W 2011 r. ówczesny premier Donald Tusk zapowiadał, że prąd z pierwszej polskiej elektrowni jądrowej popłynie w 2020 r. Władzę przejęła później Zjednoczona Prawica i od tamtej pory niewiele się w tej sprawie zmieniło. W przyszłym roku ma powstać raport, na podstawie którego rząd w Warszawie ma podjąć decyzję, z którym krajem i w jakiej technologii chce budować sześć reaktorów o łącznej mocy 6–9 GW. A termin oddania pierwszego bloku przesunięto na 2033 r.
Dwa lata temu portal Wysokienapiecie szacował, że w ciągu dziesięciu lat na program atomowy wydano 1 mld zł. Pomimo to do dziś nie ma nawet decyzji lokalizacyjnej w sprawie pierwszej elektrowni. Wspomina się ogólnie o nadmorskich gminach Krokowa i Gniewino. Kolejna siłownia miałaby powstać w Bełchatowie. Ta ostatnia propozycja wydaje się rozsądniejsza, bo nie dość, że korzystałaby z potężnej infrastruktury przesyłowej (której nad morzem nie ma), to jeszcze przyspieszyłaby wyłączanie największej na świecie elektrowni na węgiel brunatny, emitującej najwięcej dwutlenku węgla w UE. A to właśnie koszt uprawnień do emisji CO2 grzebie polską energetykę opartą na spalaniu węgla.
W sytuacji gdy budowę wiatraków na lądzie utrudniają przepisy, a firmy budujące duże farmy fotowoltaiczne coraz częściej skarżą się na problemy z uzyskaniem decyzji przyłączeniowej, trudno się dziwić dużym polskim firmom – a zarazem wielkim odbiorcom energii – że interesują się małymi reaktorami jądrowymi. Dziś za MWh na rynku hurtowym trzeba zapłacić ok. 350 zł, a prognoza na rok przyszły oscyluje wokół 500 zł. Co gorsza, na horyzoncie nie widać końca podwyżek. Nie dość, że bloków węglowych nie ma czym zastąpić z dnia na dzień, to jeszcze na węglówki jesteśmy po prostu skazani przez najbliższe lata, bo po wyłączeniu bloku w Jaworznie i Bełchatowie nie ma zbyt dużo rezerw w systemie energetycznym, a zapotrzebowanie na prąd rośnie.
Małych reaktorów jądrowych nie ma jeszcze w sprzedaży, ale zagraniczne firmy starają się uzyskać odpowiednie zgody i certyfikaty. Warto, by w czasie, gdy oczekujemy na nowe technologie, tak dostosowano przepisy, aby nad Wisłą można było je uruchamiać.