Cesarz motoryzacji

Ferdinand Piech, szef rady nadzorczej Volkswagena, przeprowadził swój plan z chirurgiczną precyzją. Po morderczej naradzie wymusił na udziałowcach fuzję Volkswagena i Porsche

Publikacja: 24.07.2009 02:32

Ferdinand Piech mówi cicho, zmuszając wszystkich aby go pilnie słuchali

Ferdinand Piech mówi cicho, zmuszając wszystkich aby go pilnie słuchali

Foto: AP

Jest jednym z najbardziej szanowanych menedżerów w światowej motoryzacji, o władzy znacznie większej niż Sergio Marchionne, prezes Fiata, czy Carlos Ghosn, prezes Renaulta i Nissana. Od wczoraj ma wpływ na to, co się dzieje w obu niemieckich koncernach. Jest wnukiem samego Ferdinanda Porsche, człowieka, który na zlecenie Adolfa Hitlera wymyślił kultowe auto dla ludu – volkswagena garbusa.

Prestiżowy awans Piecha specjalnie nikogo nie zdziwił. Nawet wyrzucony z pracy Wiedeking mówi o nim, że jest doskonałym taktykiem i negocjatorem. Przez 46 lat pracy w motoryzacji konsekwentnie budował swoją pozycję. To on teraz będzie dyktował warunki, na jakich zaczną funkcjonować koncerny.

Znany jest z tego, że o swoich zamierzeniach nikomu nie opowiada, pozwalając, aby nawet biznesowi partnerzy jedynie domyślali się tego, co zamierza zrobić. Potem zaskakuje wszystkich swoją decyzją. W Porsche przepracował dziewięć lat, jest z wykształcenia inżynierem. Odszedł w 1971 roku, bo członkowie rodzin Porsche i Piech zdecydowali, że niedobrze jest, kiedy ktoś z nich znajduje się w ścisłym kierownictwie firmy. Wtedy rozpoczął pracę w Audi, skąd przeszedł do Mercedesa, potem prowadził własną firmę, wreszcie trafił do Volkswagena, gdzie w roku 1993 został prezesem zarządu, a od roku 2002 jest przewodniczącym rady nadzorczej.

Jak na człowieka tak wpływowego wydaje się wyjątkowo łagodny, mówi cicho, zmuszając wszystkich, by słuchali go z większą uwagą. W koncernie nazywają go patriarchą lub cesarzem.

Urodził się w Wiedniu w kwietniu w 1937 roku. Ojciec także był jednym z menedżerów VW, matka pochodziła z rodziny Porsche. Skończył Politechnikę w Zurychu w 1962 roku jako inżynier mechanik. Jego praca dyplomowa poświęcona była przyszłości silników montowanych w maszynach Formuły 1. Zaprojektował także silnik dla 8-cylindrowego porsche 804.

To jego pomysłem było skupowanie prestiżowych marek dla Volkswagena – Bugatti, Lamborghini czy Bentleya. Ubolewał, że to Fiat kupił Ferrari. Także dzięki Piechowi firma jest tak mocna w Stanach Zjednoczonych, gdzie auta ze stajni VW uznawane są za bardzo luksusowe. Do USA VW wszedł w 1998 roku. Tam także rozwinął sprzedaż garbusów, których produkcję na rynek amerykański uruchomił w Meksyku, więc do USA wjeżdżają bez ceł dzięki porozumieniu NAFTA.

Jego pomysłem była integracja VW i Porsche, ale według jego koncepcji to VW miał przejąć Porsche, więc nie podobały mu się pomysły prezesa Wiedekinga, który myślał odwrotnie. Zgodził się ostatecznie na wyjście kompromisowe, ale i tak fuzję przeprowadzi, jak będzie chciał.

Jest jednym z najbardziej szanowanych menedżerów w światowej motoryzacji, o władzy znacznie większej niż Sergio Marchionne, prezes Fiata, czy Carlos Ghosn, prezes Renaulta i Nissana. Od wczoraj ma wpływ na to, co się dzieje w obu niemieckich koncernach. Jest wnukiem samego Ferdinanda Porsche, człowieka, który na zlecenie Adolfa Hitlera wymyślił kultowe auto dla ludu – volkswagena garbusa.

Prestiżowy awans Piecha specjalnie nikogo nie zdziwił. Nawet wyrzucony z pracy Wiedeking mówi o nim, że jest doskonałym taktykiem i negocjatorem. Przez 46 lat pracy w motoryzacji konsekwentnie budował swoją pozycję. To on teraz będzie dyktował warunki, na jakich zaczną funkcjonować koncerny.

Opinie Ekonomiczne
Adam Roguski: Polscy milionerzy wolą luksusowe samochody i spa niż nieruchomości
Opinie Ekonomiczne
Grzegorz W. Kołodko: Szeroki świat czy narodowy zaścianek?
Opinie Ekonomiczne
Leszek Pacholski: Interesy ludzi nauki nie uwzględniają potrzeb polskiej gospodarki
Opinie Ekonomiczne
Damian Guzman: Czy polskie firmy będą przenosić się do Rumunii?
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Opinie Ekonomiczne
Marek Góra: Nieuchronność dłuższej aktywności zawodowej