skłonność do oszczędzania, a obniżki podatków wspierają bieżącą konsumpcję.