Rafał Baniak: Gra o najwyższą stawkę

Organizacje pracodawców chcą współpracować z rządem, aby uporządkować chaos gospodarczy. Stawiają jednak warunki – pisze nowy prezes zarządu Pracodawców RP.

Publikacja: 27.01.2022 21:00

Rafał Baniak: Gra o najwyższą stawkę

Foto: Shutterstock

Przed polskimi pracodawcami bardzo trudny czas. Galopująca inflacja, presja płacowa, rosnące ceny mediów, wzrost kosztów transportu, skokowe podwyżki stóp, a tym samym trudności ze spłatą zobowiązań i nowe bariery inwestycyjne – to tylko początek wyliczanki. Na to nakłada się coraz większe rozchwianie makroekonomiczne gospodarki, skrajny brak zaufania do państwa oraz wszechobecny chaos – podatkowy, regulacyjny, legislacyjny.

Nie mam zamiaru szukać winnych takiego stanu rzeczy. Zdając sobie sprawę z powagi zagrożeń, wyciągam rękę do decydentów, deklarując chęć współpracy, i proponuję kilka bardzo konkretnych działań, które tu i teraz pomogą wprowadzić częściową stabilizację – jakże przez biznes wyczekiwaną. Służyć one będą także opanowaniu (bardzo złej i coraz gorszej) sytuacji, w której się dziś wszyscy znaleźliśmy. Nie jest jeszcze za późno na reakcje, które pozwolą w miarę niedużym kosztem powrócić na ścieżkę nomen omen „odpowiedzialnego rozwoju". Jeśli natomiast sytuacja zostanie zostawiona samej sobie, rynek szybko poradzi sobie z dojściem do równowagi. Wtedy jednak gospodarczych i społecznych ofiar będzie bardzo dużo. I trzeba wprost to powiedzieć – będą to ofiary grzechu zaniechania rządzących.

Sprawy (do) szybkiego reagowania

Trzy sprawy uznaję za najpilniejsze. Po pierwsze, zarządzanie pandemią, która przy bardzo zakaźnym wariancie omikron może za chwilę doprowadzić do dramatycznych niedoborów rąk do pracy i wstrzymania działalności przedsiębiorstw. Liczba osób na kwarantannie rośnie w tempie wykładniczym. Nawet jeśli piąta fala będzie krótka (choć taka wcale być nie musi), to dla wielu firm może okazać się przysłowiowym gwoździem do trumny, oddziałując na nie zarówno od strony popytowej, jak też ograniczając możliwości wytwórcze. Po drugie, ceny mediów i nośników energii, które zagrażają rentowności firm – tak małych, jak i dużych, tak produkcyjnych, jak i usługowych. Po trzecie, wreszcie, chaos w systemie podatkowym, który nie pozwala ani obywatelom, ani firmom na racjonalne zarządzanie finansami.

Te trzy kwestie wymagają pilnej reakcji i szybkich, konkretnych interwencji, a nie mglistych obietnic i szukania winnych. Decyzje rządu muszą być jednak uzgodnione z tymi, których dotyczą. Nie oczekuję od rządzących długich konsultacji czy przygotowywania planów lub strategii – dziś nie ma na to czasu. Oczekuję realnej współpracy i poważnego traktowania. Czyli działania dokładnie odwrotnego, niż miało to miejsce choćby w odniesieniu do Rady Medycznej przy premierze, której członkowie na znak sprzeciwu wobec bierności rządu gremialnie podali się ostatnio do dymisji.

Zarówno ja, jak i moje koleżanki i koledzy z bliźniaczych organizacji reprezentujących polski biznes, tworzący miliony miejsc pracy i de facto utrzymujący krajowy budżet, jesteśmy gotowi w każdej chwili siąść do rozmów i wesprzeć decydentów w wypracowaniu, a potem wdrożeniu działań naprawczych. Co więcej, apelujemy o jak najszybsze podjęcie takiego dialogu, bo dosłownie każdy tydzień zwiększa zagrożenia. Po stronie rządu potrzebna jest jednak wola (współpracy) i determinacja (realizacji), a także odwaga (polityczna).

Niewykluczone, że najlepszym wyjściem będzie wycofanie się z niektórych własnych pomysłów lub ich odroczenie. Chodzi głównie o Polski Ład, który wbrew nazwie stał się synonimem chaosu i braku planowania. Jeśli interes gospodarczy zostanie przedłożony nad doraźny interes polityczny i personalne ambicje, roczne opóźnienie wejścia w życie zmian fiskalnych z pewnością wyszłoby na dobre zarówno podatnikom, jak i samym regulacjom, które mogłyby zostać w tym czasie dopracowane – w dialogu z polskimi przedsiębiorcami.

Te pieniądze są nam potrzebne!

