Co gorsza, jego efekty mogą być mizerne. Wciąż potrafimy relatywnie tanio wytwarzać dobrej jakości towary, ale wartość dodana produkcji mebli, AGD czy nawet samochodów nie jest zbyt wysoka.
Podobnie ma się sprawa z naszą najnowszą specjalnością, czyli centrami usługowymi. To świetnie, że międzynarodowe koncerny właśnie w Polsce otwierają tego typu placówki, ale trudno opierać przyszłość gospodarki na przepisywaniu faktur lub odbieraniu telefonów od niezadowolonych klientów, choćby dzwonili nawet z Niemiec czy USA.
Mamy jednak przykłady branż, często bardzo konkurencyjnych, w których udało nam się przebojem wedrzeć do światowej czołówki. Ostatnie lata umacniają np. pozycję polskich producentów gier wideo na globalnym rynku. Kolejne hity z Polski, od „Painkillera" przez „Snajpera" i „Call of Juarez" po „Wiedźmina" i „Bulletstorm", podbijają serca graczy na całym świecie, a ich twórcom przynoszą zyski liczone w milionach dolarów.
Wydawałoby się logiczne jakoś wesprzeć branżę, która ma szansę stać się polską biznesową wizytówką. Ale raczej nie ma na to szans. Resortowi gospodarki udało się co prawda opracować w ubiegłym roku listę polskich specjalności, które mogą liczyć na dofinansowanie promocji, ale próżno szukać na niej nowych technologii (z wyjątkiem tajemniczych „usług IT"). Znalazło się za to miejsce dla budownictwa (?!), branży meblarskiej, jubilerskiej czy odzieżowej.