Po latach męskiej dominacji w literaturze kryminalnej rodzi się nowy fenomen – wielowątkowe powieści pisane przez kobiety. Do uznanych nazwisk, jak Marek Krajewski, Zygmunt Miłoszewski, Mariusz Czubaj, pora dodać nowe: Katarzyna Bonda i Gaja Grzegorzewska.
Obie, choć publikują od lat, właśnie wydały przełomowe powieści. Tworzą nietuzinkowe i pogłębione psychologicznie postaci, oryginalnie skonstruowane fabuły, będące intelektualną i emocjonalną przygodą. Ich książki trafiają w modę na opasłe historie, w których można się zatracić. Są konkurencją dla bardzo lubianych pisarek zagranicznych: Asy Larsson, Camilli Lackberg czy Hilary Mantel.
Ani faceci, ani kobietki
Katarzyną Bondę (rocznik 1977), autorkę, scenarzystkę i dokumentalistkę, na „królową polskiego kryminału" namaścił przy okazji niedawnej premiery jej piątej powieści „Pochłaniacz" Zygmunt Miłoszewski, gwiazdor gatunku.
– Na początku moja dbałość o detale, głębię psychologiczną albo pomysły, by po scenie makabrycznej wprowadzić motyw liryczny, spotykały się z krytyką. Kolegów śmieszyło, że jeżdżę na szczegółowe dokumentacje. Dziś taka praca przygotowawcza to standard – mówi „Rz" Bonda.
W centrum „Pochłaniacza", będącego pierwszą częścią cyklu o Saszy Załuskiej, stoi kobieta, policyjna profilerka opracowująca portrety psychologiczne zabójców. To wyleczona alkoholiczka, samotna matka. Jest pracowita i zmuszona udowodnić swe atuty w śledczej profesji opanowanej przez mężczyzn, trochę jak sama Bonda.