Anna Słojewska: Ostatnia taka wojna

Putin do ostatniej chwili próbuje używać gazowej broni, żeby podzielić UE. Ale to już schyłek energetycznego mocarstwa.

Publikacja: 31.03.2022 21:00

Anna Słojewska: Ostatnia taka wojna

Foto: AFP

Związek Radziecki nawet w czasie zimnej wojny nie zaprzestał dostaw energii i nigdy nie wykorzystywał jej w celach politycznych – to argument, który słyszałam wielokrotnie w ostatnich latach w Brukseli, gdy różni politycy i eksperci namawiali do uniezależnienia się od rosyjskiego importu. Logika była następująca: może i Rosja jest agresywna wobec sąsiadów, może nie podziela naszych wartości, może nawet morduje przeciwników politycznych na naszej ziemi, ale to nie oznacza, że nie możemy kupować od niej energii. To jest bezpieczna zależność, bo Rosja na pewno w żadnych warunkach dostaw nie zaprzestanie. Nie jest to bowiem w jej interesie. Wie, że jak raz zniszczy swoją wiarygodność bezpiecznego dostawcy energii, to potem jej nie odbuduje. A bez dewiz za gaz, ropę i węgiel nie przetrwa.

Wojna w Ukrainie zmieniła tę optykę, ale już wcześniej Rosja wysyłała sygnały, że nie jest wiarygodnym partnerem. Gdy cały świat pożądał energii na fali odbicia gospodarczego po pandemii i ceny gazu szybowały w 2021 roku, to Rosja nie zwiększała dostaw do UE, utrzymując zapasy tego surowca w swoich magazynach na terenie Niemiec, Austrii czy Czech na poziomie zaledwie 25 proc. Już wtedy padały pytania, czy tak zachowuje się odpowiedzialny partner, z którym łączą nas wieloletnie więzy handlowe.

Teraz w odpowiedzi na sankcje europejskie grozi a to wprost wstrzymaniem eksportu energii, a to obowiązkiem rozliczania go w rublach, co w razie odmowy sprowadza się w efekcie do tego samego. W ten sposób chce pomóc swojej walucie, ale też w rozpaczliwy sposób rozbić unijną jedność w sprawie sankcji. Ma nadzieję, że jak zagrozi de facto wstrzymaniem dostaw natychmiast, to jednak niektóre państwa wyłamią się z solidarności z Ukrainą.

Fakt, że Rosja ucieka się do takich praktyk, jest dowodem na to, w jak beznadziejnym położeniu się znalazła. Putin wie już, że UE będzie uniezależniać się od energii rosyjskiej i najpóźniej w 2027 roku nie sprzeda już nam ani swojego gazu, ani ropy, ani węgla. To data ostateczna, bo poważni odbiorcy rosyjskiej energii, jak choćby Polska, czy największy importer – Niemcy – zapowiedzieli, że przetną rosyjskie więzy wcześniej. Polska w tym roku, a Niemcy w przypadku ropy i węgla w tym roku, natomiast gazu – w 2023 roku.

Gdy patrzy się na krwawe obrazy z Ukrainy, chciałoby się, by nastąpiło to szybciej. I być może tak się stanie, a Putin swoimi groźbami tylko tę sytuację przyspieszy. Bo w reakcji na takie ultimatum państwa pilnie poszukują alternatywnych dostaw (zwiększone zakupy LNG i długoterminowa umowa z USA), na poważnie biorą się za efektywność energetyczną (pakiet propozycji dotyczący nowego ekoprojektowania), przedłużają działania elektrowni jądrowych. Wszystko to, co miało się wydarzyć stopniowo w związku z koniecznością zatrzymania zmian klimatycznych, teraz przyspieszyło, żeby odpowiedzieć na rosyjską agresję. Takie przyspieszenie nie pomoże Ukrainie w krótkim  terminie, ale podmyje fundamenty funkcjonowania Rosji i możliwości finansowania przez nią wojen w przyszłości. Moskwa o tym wie. Wojna w Ukrainie jest ostatnim pokazem siły ze strony energetycznego mocarstwa.

Czytaj więcej

Rubel odrobił już niemal całość strat. Sankcje nieskuteczne?

Związek Radziecki nawet w czasie zimnej wojny nie zaprzestał dostaw energii i nigdy nie wykorzystywał jej w celach politycznych – to argument, który słyszałam wielokrotnie w ostatnich latach w Brukseli, gdy różni politycy i eksperci namawiali do uniezależnienia się od rosyjskiego importu. Logika była następująca: może i Rosja jest agresywna wobec sąsiadów, może nie podziela naszych wartości, może nawet morduje przeciwników politycznych na naszej ziemi, ale to nie oznacza, że nie możemy kupować od niej energii. To jest bezpieczna zależność, bo Rosja na pewno w żadnych warunkach dostaw nie zaprzestanie. Nie jest to bowiem w jej interesie. Wie, że jak raz zniszczy swoją wiarygodność bezpiecznego dostawcy energii, to potem jej nie odbuduje. A bez dewiz za gaz, ropę i węgiel nie przetrwa.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację