Pomiędzy kinowymi premierami pierwszej części filmowego musicalu „Wicked 1” z dwoma Oscarami i 745 mln dol. wpływów a częścią drugą, która ma mieć premierę w listopadzie, warszawska Roma po sukcesie „We Will Rock You” zaprasza na sceniczną wersję musicalu powiązanego z „Czarnoksiężnikiem z Oz”. Choć książkowy pierwowzór z 1900 r., wielokrotnie ekranizowany, uważany jest za hit dla dzieci – musical „Wicked” powstał na podstawie powieści Gregory’ego Maguire’a dla dorosłych, niestroniącej od wulgaryzmów.
„Wicked” w Ameryce
Książkę w Ameryce przerobiono na libretto familijne, co od prapremiery w 2003 r. dało spektaklowi drugie miejsce na liście bestsellerów Broadwayu z 1,7 mld dol. wpływu. Zaraz po „The Lion King”. I „Lew" jest arcydziełem, ale wymaga choćby częściowo obsady afro. Ostatecznie warto pisać musicale, takie jak „1989” czy „Piloci” ( ten drugi właśnie w Romie), by opowiadać własne historie.
„Wicked” zaś to polemiczny wobec „Czarnoksiężnika” prequel, który zamiast kontynuować hejt na Czarownicę z Zachodu, pogłębia jej historię, starając się, nomen omen, odczarować klątwę rzuconą na jej odmienność. Przenosimy się w przeszłość, by zrozumieć, że niektórzy z nas obciążeni są historią swoich rodziców, na co dzieci nie mają przecież wpływu, powinniśmy więc próbować zrozumieć powody cudzej odmienności, a nie pierwsi rzucać kamień.
Czytaj więcej
„Wicked” nie jest jedynie bajką. To też musical o tworzeniu fałszywej rzeczywistości, manipulacji...
Scenografia Mariusza Napierały dzielnie i z powodzeniem dźwiga ten ciężar – odmienna od oryginalnej, ponieważ Wojciech Kępczyński, tak jak zawsze, dzięki swojej wysokiej pozycji w świecie musicalu otrzymał zgodę na wersję non replica, czyli zrealizowaną w autorski sposób, przystosowaną w tłumaczeniu Michała Wojnarowskiego do polskich warunków. Zamiast tradycyjnego okna sceny oglądamy ją obudowaną kurtynami migawki aparatu, które uruchamiają zmiany scenografii lub kadrują pole akcji. Wokół tak zaaranżowanego miejsca gry widzimy wbite w ściany Romy już nawet nie kamienie, lecz głazy – bo dzisiejszy hejt nie jest lepszy od dawnego kamieniowania, gdy w ruch idą kamery paparazzi czy manipulacje w social mediach.