Z założeń przebija optymizm – ma być nieco lepiej niż w opublikowanych kilka dni temu prognozach OECD. Optymizm rządu nie jest więc bezpodstawny. Jego przejawem jest choćby podniesienie o 100 zł płacy minimalnej. Po raz pierwszy przeciętne wynagrodzenie brutto ma przekroczyć 4000 zł, co oznacza, że powoli zbliżamy się do 1000 euro.

Projekt kolejnego budżetu jest jednak obarczony wyjątkowo dużą niepewnością polityczną. Nie wiadomo bowiem, kto odziedziczy w spadku jego realizację. Trudno nawet ocenić prawdopodobieństwo, które partie będą tworzyły nowy rząd. Tymczasem poglądy i pomysły gospodarcze przedstawicieli obecnej opozycji, które ujawniły się z całą mocą podczas niedawno zakończonej kampanii prezydenckiej, każą przypuszczać, że koniec rządów koalicji PO–PSL może oznaczać zupełnie nowe realia budżetowe.

Politycy, którzy wyszli mniej lub bardziej zwycięsko z wyborów prezydenckich, ewidentnie chcą się bardziej niż dotychczas podzielić z obywatelami owocami wieloletniego wzrostu gospodarczego. Przychody budżetu wydają się traktować raczej jako bezkresne źródło dla przyszłych wydatków, mających głównie socjalny charakter. Równoważenie sektora finansów publicznych nie wydaje się ich główną troską. A w końcu Polska jest krajem z permanentnym deficytem budżetowym.

Coraz bardziej widoczne jest przekonanie, że obecnie rządzący postawili się tylko w roli urzędników dzielących unijne miliardy. By te miliardy dalej płynęły, potrzebne są jednak stabilne finanse publiczne. Ostateczną karą za zbytnie poluzowanie pasa może być bowiem wstrzymanie lub nawet cofnięcie unijnych środków. By tę stabilność zapewnić, rządzący nie cofnęli się nawet przed demontażem systemu emerytalnego, nie oferując praktycznie nic w zamian. I możliwe, że za to właśnie zapłacą.

Wiele wskazuje jednak, że to nie stan gospodarki decyduje ostatnio o społecznych nastrojach i wyborach. Wygląda na to, że jako naród przyzwyczailiśmy się do tego, że Polska idzie do przodu. Nie zadowala nas za to prędkość tego ruchu. Pytanie tylko, czy Polakom bardziej przeszkadza samo tempo czy też to, kto siedzi za kierownicą.