Są zjawiska, które znajdują się poza kontrolą decydentów, np. globalna pandemia czy wzrost cen na międzynarodowym rynku surowców. Powinnością państwa jest jednak możliwie skuteczna ochrona ludzi i gospodarki przed falą uderzeniową, spowodowaną czynnikami zewnętrznymi, oraz takie zarządzanie, które zapewnia jak największą przewidywalność i stabilność służącą rozwojowi. Za destrukcyjne uznać należy kreowanie przez samych decydentów kolejnych obszarów niepewności i chaosu. Wszystko to w imię otwierania mniej lub bardziej wyimaginowanych frontów walki politycznej na arenie krajowej i międzynarodowej.

Jest to szczególnie istotne i zarazem niebezpieczne, gdy konflikty te powodują wstrzymanie potrzebnych środków na rozwój kraju. Jak najszybsze zamknięcie frontów walki z Brukselą, służące niezwłocznemu transferowi przeszło 750 mld zł na postpandemiczną odbudowę polskiej gospodarki i z kolejnego siedmioletniego budżetu Unii, uznaję za najwyższy priorytet.

Wbrew temu, co twierdzi prezes Narodowego Banku Polskiego, uważam, że absolutnie nie stać nas na utratę tych funduszy. To nie byłby już tylko grzech zaniechania – to błąd, a więc w nomenklaturze Talleyranda „więcej niż zbrodnia". Parafrazując nieco bardziej współczesną wypowiedź, te pieniądze nam, Polkom i Polakom, się po prostu należą, a rząd nie ma prawa z nich rezygnować w naszym imieniu.

Nie chowajmy głowy w piasek

Pozostając w orbicie zagadnień europejskich, należy odnieść się do tematu, który jeśli w ogóle pojawia się w przestrzeni polskiej debaty publicznej, to w formie maczugi, którą po głowach wzajemnie okładają się rządzący, co jakiś czas ochoczo wymierzając nią razy również opozycji. Chodzi o Europejski Zielony Ład oraz legislacyjne oblicze, czyli tzw. pakiet Fit for 55 opublikowany jako projekt w połowie lipca 2021 r. Podwyższa on cel redukcji emisji gazów cieplarnianych w UE do 2030 r. z 40 do 55 proc. względem roku 1990.

Pakiet jest jednym z najważniejszych i największych projektów legislacyjnych, jakie UE do tej pory wprowadziła. Diametralnie zmieni podstawy i zasady funkcjonowania wspólnotowych polityk: klimatycznej, energetycznej, przemysłowej, rolnej, budowlanej i transportowej. Jednoczesne zmiany w zakresie unijnego systemu handlu uprawnieniami do emisji (ETS), mechanizmu dostosowania cen na granicach z uwzględnieniem emisji CO2 (CBAM), podatku energetycznego (ETD), odnawialnych źródeł energii (RED) i efektywności energetycznej (EED) spowodują turbulencje nawet w najbardziej innowacyjnych gospodarkach UE opartych na zielonej energii. Nie trzeba być ekspertem w dziedzinie przemysłu czy energetyki, aby rozumieć, z czym będzie się to wiązać dla Polski. Dodajmy – Polski, która stoi dzisiaj przed realną groźbą utraty unijnego wsparcia także na modernizację związaną z energetyczną zieloną rewolucją.

Dobrym przykładem jest tu sektor hutniczy, który odpowiada za 7 proc. globalnych emisji CO2, jest więc naturalnym „kandydatem" do gruntownej, strukturalnej zmiany. Jednocześnie wykorzystania rudy żelaza w gospodarce nie da się niczym zastąpić. Złomu nadal jest zbyt mało, aby jego przetapianie mogło wyrugować pierwotną produkcję żelaza. Nie ma też innego materiału, który mógłby przejąć w przemyśle rolę stali. Zgodnie z założeniami Wspólnoty w ciągu trzech dekad w procesie wytwarzania żelaza pierwiastkowy węgiel zastąpiony ma zostać pierwiastkowym wodorem.

W efekcie podczas wytopu surówki będzie powstawać para wodna zamiast CO2. W najbliższych latach następować będzie zatem gwałtowny zmierzch epoki carbo(węglo)żelaza i powitanie nowej epoki hydro(wodoro)żelaza, o czym piszą najlepsi eksperci w raporcie opracowanym właśnie na zlecenie Ministerstwa Rozwoju i Technologii. Podstawowym pytaniem w Polsce jest zatem, czy będzie to kres egzystencji tego strategicznego sektora w blisko 40-mln kraju, czy może będziemy potrafili wykorzystać ten przełom epok do wykonania skoku cywilizacyjnego? Rządzący, nie podejmując poważnej debaty w tym zakresie, zdecydowanie przybliżają nas do pierwszego scenariusza. To z ich strony już nawet nie jest błąd. Należy tu dodać, że takich sektorów jak hutniczy jest w Polsce zdecydowanie więcej.

