Słynny cytat z „Wesela" Wyspiańskiego: chłop potęga jest i basta, raczej by go nie przekonał.  Najnowsze wyniki indeksu Giniego, tzw. Wskaźnika Nierówności Społecznej, podają twierdzenie czwartego wieszcza w wątpliwość. Okazuje się, że to właśnie rolnicy podwyższają nam indeks nierównomiernego rozkładu  dochodów.

Jak to się ma do danych, według których rolnicy bardzo skorzystali na wejściu Polski do Unii Europejskiej? W ciągu minionej dekady do ich kieszeni trafiło kilkanaście miliardów euro bezpośrednich dopłat, dzięki czemu potroiły się ich dochody liczone jako średnia na zatrudnionego w gospodarstwie.

Średnia wygląda świetnie, ale indeks Giniego pokazuje drugą stronę medalu. Z hojności unijnej skorzystały głównie największe gospodarstwa, które dostają co roku setki tysięcy złotych w dopłatach. Aż tak nie wzbogacają się drobni rolnicy, bo ze skrawka ziemi nawet z pomocą Unii trudno nieraz wyżyć. Dane GUS pokazują, że choć w trzech ostatnich latach na polskiej wsi wzrósł udział dużych farm (z 1,8 do 2,2 proc. ), to nadal dominuje „drobnica" do 5 ha, ledwo wiążąca koniec z końcem, chyba że jest to 5 ha borówki amerykańskiej.  W nadchodzących latach rolnicza część wskaźnika Giniego raczej się nie zmieni. Jednak w maju 2016 roku, gdy skończy się 12-letni okres ochronny na swobodny obrót ziemią rolną, na polskich wsiach szybko może przybyć milionerów. Potem większość z nich pewnie ruszy do miast.