Mówił pan, że oczekujecie efektów po dokapitalizowaniu Bumaru kwotą 378 mln zł. Czy rezultatów nie było, skoro są tam zmiany kadrowe?
Umowa obejmuje dokapitalizowanie w okresie 2011-2013, a podstawowym założeniem jest realizacja 15 projektów. Chodzi m.in. o wieżę bezzałogową, baterie przeciwlotniczą, czy bojowy wóz piechoty na bazie platformy bojowej. Pierwsze pieniądze z dokapitalizowania zostały przeznaczone na restrukturyzację, m.in. program dobrowolnych odejść. Jednak mieliśmy wrażenie, że wykorzystanie tych środków nie było do końca efektywne. To jeden z powodów, dla których zmienił się prezes. Nowy obejmie funkcję 1 maja. Przejściowo do zarządu oddelegowane są dwie osoby z rady nadzorczej i trwa konkurs na pozostałych członków zarządu. Chcielibyśmy, aby najpóźniej do końca czerwca spółką kierował nowy zarząd w pełnym składzie, który będzie działał zgodnie ze standardami, jakie obowiązują w spółkach publicznych i realizował nie tylko misyjność koncernu zbrojeniowego, ale stawiał też na wyniki, bo spółka ma osiągać realny zysk. Potrzebujemy ludzi, którzy nie tylko mówią, ale przede wszystkim pracują.
Kiedy więc Bumar będzie prywatyzowany?
Chcemy, by do końca 2013 r. był gotowy do upublicznienia. To ma być spółka publiczna, która będzie mogła pozyskiwać kapitał z rynku. Trudno mówić o prywatyzacji – raczej o upublicznieniu, bo początkowo dopuszczamy sprzedaż części akcji, jeszcze nie wiemy jak dużej. Bumar ma ambitny i ważny kontrakt w Indiach, ma też szansę wygrać przetarg w Peru. We wtorek będę w Patrii i będziemy rozmawiać o przedłużeniu licencji na rosomaki, bo dotychczasowe wyjście na rynki zewnętrzne z tym produktem było nieskuteczne.
Trwa misja gospodarcza pod przewodnictwem premiera Tuska w Zjednoczonych Emiratach Arabskich i Arabii Saudyjskiej. Resort gospodarki uruchomił program wsparcia eksportu za 250 mln zł. Zbrojeniówka też skorzysta pana zdaniem?