Plan dwuletni, efekty już po roku

Niezależnie od konieczności niezwłocznego ugaszenia pożarów, które dziś trawią polską gospodarkę, powodując wszechobecny chaos, potrzebne jest pilne wdrożenie planu naprawczego o krótkim (dwu- lub trzyletnim) horyzoncie oddziaływania. Jestem przekonany, że jeśli plan zostałby opracowywany i byłby wdrażany przy ścisłej współpracy z partnerami gospodarczymi, jego pierwsze efekty byłyby odczuwalne już po roku. Szczególnie jeśli skupiałby się on m.in. na właściwym zagospodarowaniu i efektywnym wydatkowaniu 750 mld zł, które możemy – przy zmianie polityki rządu – już niebawem otrzymać z Brukseli.

Plan taki powinien opierać się jednak na kilku fundamentalnych zasadach i trwałej zmianie praktyk stosowanych przez decydentów. Rozwiązania w nim zawarte powinny stanowić odpowiedź na rzeczywiste potrzeby poszczególnych branż, czego nie można osiągnąć bez dialogu i wsłuchiwania się w głos potencjalnych „beneficjentów".

Tu dobrym przykładem jest branża meblarska, która będąc jedną z pereł w koronie polskiego przemysłu, z drugim wynikiem eksportowym na świecie, cierpi jednocześnie na niedobory surowca, czyli drewna. Od dłuższego czasu jej przedstawiciele nie mogą się jednak doprosić, by Lasy Państwowe i nadzorujący je resort środowiska nie sprzedawały za granicę nieprzetworzonego drewna, pozbawiając siebie, Polski i krajowego biznesu możliwości większych zarobków i obniżając konkurencyjność tych ostatnich.

Konieczne jest kompleksowe spojrzenie na sprawy gospodarcze, które tworzą swoisty ekosystem naczyń połączonych – tak aby np. przy walce z inflacją nie tworzyć równocześnie narzędzi, które tę inflację będą potęgowały, z czym mamy dziś do czynienia przy okazji nowych rozwiązań fiskalnych.

A propos inflacji, oczekujemy, że NBP oraz Rada Polityki Pieniężnej, inaczej niż do tej pory, będą prowadziły przewidywalną politykę pieniężną, troszcząc się o stabilność cen, a nie doraźne wpływy do kasy państwa. W odniesieniu zaś do budżetu konieczne jest urealnienie prognoz i wskaźników, aby już na etapie jego tworzenia nie trzeba było myśleć o nowelizacji. Dopiero w takich warunkach można przystąpić do dialogu i rozpocząć realną, a także, w co wierzę, efektywną współpracę.

Organizacje pracodawców i przedsiębiorców są gotowe ciężko pracować przy tworzeniu nowego, faktycznego ładu gospodarczego w Polsce. Ten ład jest czymś, o czym od dawna my wszyscy, ludzie szeroko rozumianego biznesu, marzymy. Wiadomo, czym oraz w jakiej kolejności należy się zająć, a także jak należy procedować, by efektem były działania realne, a nie pozorowane.

Piłka jest jednak po stronie rządu. To od decydentów zależy teraz, czy wciągną do gry bardzo sprawnych i wytrawnych graczy, czy też wyjdą na boisko sami. W przypadku drugiej opcji bardzo łatwo o przegraną, a nawet o samobója. Nie można wygrać meczu bez zawodników. A gra toczy się dziś o najwyższą stawkę. Nie warto ryzykować bytu polskich firm i polskich rodzin.

Przed polskimi pracodawcami bardzo trudny czas. Galopująca inflacja, presja płacowa, rosnące ceny mediów, wzrost kosztów transportu, skokowe podwyżki stóp, a tym samym trudności ze spłatą zobowiązań i nowe bariery inwestycyjne – to tylko początek wyliczanki. Na to nakłada się coraz większe rozchwianie makroekonomiczne gospodarki, skrajny brak zaufania do państwa oraz wszechobecny chaos – podatkowy, regulacyjny, legislacyjny.

Nie mam zamiaru szukać winnych takiego stanu rzeczy. Zdając sobie sprawę z powagi zagrożeń, wyciągam rękę do decydentów, deklarując chęć współpracy, i proponuję kilka bardzo konkretnych działań, które tu i teraz pomogą wprowadzić częściową stabilizację – jakże przez biznes wyczekiwaną. Służyć one będą także opanowaniu (bardzo złej i coraz gorszej) sytuacji, w której się dziś wszyscy znaleźliśmy. Nie jest jeszcze za późno na reakcje, które pozwolą w miarę niedużym kosztem powrócić na ścieżkę nomen omen „odpowiedzialnego rozwoju". Jeśli natomiast sytuacja zostanie zostawiona samej sobie, rynek szybko poradzi sobie z dojściem do równowagi. Wtedy jednak gospodarczych i społecznych ofiar będzie bardzo dużo. I trzeba wprost to powiedzieć – będą to ofiary grzechu zaniechania rządzących.

Pozostało 88% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację