W programie na lata 2011-15 (bo pieniądze z UE trzeba rozliczyć najpóźniej dwa lata po zamknięciu budżetu) rząd zadekretował, że na nowe autostrady, drogi ekspresowe i obwodnice przeznaczy ponad 72 mld zł. To te, których budowa już trwa lub rozpocznie się do 2013 r. Później ma być gorzej – wstępnie do wydania ma być 50 mld zł. Dodatkowo 14 mld ma pójść na budowę obwodnic. Oczywiście, jak to u nas, jest lista rezerwowa na 25 mld zł, o ile dostaniemy więcej pieniędzy. To „o ile" jest w tej chwili pod dużym znakiem zapytania – w obecnej sytuacji raczej można się spodziewać silniejszej niż dotąd presji głównych płatników netto, zwłaszcza Niemiec – na przygotowanie i uchwalenie oszczędnościowego budżetu UE.
Z listy dróg kluczowych wypadł długi odcinek trasy S3 wzdłuż zachodniej granicy, S19, która ma być szkieletem łączącym miasta ściany wschodniej i pobudzić gospodarczo ten region, północny odcinek S5, czego efektem będzie pozbawienie Bydgoszczy dostępu do jakiejkolwiek trasy szybkiego ruchu (choć z drugiej strony w pobliskim Toruniu będzie autostrada...). Na pewno nie jest to korzystne dla rozwoju województw, które liczyły na poprawienie dostępności i podniesienie atrakcyjności inwestycyjnej. Cięcie jest brutalne.
Rząd liczy też, że dwa odcinki autostrad – kluczowy dla kraju fragment A1 od Piotrkowa Trybunalskiego do Pyrzowic i A2 z Warszawy do Terespola zbudują inwestorzy prywatni, mimo iż wcześniej się to nie udało. Gdyby idea PPP upadła, rząd będzie musiał znaleźć pieniądze przynajmniej na brakujący fragment A1, jego brak w systemie drogowym będzie uwierał najbardziej.
W porównaniu z wcześniejszymi, mocarstwowymi planami kreślonymi jeszcze przez poprzednimi wyborami, później zbyt radośnie i zbyt długo podtrzymywanymi przez rząd obecny kolejne cięcia programu psują humor kierowców, firm (zarówno budowlanych, jak i tych, które wykorzystują transport drogowy) czy samorządów. Z drugiej jednak strony może lepiej w końcu przedstawiać plan mniej ambitny, ale realny, niż taki, który może ładnie wygląda na mapach, ale potem i tak nie da się go zrealizować. Wolę sytuację, w której uda się zrobić więcej, niż taką, w której znów trzeba ograniczać plany. Dlatego byłoby dobrze, gdyby powstający teraz projekt inwestycyjny był właśnie chudszy, ale realny. Choć przed wyborami ładne mapy zawsze wyglądają lepiej...